Wracamy do raju

Pamiętam, jak udało mi się kiedyś, na jednej wsi, namówić proboszcza, żeby odprawił Wigilię Paschalną po zachodzie słońca, zgodnie z przepisami. On obawiał się, że przyjdzie mało ludzi, jeśli zrobimy ją zbyt późno. A swoją drogą i tak chodziło na nią bardzo mało ludzi. I jakie było zdziwienie tego proboszcza, gdy po raz pierwszy miał pełny kościół na Wigilii Paschalnej.

Z ks. Stanisławem Mieszczakiem, liturgistą rozmawiają Eliza Litak i Michał Wsiołkowski z Liturgia.pl.

Czym jest Wigilia Paschalna: czuwaniem? Świętowaniem Zmartwychwstania? O co tak naprawdę w niej chodzi?

Myślę, że doświadczenie historyczne Kościoła potwierdzałoby to wahanie, ponieważ i los Wigilii Paschalnej był różny. Pierwsze doświadczenie chrześcijańskie wiązało się z nocnym czuwaniem, które kończyło się brzasku. Znak wschodzącego słońca pomagał bowiem w przeżyciu radosnego spotkania ze Zmartwychwstałym. Ten element zewnętrzny i naturalny niewątpliwie odgrywał ważną rolę dla ludzi związanych tak bardzo z naturą, jak było to kiedyś. Dzisiaj znak światła stracił bardzo na znaczeniu. Mamy bowiem światło elektryczne i nie jesteśmy tak bardzo uzależnieni od światła słonecznego. Stąd i trudniej jest nam zrozumieć doświadczenie wschodu słońca. Ale jednak, mimo wszystko, ten znak wschodzącego słońca zawsze będzie działał pozytywnie na człowieka, który poszukuje głębszych motywacji w swoim życiu. Będzie znakiem wskazującym na inną rzeczywistość niż tylko ta, widziana „gołym okiem”.

Czym są Święta Paschalne? Nawiązują one do przejścia. Zatem to starochrześcijańskie czuwanie etapem w przechodzeniu z ciemności do światła, w gruncie rzeczy ze śmierci do życia.

Później było też inne doświadczenie w Kościele. Wigilia Paschalna praktycznie zanikła. Obrzędy, które dzisiaj celebrujemy jako Wigilię Paschalną, jeszcze nie tak dawno były celebrowane w sobotę rano. Czuwanie przybrało formę adoracji Pana Jezusa w Grobie. Wówczas najważniejszym wydarzeniem Świąt Wielkanocnych stała się, przynajmniej w naszym regionie geograficznym, procesja rezurekcyjna. Odbywała się ona bardzo wcześnie rano, o godzinie piątej lub szóstej. Wiele kosztowało, by tak wcześnie przyjść na tę procesję, a jednak wszyscy szli i przeżywali ją bardzo uroczyście. Czyli był to bardzo ważny znak, który pomagał odkryć Chrystusa Zmartwychwstałego.

Dzisiaj Kościół wrócił do starożytnej, najstarszej tradycji, według której właściwie to już nie tyle oczekujemy na Zmartwychwstanie, ale od początku Wigilii Paschalnej cieszymy się tym najważniejszym wydarzeniem w historii człowieka. Jak mówiłem, wcześniej – sam wschód słońca nie będzie miał dla nas już takiego znaczenia. Próbujemy natomiast skoncentrować się na doświadczeniu duchowym. Człowiek świadomy swej grzeszności ma możliwość związania się z Chrystusem, który wyprowadza go na wolność.

Dwa najważniejsze momenty całej Wigilii Paschalnej to proklamacja ewangelii o Zmartwychwstaniu, poprzedzona długą lekturą tekstów starotestamentalnych i listu św. Pawła, oraz chrzest lub przynajmniej odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych.

Czyli pierwszym punktem kulminacyjnym jest wysłuchanie ewangelii o tym, że apostołowie i niewiasty poszli do grobu i nie znaleźli tam ciała Jezusa. Tę ewangelię w starożytności czytał najczęściej tylko sam biskup. Podczas jej proklamowania – jak mówią nam Ojcowie Kościoła– ludzie często płakali. To najważniejsza ewangelia całego roku. To od poprzednich pokoleń chrześcijańskich uczymy się odkrywać prawdę o pustym grobie Chrystusa.

