Dlaczego świętujemy Uroczystość Objawienia Pańskiego? – Krzysztof Porosło wyjaśnia

Historia kształtowania się święta Epifanii, czyli Objawienia Pańskiego jest równie fascynująca jak dobry kryminał czytany pośpiesznie z wypiekami na policzkach i z drżącymi dłońmi. Szybkie zwroty akcji. Pytanie nie znajdujące wyczerpujących odpowiedzi. Błędne tropy, niewłaściwe kierunki. Drobne błędy w kluczowych obliczeniach zmieniające całą historię.

Opowieść o Epifanii

Historia kształtowania się święta Epifanii, czyli Objawienia Pańskiego jest równie fascynująca jak dobry kryminał czytany pośpiesznie z wypiekami na policzkach i z drżącymi dłońmi. Szybkie zwroty akcji. Pytanie nie znajdujące wyczerpujących odpowiedzi. Błędne tropy, niewłaściwe kierunki. Drobne błędy w kluczowych obliczeniach zmieniające całą historię. „Śmierć” w otchłani Jordanu, a chwilę później weselna uczta w Kanie. Wielcy ludzie przybywający ze Wschodu, prowadzeni przez niewyjaśnione zjawiska kosmiczne. Wszystko w otoczce pogańskich festiwali, wina lejącego się strumieniami czy rozpustnych rzymskich Saturnaliów. Nie można również zapomnieć o przemożnych wpływach – Wschodu na Zachód, Zachodu na Wschód. A gdzieś między tym wszystkim leży prawda o Epifanii. I kiedy wydaje się, że doszliśmy w naszych poszukiwaniach początków tego święta do końca, że znaleźliśmy rozwiązanie, trafiamy na mur niewiedzy, wątpliwości i pytań, który albo każe poszukiwania rozpocząć od początku, a w najlepszym wypadku, spojrzeć na problem z nieco innej strony. Do dzisiaj – choć zbadanych zostało „wiele” (wiele z bardzo niewielu jakie mamy z tamtych wieków) źródeł – raczej stawiamy pytania, niż podajemy ostateczne odpowiedzi. Kiedy jedni tłumaczą powstanie tego święta argumentami o przezwyciężeniu świąt pogańskich, zaraz inni przedstawiają solidne argumenty pozwalające nam uniknąć „chrystianizacji” misteriów pogańskich. I choć w niniejszym tekście jedynie przebiegniemy przez starożytne źródła, przy niektórych króciutko się zatrzymując, to jednak zapraszam w tę fascynującą podróż do samego źródła (źródeł?) Epifanii.

Skąd „pomysł” na święto?

Mówiąc o święcie Epifanii nie sposób oddzielić go od Bożego Narodzenia, a przynajmniej w pierwszych wiekach (na Wschodzie to już absolutnie koniecznie) należy je omawiać komplementarnie. Wiemy doskonale, że świętowanie Bożego Narodzenia jest wtórne chociażby do Wielkanocy, która była najważniejszych obchodem chrześcijańskim. Na rozwój i potrzebę świętowania tajemnicy Wcielenia wpłynęło wiele czynników, wśród których zdecydowanie do najważniejszych należy wzrost zainteresowania tematem dzieciństwa Chrystusa, walka z gnostykami czy obrona realności Jego człowieczeństwa (także istnienia Jego ciała). Przypomnijmy, że tylko dwie Ewangelie opisują narodzenie Chrystusa (Mt i Łk), i poświęcają dzieciństwu Jezusa relatywnie niewiele miejsca. Można nawet – trochę mylnie – odnieść wrażenie, że narodzenie Chrystusa pierwszych chrześcijan nie interesowało. A jednak bardzo szybko zaczyna się pojawiać literatura apokryficzna, próbująca uzupełnić brakujące wiadomości i rozwinąć naszą wiedzę o dzieciństwie i narodzinach Syna Bożego z Maryi Dziewicy. Pod koniec II w. Orygenes podkreślał, że chrześcijanie nie powinni obchodzić Bożego Narodzenia, gdyż tylko poganie i grzesznicy (np. faraon, albo Herod) obchodzą uroczyście dzień swoich narodzin. Cóż…, to była „teologia” Orygenesa, a znacznie większym problemem była po prostu nieznajomość faktycznej daty narodzin Chrystusa. Chyba nie trudno w to uwierzyć, że nie zachował się akt urodzenia (dla pewności – po prostu go nie było) Chrystusa, który bez wątpienia rozwiązałby sprawę na wieki. A skoro go nie było, chrześcijanie w inny sposób próbowali odkryć tę datę. W miarę precyzyjny sposób możemy stwierdzić, że Chrystus narodził się… przed Chrystusem, tzn. pomiędzy 6 a 4 rokiem przed naszą erą (cóż, niejaki Dionizy Exiguus pomylił się „zerując” licznik kalendarza). Mniej więcej mamy rok narodzin, a co z datą dniową? Tu sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, a co za tym idzie, jeszcze ciekawsza. Zacznijmy od gnostyków.

