Udział w zbawczym zamyśle Boga

Czwartek III tyg. adwentu, liturgia słowa: Iz 54, 1–10; Łk 7, 24–30

Obietnice Pana są niezachwiane. Jeżeli coś obiecał, to na pewno obietnicę wypełni. Ale najważniejsza w Jego postawie jest miłość. Ona jest siłą napędową Jego działania:

Góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą (Iz 54,10).

Miłość Boga jest wyraźnie skierowana w sposób szczególny do człowieka. Święty Paweł mówi o tajemniczym zamyśle miłości. I chociaż czasem wydaje się, jakby Bóg opuścił człowieka, jak to było np. w czasie niewoli babilońskiej wobec całego Izraela, to jednak Bóg pozostaje wierny miłości, którą obiecał. Ta prawda odnosi się do życia każdego z nas.

Istnieją momenty, w których Bóg jest jak gdyby na wyciągnięcie ręki, ale potem przychodzi czas pustyni – jakby Bóg się oddalał. Jest to czas szczególnie ważny ze względu na próbę naszej wierności. Jeżeli w takiej sytuacji wybieramy Boga i Jego polecenia, to znaczy, że Go prawdziwie wybieramy. Wybór ten jednak wymaga stanowczej decyzji i konsekwencji. Trzeba się przełamywać i trwać w otwarciu na prawdę, która czasem jest dla nas przykra. Tylko wówczas jednak możemy mieć udział w zbawczym zamyśle Boga. Punktem zwrotnym jest uznanie swojej słabości.

Jan Chrzciciel, prorok, który przygotowywał Jezusowi drogę, musiał być człowiekiem mocnym duchowo. Pan Jezus dał mu najwyższą ocenę: Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana (Łk 7,28). On głosił chrzest nawrócenia, który otwierał serca ludzi na przyjęcie Boga w postaci Jego Syna. Uznanie własnej słabości pozostaje pierwszym i najważniejszym gestem, który pozwala przyjąć Boga i Jego miłosierdzie. Człowiek, który nie ma dość pokory, aby uznać swoją słabość i rozpocząć pokutę, udaremnia wobec siebie zamysł Boży. Wyznanie własnej słabości nie jest oznaką słabości, ale jest wyrazem wolności wymagającym męstwa. Zwyciężamy bowiem wówczas w największej batalii naszego życia, zwyciężamy naszą słabość i lęk.

Święty Jan Chrzciciel, wzywając nas do tego gestu, przygotowuje w ten sposób w naszym sercu drogę dla Pana. Sam Jan był człowiekiem pokornym, świadomym własnej ułomności. I dlatego otrzymał tak wysoką ocenę w oczach Pana Jezusa. Natomiast pewni siebie faryzeusze i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego (Łk 7,30). Brakło im pokory, czyli odwagi uznania pełnej prawdy o sobie.

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 1, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także