Zaś drugi punkt kulminacyjny tej liturgii to moment, w którym łączymy się z Chrystusem w Jego śmierci i Zmartwychwstaniu podczas odnowienia naszych przyrzeczeń chrzcielnych. Stajemy się wtedy uczestnikami Jego wydarzenia paschalnego. I nie jest to już tylko fakt, który miał miejsce gdzieś tam w historii, ale stajemy się jego uczestnikami tu i teraz. Dla nas to Zmartwychwstanie dokonuje się teraz. Potem Chrystus wprowadza nas do naszej Ziemi Obiecanej, czyli przyjmujemy Komunię świętą. Jest to nasz powrót do raju! Liturgia słowa zaczęła się od opisu stworzenia świata, potem rozważaliśmy grzech człowieka, i tutaj, w czasie Komunii świętej, mamy powrót do raju i zapowiedź pełni, czyli przebywania z Nim w niebie.

Wydaje mi się więc, że doświadczenie Kościoła usprawiedliwia owo wahanie, czym jest właściwie Wigilia Paschalna. Doświadczenia w historii były różne. Ale dzisiaj nie ma dla nas już wątpliwości: właśnie ona jest punktem kulminacyjnym Świąt Wielkanocnych. To tutaj włączamy się w Jego przejście ze śmierci do życia. Rezurekcja pozostaje jedynie pięknym uzupełnieniem tego, co dzieje się w czasie Wigilii.

Na początku tej liturgii wygłaszane jest Orędzie paschalne – zostaje ogłoszone Święto, Święta Wielkanocne. W czasie liturgii słowa poznajemy dogłębnie na czym te Święta polegają. Słyszymy o pięknie Bożego dzieła stworzenia, przypominamy sobie historię grzechu, a wreszcie kolejne etapy historii zbawienia, czyli odzyskiwania człowieka przez Pana Boga. Wreszcie słyszymy o najważniejszym wydarzeniu: o Chrystusowym Zmartwychwstaniu. Dalej liturgia daje nam możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu przez chrzest święty i jego odnawianie oraz przez ofiarę eucharystyczną. Dzięki tym świętym obrzędom ja staję się uczestnikiem tych wydarzeń.

Więc dla nas Wigilia Paschalna jest rzeczywiście świętowaniem faktu Zmartwychwstania. Ale byśmy mogli w tym fakcie uczestniczyć, byśmy mogli rzeczywiście stać się uczestnikami tych wydarzeń, musimy wziąć pod uwagę ich charakter. Skoro w przypadku Chrystusa jest mowa o „przejściu”, więc i my w tej liturgii – długiej liturgii, pełnej dramatycznych napięć – też „idziemy”. Stąd konieczność czuwania. Ono wyzwala w człowieku umiejętność obserwacji, dostrzegania, zwracania uwagi na pewne rzeczy, których normalnie nie zauważamy. Tak więc czuwanie jest po to, byśmy zauważyli, że jest to już noc Zmartwychwstania.

Z drugiej strony, czy to „mądrze” ze strony Kościoła, że jest Wigilia Paschalna, potem jest Niedziela Wielkanocna, potem cała Oktawa, zwłaszcza poniedziałek, który jest w naszej świadomości świętem, a człowiek zostaje tak naprawdę sam. W Kościele mało się w tym czasie dzieje. Jest wielka radość i podniosły nastrój w Wigilię Paschalną, a potem nagle jakby cisza. Zostaje spacer ze znajomymi, spotkanie, siedzenie przed telewizorem, natomiast trudno już wtedy wrócić do religijnego charakteru.

To trochę prawda! Niestety, zarówno w duszpasterstwie jak i przede wszystkim w naszej kulturze pozwoliliśmy sobie „ukraść”, cały szereg zwyczajów i praktyk religijnych, które były kiedyś związane z tym świętem. Sama niedziela Wielkanocy ma charakter bardzo uroczysty i świąteczny. Kościoły nasze brzmią innym rytmem i innymi melodiami śpiewów. Również dekoracje grobów Pańskich wprowadzają szczególny element do wystroju naszych świątyń.