Gnoza, Bazylides, Aion, Niezwyciężone Słońce, Nil, czyli o tym, co wspólne, a co nowe (tzn. chrześcijańskie) w Epifanii

Proszę mi wybaczyć pewne konieczne uproszczenia, gdyż pisząc wyczerpująco z pewnością nie zdołałbym tego uczynić w ramach internetowego artykułu. Chrześcijańscy gnostycy, o których pisze Klemens Aleksandryjski (ok. 160–220) w swoim dziele Stromata, twierdzili, że to nie tyle fizyczna męka, cierpienie i śmierć Chrystusa przyniosły światu odkupienie, ale wiedza (gr. gnosis), którą Chrystus przyniósł na świat, a która pozwala nam wniknąć w tajniki kosmosu i rzeczywistość duchową. Tym samym, poszukując daty Bożego Narodzenie, nie tyle interesowała ich data fizycznych narodzin (a jeśli tak, o tyle o ile mówiła o szczególnej manifestacji boskości i wiedzy Chrystusa), co raczej miejsca, w których Jego moc i chwała w sposób szczególny rozbłysły dla świata. I tu zaczynamy dotykać słowa epifania. W języku greckim termin epifaneia oznacza nagłe pojawienie się istoty ponadnaturalnej, a także jej widoczne działanie. Służył ten termin również dla wyrażenie odwiedzin cesarza w mieści, oraz do świętowania ważniejszych dat z życia władcy. Dzisiaj najczęściej tłumaczymy go jako objawienie, manifestację boskości Chrystusa.

Ale powróćmy do wpływu filozofii gnostyckiej na pojawienie się tego święta. Klemens Aleksandryjski wspomina o gnostyckim święcie (zwolennicy Bazylidesa), w czasie którego wspominano chrzest Jezusa. Miało się to odbywać 15 lub 11 Tybi, czyli 6 stycznia. Równocześnie w tym czasie odbywało się popularne wśród mieszkańców Arabii oraz starożytnego Egiptu (Aleksandria) pogańskie święto, będące dniem narodzin Aiona z bogini dziewicy Kore. W ten sposób próbuje się wyjaśnić datę 6 stycznia – chrześcijanie podobnie, jak w wypadku Bożego Narodzenia mieliby zastępować pogańskie święta swoimi. I tak, obchodzono by narodziny Jezusa (nie Aiona), który urodził się z dziewicy Maryi (nie Kore). Epifaniusz z Salaminy opisujący to pogańskie święto, które miało być zastąpione chrześcijańskim, łączy je z zimowym przesileniem słonecznym. Problem jednak polega na tym, że również datę 25 grudnia łączy się z przesileniem – obchodzono wtedy pogańskie święto na cześć słońca – święto Sol Invictus (Niezwyciężonego Słońca). Wybrano ten właśnie dzień, gdyż wtedy uważano go za najkrótszy w roku, a że było to przesilenie, zapowiadało konsekwentne zwyciężanie słońca (dzień był coraz dłuższy).

Z dniem 25 grudnia były również związane Saturnalia, czyli doroczne święto ku czci bóstwa zwanego Saturnem. Świętowanie trwało zazwyczaj do 23 grudnia, jednakże data Bożego Narodzenia ustalona na 25 może sugerować, że chciano chrześcijańskie święto ustanowić jako przeciwwagę dla bardzo głośnego i hucznego święta pogańskiego. W każdym bądź razie data 25 grudnia jako dzień Bożego Narodzenia wydaje się, że jest związana z pogańskimi świętami, które chciano „ochrzcić” i zwyciężyć, a równocześnie jest związana z przesileniem zimowym. Skąd jednak pojawia się tu 6 stycznia? Mianowicie z błędów w obliczeniach. Okazuje się, że prawdopodobnie w Egipcie obchodzono dwa święta związane z przesileniem: 25 grudnia i 6 stycznia.

Wspomnijmy tu tylko, że chrześcijanie na Wschodzie 6 stycznia zaczęli świętować nie tyle dzień Bożego Narodzenia, ale dzień chrztu Jezusa w Jordanie. Gnostycy uważali je za największe święto związku bóstwa i człowieczeństwa w Jezusie Chrystusie. To zjednoczenie uwyraźniają gody w Kanie Galilejskiej, które szybko staną się drugim wielkim tematem święta Epifanii. Warto tu wspomnieć o papirusie będącym egipskim lekcjonarzem z V w., które na 6 stycznia przewiduje lekcje właśnie o weselu w Kanie (J 2, 1–7), chrzcie Jezusa (Mk 1, 9–10) oraz kuszeniu Jezusa (Mt 4, 2).

Powiedzmy sobie jeszcze kilka słów o tym temacie wesela w Kanie. Mianowicie wspominanie tego wydarzenia, jako epifanii Boskości Chrystusa, i obchodzenie tego święta 6 stycznia wiąże się z jeszcze jednym egipskim świętem. 6 stycznia Egipcjanie udawali się nad Nil, aby zaczerpnąć wody, która według ich wierzeń była uświęcona, a nawet zamieniała się w wino (wiązało się to z wielkim świętem ku czci Dionizosa; nazywano to święto Pater Liber). Nie trudno dopatrzeń się tu tematu, który został „ochrzczony” świętem Epifanii – objawienia się Bóstwa Jezusa w czasie wesela w Kanie.

Jan Kasjan, żyjący w V w. i pochodzący z Bałkanów, wspomina, że w Egipcie 6 stycznia jest świętem zarazem chrztu Jezusa i Jego narodzin. O ile ów chrzest sobie wyjaśniliśmy, to dzień narodzin Jezusa wymaga jeszcze jednego dopowiedzenia. Mianowicie ewangelista Łukasza wspomina, że Jezus przyjął chrzest w wieku około 30 lat. W tradycji chrześcijańskiej to drobne słowo „około” szybko straciło na znaczeniu. Skoro 6 stycznia był dniem chrztu Jezusa, a na pewno przyjął on chrzest dokładnie w 30 rocznicę narodzin, bardzo szybko stało się to również święto Narodzin Jezusa. Opowiedzieliśmy sobie zatem o pierwszej teorii wyjaśniającej początki święta Epifanii, a naukowo nazywanej „teorią historii religii”. O pierwszej, ale nie jedynej…

Co ma wspólnego Wielkanoc z Epifanią?