W niedzielę popołudniu Kościół przewiduje przepiękne nieszpory chrzcielne (zwane też paschalnymi). Powoli wracają one do naszych wspólnot. Oczywiście, wymaga to ponownego przyjścia do kościoła w tym dniu. To, co jest urzekające i najważniejsze w tych nieszporach, to fakt, że w czasie śpiewu psalmów każdy z uczestników idzie do chrzcielnicy i tam wyraża swą wdzięczność (przez dotknięcie, ucałowanie, przyklęknięcie, skłon itd.) za otrzymany dar chrztu świętego. Dawniej, szczególnie w klasztorach, odprawiano takie nieszpory przez cały tydzień po Wielkanocy. Z tego też względu nieszpory w tygodniu paschalnym mają tyle elementów dziękczynienia za chrzest święty. Dzisiaj pragniemy do tego zwyczaju wrócić, choćby w samą tylko Wielkanoc.

Czyli w trakcie nieszporów paschalnych nie odnawiania się chrztu, tylko się za niego dziękuje?

W tę modlitwę wieczorną Kościoła włączone jest dziękowanie za nasz chrzest święty. Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych odbyło się w czasie Wigilii Paschalnej. Mając świadomość otrzymanego daru i umiejąc się nim cieszyć, w pewien sposób przygotowujemy się do otrzymania nowego daru. Postawą wdzięczności za otrzymany dar niejako zapewniam Pana Boga, że jestem gotowy do przyjęcia następnej łaski.

Wracając jeszcze do tego, co „dzieje się” w Kościele po Wigilii Paschalnej wspomnę pewien zwyczaj, który pomagał w przeszłości przenieść świętowanie z kościoła w realia naszego życia. Otóż po powrocie w niedzielę Wielkanocy z kościoła gospodarze szli na pola i kropili je wodą poświęconą właśnie w czasie Wigilii Paschalnej, stawiali na nich krzyżyki wystrugane z drewna opalonego w ogniu na początku liturgii. Te zwyczaje jeszcze gdzieniegdzie po wsiach są pielęgnowane.

Podobnie rzecz ma się z uroczystym śniadaniem w Niedzielę Wielkanocną: myślę, że jest ono w większości naszych rodzin. Pewnie w wielu przypadkach stało się zwykłym śniadaniem. Może jednak istnieje jakaś szansa, żeby przywrócić mu charakter – jeśli nie sakralny, to przynajmniej świąteczny. To w jakiś sposób nawiązywało to posiłków spożywanych przez Zmartwychwstałego z Apostołami.

Innym zwyczajem jest odwiedzanie w Święta grobów naszych zmarłych. Jest to szczególnie godne podkreślenia, gdyż w ten sposób ćwiczymy się w wyznawaniu naszej wiary w ciała zmartwychwstanie. Naszym braciom, którzy już odeszli, zanosimy wieść o zmartwychwstaniu naszego Pana. Ale im nie tyle jest potrzebne ogłaszanie tego faktu, lecz raczej nasza wiara, bo właśnie ona może im pomóc.

Wszystkie te zwyczaje właśnie przenoszą klimat święta z Kościoła w realia życia codziennego.

W następne dni z pewnością nie mamy obowiązku uczęszczać do kościoła. Warto jednak zauważyć, że w czasie oktawy Wielkanocy Kościół używa ogromnie ciekawych tekstów liturgicznych. Przede wszystkim, przez te wszystkie dni ciągle słyszymy ewangelie o spotkaniach z Chrystusem zmartwychwstałym. Drugą myślą przewodnią jest pogłębianie dziękczynienia za chrzest święty.

Więc w Kościele ciągle coś się dzieje. Dla nas pozostaje pewnym zadaniem, jak połączyć wydarzenia w kościele z naszą codziennością. Myślę, że duszpasterze powinni o tym często mówić. Powinni zachęcać wiernych, nawet jeśli są nieliczni, do pogłębiania własnej świadomości w przeżywaniu Świąt. Jest to bowiem Święto, które trwa potem przez 50 dni. Tak, jak kiedyś Izraelici przeżywali swoje wyjście z Egiptu aż do momentu zawarcia przymierza pod Synajem, tak i my świętujemy od Zmartwychwstania do Zesłania Ducha Świętego.