Bardzo szybko zakwestionowano, a przynajmniej poddano dyskusji dzień 6 stycznia jako dzień Bożego Narodzenia. Teoria pełnych lat, według której Jezus miał być ochrzczony dokładnie 30 lat po swoim narodzeniu, natrafiła na poważny problem. Przecież, co najmniej wypada, aby Chrystus narodził się dokładnie w dniu, w którym umierał na krzyżu. Nie mógł to zatem być 6 styczeń, gdyż według Ewangelii (dokładnie Jana) Jezus umarł na krzyżu dnia 14 Nisan, czyli na wiosnę. Według kalendarza starożytnego Rzymu przesilenie wiosenne przypadało 25 marca. Ten dzień zatem stał się dniem Bożego Narodzenia. Jednak na bardzo krótko. Dlaczego? Ponieważ niejaki Sekstus Julius Africanus, chrześcijanin z III wieku, bardzo precyzyjnie zrozumiał, że dzień 25 marca to dzień wcielenia Syna Bożego. A to oznacza, że nie jest to dzień narodzin Chrystusa, ale dzień Jego poczęcia w łonie Maryi Dziewicy, które dokonało się w czasie Zwiastowania (widzimy zatem skąd uroczystość Zwiastowania właśnie tego dnia – choć i to w wyjaśnieniu nie jest tak proste). Kiedy dokonamy szybkich obliczeń i do dnia 25 marca dodamy 9 pełnych miesięcy, mamy datę narodzin Chrystusa – 25 grudnia. Czyż nie pięknie to wszystko się zgadza?

Ale mieliśmy mówić o 6 stycznia, a nie 25 grudnia; o Epifanii, a nie dniu Bożego Narodzenia. Bardzo proszę. W Azji Mniejszej (to już wcześniej było widoczne) był inny kalendarz. Ich solarny kalendarz wskazywał na dzień 6 kwietnia jako odpowiednik 14 Nisan księżycowego kalendarza żydowskiego. Zatem 6 kwietnia był dniem śmierci Chrystusa, a 6 stycznia Jego narodzin. I to nie jest jedyny wyraźny związek misterium paschalnego z misterium wcielenia, a szczególnie świętem Epifanii, ale o tym opowiem za chwilę. Te dwie teorie (druga nazywana fachowo „hipotezą obliczeniową” (calculation hypothesis)), albo mogą z sobą rywalizować (jak zwykli pisać o nich najwięksi eksperci w tej dziedzinie, P. Bradshaw i M. Johnson), albo mogą się świetnie uzupełniać. Jak było naprawdę….? Naprawdę trudno powiedzieć. Jedno jest pewne, i o tym, co pewne warto teraz napisać, powoli zmierzając ku finałowi tej historii.

Święto Trzech Króli, czyli o tym, jak się rzecz miała na Zachodzie

Pewne jest to, że już pod koniec II w. i na początku III w Egipcie dzień 6 stycznia stał się świętem zarówno chrztu Jezusa w Jordanie, jak i dniem Jego narodzenia. Święto zaczyna oddziaływać i przechodzić do innych wschodnich kościołów. I tak w Jerozolimie w IV/V w. spotykamy 6 stycznia liturgię Bożego Narodzenia (z procesją z Betlejem do Jerozolimy), o czym informuje nas w swoim dzienniku pątniczka Egeria. Wtedy już święto posiada oktawę. Pod koniec V w. świętuje się tam również chrzest w Jordanie, który to temat powoli staje się centralnym dla całej – bardzo szeroko rozumianej – tradycji wschodniej: Kapadocja, Syria, Antiochia, Konstantynopol.

Za sprawę syryjskiego diakona Efrema w IV w. Epifania zyskała nowy, bardzo ważny temat – przybycie mędrców (magów, królów – jak kto woli; choć jak to z tymi nazwami było, to równie ciekawa historia) ze Wschodu i złożenie Jezusowi darów. Efrem opisuje Epifanię, jako pokłon Magów, symbolizujących cały pogański świat, który w Chrystusie rozpoznał Boga. Bardzo szybko ten temat rozniósł się po całym chrześcijańskim świecie – zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, gdzie do dziś zdominował całe rozumienie święta Epifanii (kto w Polsce mówi na to święto inaczej niż „święto Trzech Króli”?).

Spróbujmy to jednak troszkę usystematyzować. Jesteśmy w IV w. w Rzymie. Dzień 25 grudnia staje się oficjalnym dniem święta Bożego Narodzenia. Potwierdzeniem tego jest dokument z 336 r. noszący nazwę Chronograf roku 354 (dla niewtajemniczonych chronograf to po prostu „księga, która mierzy czas” – jak pięknie ją nazywa J. Kelly; a tak dokładniej to pierwsza wersja kalendarza liturgicznego, w którym zaznaczono święta chrześcijańskie, np. Wielkanoc, gdzie zamieszono spis obchodów męczenników, czy listę biskupów Rzymu). W dokumencie tym czytamy: „Chrystus narodził się ósmego dnia Kalend styczniowych (= 25 grudnia) w Betlejem Judzkim”. Za Rzymem datę tę szybko przyjęły inne Kościoły języka łacińskiego, np. w Afryce Północnej, skąd pochodzą świadectwa św. Augustyna (notabene będzie on również wspominał o święcie Epifanii, które zostało przejęte ze Wschodu). Natomiast Kościoły wschodnie, które obchodziły Boże Narodzenie 6 stycznia, nie od razu przyjęły rzymską datację. Jednak dzięki autorytetowi Rzymu, oraz obecności rzymskich chrześcijan na terenach wschodnich, proces ten zaczął przebiegać dość szybko, i tak w 379 nową datę zaakceptował Kościół w Konstantynopolu, a 7 lat później Kościół antiocheński. Kolebka daty 6 stycznia, czyli Egipt, opierał się dłużej, ale Aleksandria złamała się w 431 r. i również przyjęła dzień 25 grudnia. Najstarszy Kościół – Jerozolimski, nową datę oficjalnie wprowadził dopiero w VI w. Pozostały jeszcze wschodnie Kościoły, które nie przyjęły daty 25 grudnia jako Bożego Narodzenia, np. monofizycki Kościół armeński 6 stycznia obchodzi równocześnie święto Narodzenia Bożego, chrztu Jezusa i Pokłon Trzech Mędrców.

Skoro w IV w. 25 grudnia stało się w Rzymie świętem Bożego Narodzenia i z Rzymu zawędrowało na Wschód, podobny proces dotyczył dnia 6 stycznia, kiedy to święto Epifanii ze Wschodu przybyło do Rzymu. Na Zachodzie znajdujemy potwierdzenie Epifanii już w II poł. IV w. Potwierdza je w swoich hymnach Ambroży z Mediolanu, a w Afryce Północnej Optat z Mileve, a nade wszystko św. Ambroży. Wiążą oni Epifanię z objawieniem Pana, oraz z przybyciem do Jezusa mędrców ze Wschodu. W liturgii rzymskiej najdonioślejszym świadectwem jest 8 mów na Epifanię papieża Leona Wielkiego. Koncentruje się on przede wszystkim na pokłonie Trzech Mędrców.

Trochę inaczej rzecz się miała na terenie Galii, gdzie na liturgię przemożny wpływ miał Wschód. Tam, w V w. Epifanię bardzo mocno upodabniano do święta Wielkanocy, chociażby przez fakt poprzedzenia jej czterdziestodniowym postem, rozpoczynającym się 11 listopada (święto św. Marcina z Tours; nie poszczono w soboty i niedziele, stąd liczba 40 dniu postu). W Galii Epifania była wprowadzona wcześniej niż Boże Narodzenie. A ponieważ była ona uważana za dzień udzielania chrztu na Wschodzie (wszakże wspominano wtedy chrzest Jezusa), a zatem i w Galii zaczęto tę uroczystość obchodzić jako wspomnienie chrztu, a zarazem w mocnym powiązaniu z Wielkanocą (narodziny Chrystusa, w dniu, w którym umarł; wigilia paschalna dniem udzielania chrztu). Stąd też Epifania szybko zyskała swoją wigilię (tak jak i miała ją Wielkanoc), a następnie okres przygotowania – postu (tu mamy początki naszego Adwentu).