W Wielki Czwartek wiadomo, że odnosimy się do wieczernika, w Wielki Piątek stoimy pod krzyżem. A w Wigilię Paschalną? Jak się odnosi Wigilia Paschalna do czasu i przestrzeni? Na ile jest to celebracja, w której naprawdę dzieje się to, co wspominamy, na ile jest to „tylko” przedstawienie czy wyobrażenie, czy przypomnienie, czy opowieść o tej historii, która była?

Tutaj doświadczenie chrześcijańskie jest znamienne. Proszę zobaczyć, jak wygląda ogłaszanie faktu Zmartwychwstania w ewangeliach. Nie podaje się żadnego świadectwa bezpośredniego, tylko pokazuje się pusty grób. Potem apostołowie głoszą: myśmy Go widzieli żywego. A resztę to każdy musi sobie sam dopowiedzieć. Piotr i Jan idą do grobu, grób jest pusty, widzą tam poskładane chusty, potem spotykają Jezusa żywego. Skąd się wziął żywy, skoro Go widzieli zmarłego? Muszą sobie resztę sami dopowiedzieć. Właśnie tak rodzi się wiara, że On zmartwychwstał. Dla naszego przeżywania świąt wielkanocnych, szczególnie poranka Niedzieli Zmartwychwstania, jest bardzo ważne by pójść i zobaczyć pusty grób. Ktoś, kto przeżywał Wielki Piątek pod krzyżem, a potem idąc do Jego grobu widzi, że jest pusty, musi się pytać – co się stało? Jeżeli jeszcze spotka żywego Jezusa w sakramentach świętych, wtedy ugruntuje swoją wiarę. Ale zauważmy, że podobnie jak w przypadku Apostołów tak i dla nas nie będzie to wiedza doświadczalna, ale doświadczenie wiary. Celem świąt paschalnych jest przede wszystkim wzbudzenie w nas wiary.

Struktura liturgii Wigilii Paschalnej jest więc bardzo logiczna. Kościół obwieszcza najpierw wiernym Dobrą Nowinę o zmartwychwstaniu naszego Pana, potem prowadzi ich do pustego grobu w liturgii słowa i wreszcie pozwala im spotkać się z Nim żywym w sakramentach paschalnych.

W przeżywaniu Niedzieli Wielkanocnej mamy bardzo ważne dwa podstawowe doświadczenia. Pierwsze to pójście do grobu razem z niewiastami i apostołami, zobaczyć, że jest pusty. Drugie wiąże się z wieczornym spotkaniem Apostołów z Chrystusem owego pierwszego dnia tygodnia. Z tego wszystkiego rodzi się później dynamizm ich apostolstwa. Oni nie głoszą prawd katechizmowych i dogmatów. Mówią po prostu: myśmy z Nim jedli i pili po Jego Zmartwychwstaniu. To znaczy, widzieliśmy Go żywego, mimo iż wcześniej umarł na krzyżu. To był istotny element ich kerygmy, przekazu wiary. Tak więc i te dwa miejsca są podkreślone w liturgii i w naszej świadomości: pusty grób i Wieczernik, do którego On przychodzi i mówi: Pokój wam!

Gdy ksiądz mówił, to przypomniał nam się od razu moment na początku procesji rezurekcyjnej, w którym kapłan idzie do grobu, wyjmuje Najświętszy Sakrament i ogłasza: „Chrystus zmartwychwstał”. Niektórym może się mylić, że w liturgii Chrystus właśnie w tym momencie zmartwychwstaje, skoro w tym właśnie momencie kapłan wyjmuje Najświętszy Sakrament, ukazuje go wiernym i od tego właśnie momentu grób jest pusty.

Pewno tak pozostanie w świadomości wielu ludzi, bo taki też jest sens tej procesji. Musimy pamiętać, że procesja narodziła się jako element dramaturgicznego przeżywania świąt wielkanocnych wówczas, gdy zamiast Wigilii Paschalnej mieliśmy ceremonie Wielkiej Soboty i to celebrowane w sobotę rano. Mało kto w nich uczestniczył. Natomiast narzucała się spontanicznie konieczność prostego przedstawienia i może zilustrowania owych najważniejszych wydarzeń. Dlatego zrodziło się to bodajże w Niemczech, gdy wynoszono albo figurę Zmartwychwstałego Pana lub Najświętszy Sakrament. Potem zwyczaj ten rozprzestrzenił się na inne kraje, w tym potem także na Polskę. W końcu w tamtych krajach już w zasadzie zanikł, został tylko w Polsce i może paru innych państwach. Tak więc to wyniesienie Najświętszego Sakramentu z grobu jest elementem wyjaśniającym choć trochę sens świąt wielkanocnych i rzeczywiście może sugerować, że to właśnie jest moment Zmartwychwstania. Jednak liturgia nie przedstawia takiego momentu, w którym moglibyśmy powiedzieć jednoznacznie – On wtedy zmartwychwstał. Powody wyjaśniliśmy wcześniej.

Już od samego początku cała Wigilia Paschalna tętni rytmem Zmartwychwstania „Weselcie się już zastępy aniołów w niebie” – „Exultet iam angelica turba coelorum” – tak się praktycznie zaczyna się liturgia. I świętujemy w niej już samo Zmartwychwstanie. Wszystkie elementy dramaturgiczne są tylko po to, aby dać nam możliwość uczuciowego przeżywania liturgii. A jest to niejednokrotnie bardzo potrzebne, choć z pewnością nie należy do samej istoty. Powiedzmy dokładnie: procesja rezurekcyjna jest najmniej ważnym elementem w całym tym wydarzeniu, w samym przeżywaniu świąt. Oczywiście, jest tak z punktu widzenia teologicznego, bo ze względów duszpasterskich i psychologicznych jest z pewnością ważna.

Powiedzieliśmy o momentach kulminacyjnych: proklamacji ewangelii i odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych, a jak się łączą ze sobą poszczególne fragmenty Wigilii Pachalnej: liturgia światła, słowa, chrzcielna i eucharystyczna?

Może zacznijmy od początku. Wigilia Paschalna narodziła się – jak to znajdujemy w najstarszych opisach – z tego, że wspólnota zbierała się w nocy po to, żeby czytać święte księgi, śpiewać hymny i psalmy, oczekując na moment wschodu słońca. O wschodzie słońca celebrowano eucharystię. Później w trakcie tego czuwania wprowadzono chrzest święty. Już w III wieku był to zwyczaj mocno zakorzeniony i rozpowszechniony. Obrzęd światła narodził się ze względów praktycznych. Skoro wierni zbierali się na czuwanie w nocy, to w pewnym momencie trzeba było zapalić światło. I z początku prawdopodobnie był to zwykły obrzęd zapalania kaganków czy świec. Później doświadczenie dobroczynnego działania światła zaczęto kojarzyć z wejściem i obecnością Chrystusa. Stąd wniesienie światła i zapalanie świec stało się obrzędem przywołującym tę obecność. Powstał hymn „Radosna Światłości”, który jest jednym z najstarszych hymnów jakie znamy. W nim słowo „Światłość” właśnie odnosi się do Jezusa Chrystusa. Więc to Chrystus nas gromadzi. I rzeczywiście, ta liturgia światła, gdzie punktem kulminacyjnym jest poświęcenie nowej świecy paschalnej i ogłoszenie Orędzia Wielkanocnego, jest pierwszym, czytelnym znakiem: Chrystus zmartwychwstały jest pośród nas!

Ale kim jest ten Chrystus? Więc w liturgii słowa widzimy całą historię zbawienia, a w niej Chrystusa. Szczególnie dramatycznie brzmią teksty prorockie, mówiące o konieczności przemiany ludzkiego serca. Ezechiel mówi na przykład „zabiorę wam serce kamienne i dam wam serce z ciała” – to przepiękny tekst z 36 rozdziału Ezechiela, którego właściwie nie powinno się nigdy w czasie Wigilii Paschalnej opuszczać.