Na przełomie VII i VIII w. liturgia galijska zaczyna oddziaływać na rzymską, i stąd motyw chrztu Jezusa w Jordanie i zaślubin w Kanie, zostaje włączony do liturgii rzymskiej. Później – w czasach karolińskich pojawia się oktawa Epifanii, analogiczna do oktawy Bożego Narodzenia. Dzień 8 oktawy, staje się świętem chrztu Pańskiego. Obecnie obchodzimy to święto – kończące okres Bożego Narodzenia – w niedzielę po Epifanii.

Dzisiaj podkreśla się, że liturgia rzymska obchodząc te dwie uroczystości celebruje tę samą tajemnicę Wcielenia i Bożego Narodzenia, akcentuje jednak inny temat: 25 grudnia podkreśla się uniżenie Chrystusa; 6 stycznia znowu Jego Bóstwo, które staje się widoczne w całym świecie – pokłon Mędrców. W Liturgii Godzin jednak do dzisiaj pozostał ślad jedności tego niezwykłego misterium Epifanii – antyfona Benedictus z Jutrzni i Magnificat z Nieszporów z 6 stycznia porusza temat tria miracula (trzech cudów): chrztu Jezusa w Jordanie, wesela w Kanie Galilejskiej oraz pokłonu Mędrców: „Dzisiaj się Kościół złączył z Chrystusem, swoim Oblubieńcem, który go z grzechów obmył w Jordanie; biegną mędrcy z darami na królewskie gody, a woda przemieniona w wino cieszy biesiadników. Alleluja” (Jutrznia); „W tym dniu tak świętym trzy cuda wysławiamy: dziś gwiazda przywiodła mędrców do żłóbka; dziś podczas godów woda stała się winem; dziś Chrystus dla naszego zbawienia przyjął od Jana chrzest w Jordanie. Alleluja”. Równie pięknie o tych trzech misteriach opowiada hymn Nieszporów Epifanii. Przytoczmy zwrotki od 2 do 4: „2. Mędrcy dążyli za gwiazdą,/ Która im drogę wskazała; / Światła w jej blasku szukając, / Boga wyznali darami. / 3. Stanął niewinny Baranek / W nurtach czystego strumienia; / Sam będąc wolny od grzechu, / Zgładził go, nas obmywając. / 4. Nowy to cud Jego mocy: / W stągwiach czerwieni się woda, / Która przelana w puchary, / Winem wybornym się stała”.

Tak w olbrzymim skrócie rysuje się niezwykła historia rozwoju święta Epifanii. Teraz wypadałoby zająć się trochę więcej jej treścią, teologią tego wspomnienia. Nie sposób tego jednak zrobić w jednym opowiadaniu, dlatego proszę pozwolić, że podejmę jedynie mały – dziś już mocno zapomniany wątek – święta Epifanii: temat chrztu Jezusa w Jordanie.

Epifania – objawienie w wodach Jordanu – chrzest

Boże Narodzenie bardzo szybko zyskało trzy Msze, w których ukazywano temat narodzin Syna Bożego w trzech różnych wymiarach: Jego odwiecznych narodzin z Ojca, Jego historycznych narodzin z Maryi Dziewicy w betlejemskiej grocie, Jego narodzin w życiu człowieka. Ten ostatni temat celebrowano w drugiej Mszy Bożego Narodzenia, którą papież odprawiał w Kościele św. Anastazji – był to zatem obchód zmartwychwstania (anastasis = powstanie; zmartwychwstanie). Chrystus rodzi się w naszych sercach przez zmartwychwstanie. W sposób niezwykły zmartwychwstał w nas w czasie chrztu, w którym zanurzyliśmy się w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, jak w 6 rozdziale Listu do Rzymian pisze Apostoł Paweł. Epifania zatem odnosi nas do tajemnicy chrztu (wszakże był to drugi starożytny termin udzielania chrztu obok wigilii paschalnej – liturgii zmartwychwstania), a tym samym do tajemnicy chrztu Jezusa w Jordanie. Chrystus – jak komentują Ojcowie Kościoła – nie wszedł do Jordanu po to, aby wyznać grzechy i uzyskać przebaczenie – wszakże żadnego grzechu nie popełnił. Wszedł On jednak do mętnych od grzechu wód Jordanu, w których Jan Chrzciciel obmywał ludzi z ich grzechu. Jednak wtedy jeszcze Jordan nie miał mocy ostatecznego pokonania grzechu – ten pozostawał w otchłani jordańskich wód. Chrystus wszedł do Jordanu, zanurzył się w wodzie i wynurzając się wziął cały grzech świata na swoje barki, aby ostatecznie zanieść go na Kalwarię i ostatecznie pokonać w śmierci, zastąpieniu do otchłani i Zmartwychwstaniu. Dlatego właśnie św. Jan Chrzciciel nazywa Chrystusa „Barankiem Boży, który gładzi grzechy świata”, co równie dobrze można by przetłumaczyć „Oto Baranek Boży, który niesie grzechy świata”. W chrzcie Jezusa w Jordanie, w Jego męce i zmartwychwstaniu, objawiła się prawda o Nim – Epifania Boga, a równocześnie w tych wydarzeniach, i tym samym w święcie Epifanii, objawia się prawda o nas: jesteśmy zanurzeni w czystych wodach chrztu, nasz grzech jest ostatecznie pokonany przez śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa; Chrystus jest z nami w pełni zjednoczony przez chrzest – to w nas i naszym życiu ma się w pełni objawiać Jego Boska chwała. Epifania to święto każdego chrześcijanina, w którym jednocześnie objawia się prawda o naszym grzechu i prawda o zwycięstwie Chrystusa i Jego chwale w nas. Warto ten dzień przeżyć w tajemnicy naszego własnego chrztu.

I co dalej…

Oczywiście temat Epifanii nie został wyczerpany i wypadałoby pociągnąć ten wątek jeszcze dalej i zapytać o zwyczaje i tradycje, te ludowe i te liturgiczne: wizytę duszpasterską, błogosławienie kredy i domów, znaczenie drzwi napisem C+M+B 2012, czy ogłoszenie daty Wielkanocy. Warto zapytać o to, kiedy magowie (gr. magoi) stali się królami, i dlaczego było ich trzech, albo dwunastu (tradycja syryjska), skoro Ewangelie milczą o ich liczbie, i dlaczego ich imiona tradycyjnie brzmią Kacper, Melchior i Baltazar (zresztą to nie jedyne imiona pojawiające się w tradycji), skoro w Piśmie Świętym ich nie ma. Wypadałoby, ale to nowa, długa i równie fascynująca opowieść, na którą może przyjdzie czas w wigilijny wieczór Epifanii w przyszłym roku…

Opracowano na podstawie:

P.F. BRADSHAW, M. E. JOHNSON, The Origins of Feasts, Fasts and Seasons in Early Christianity, Minnesota 2011, s. 121–157.

J.F. KELLY, Narodziny Bożego Narodzenia, tłum. J. POCIEJ, Kraków 2011, s. 79–102.

Objawienie Pańskie, [w:] Leksykon liturgii, B. NADOLSKI [red.], Poznań 2006, s. 1058–1061.

J.A. JUNGMANN, The Early Liturgy. To the Time of Gregory the Great, London 1976, s. 266–277.

P.F. BRADSHAW, Early Christian Worship. A Basic Introduction to Ideas and Practice, wyd. 2, Minnesota 2010, s. 94–97.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Ks. Krzysztof Porosło

Ks. Krzysztof Porosło na Liturgia.pl

Ksiądz archidiecezji krakowskiej (święcenia przyjął w 2013 r.). W 2015 r. rozpoczął studia doktoranckie z teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Nawarry w Pampelunie (Hiszpania), które ukończył w 2019 r. obroną doktoratu. Od 2019 r. wykłada teologię dogmatyczną na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie. Od września 2020 r. jest diecezjalnym duszpasterzem akademickim przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie. Pomysłodawca i współorganizator rekolekcji liturgicznych „Mysterium fascinans”, które odbywają się od 2008 r. Autor lub redaktor 15 książek poświęconych przede wszystkim zagadnieniom liturgicznym.