Potem przechodzimy do Nowego Testamentu. To przejście z czasem związało się m.in. ze śpiewem Chwała na wysokości Bogu oraz z ponownym wprowadzeniem głosu organów. I wtedy przychodzi ten pierwszy kulminacyjny punkt: Ewangelia, ogłoszenie faktu pustego Grobu.

Mamy jeszcze dwa pytania co do liturgii słowa. Po pierwsze, skąd się wziął zwyczaj modlitw między czytaniami w Wigilię Paschalną, po drugie – od kiedy jest tych czytań akurat tyle.

Jeżeli chodzi o modlitwy, to jest to stara praktyka Kościoła. Od kiedy znamy w liturgii jakiekolwiek wigilie świąt, to ich struktura była i jest następująca: słuchanie Słowa Bożego, odpowiedź psalmem czy hymnem, wreszcie podsumowanie modlitwą. Taka jest rola kolekty: podsumowanie pewnego etapu liturgii. Prawdopodobnie te oracje weszły do liturgii Wigilii Paschalnej dzięki Leonowi Wielkiemu, który był mistrzem w tworzeniu takich syntez modlitewnych.

Natomiast jeśli chodzi o liczbę czytań, to ona się wahała. Na przykład, w obrządku koptyjskim jest ich w tej chwili, o ile się nie mylę dwadzieścia cztery. „Troszkę” więcej niż u nas.

Ale oni na przykład mogą spać w czasie liturgii…

Mogą. Liturgia trwa całą noc, więc trudno się dziwić, gdy ktoś wyjdzie na chwileczkę, gdzieś się zdrzemnie i wróci. To samo widziałem, gdy spędzałem Wigilię Paschalną z prawosławnymi. Tam też liturgia trwała prawie całą noc i nie było żadnym przestępstwem wyjść, napić się czegoś, odpocząć i wrócić z powrotem. Bo to chyba jest normalne: człowiek musi mieć możliwość, małego relaksu po to, żeby dalej mógł uczestniczyć w obrzędach.

Co do tych naszych dzisiejszych siedmiu czytań ze Starego Testamentu. Siedem jest liczbą symboliczną, więc podejrzewam, że jest to dosyć stara tradycja. Na pewno układ czytań się zmieniał i ten dzisiejszy niekoniecznie w całości jest uświęcony tradycją. Jest uświęcony tradycją o tyle, że żadne z tych czytań nie jest wprowadzone przypadkowo. W ramach przeprowadzania reformy grupa uczonych przeprowadziła dogłębne studium nad tym, jak ta struktura kształtowała się w ramach poszczególnych tradycji i Kościołów. Jak to było w liturgii gallikańskiej, hiszpańskiej, celtyckiej itd. Na podstawie tych badań oraz uwzględniając dzisiejszą wrażliwość wierzących stworzono obecną strukturę liturgii słowa. Może ktoś ją skrytykuje, może z czasem sam Kościół zmieni niektóre jej elementy (i ma do tego prawo), ale obecnie jest ona taka i musimy ją respektować. Mamy siedem czytań ze Starego Testamentu i dwa z Nowego. Można zmniejszyć nieco ich liczbę, ale musimy sobie odpowiedzieć jaki z tego pożytek.

A czemu tylko jedno czytanie, poza ewangelią, jest z Nowego Testamentu?

Ponieważ w tej części liturgii chodzi głównie o przedstawienie historii zbawienia i ukazuje się ją na podstawie Prawa i Proroków, zaś dopełnieniem Prawa i Proroków jest Ewangelia. Ona sama by tu „wystarczyła”. Mamy jednak jeszcze drugie czytanie z listu świętego Pawła do Rzymian.

I tu warto wrócić do struktury Wigilii Paschalnej. Zmartwychwstanie jest faktem historycznym, ale po tym, jak usłyszymy o nim w ewangelii, powstaje w nas pytanie: jak nasze życie łączy się z tym wydarzeniem? Zatem, zaraz po liturgii słowa zaczyna się liturgia chrzcielna, która daje nam możliwość wejścia na drogę wyznaczoną przez Chrystusa. Stąd czytanie z listu do Rzymian mówi o naszym zjednoczeniu z Nim w śmierci i w zmartwychwstaniu. Jest to dokończenie historii o wypędzeniu człowieka z raju. Co piękniejszego?

Obecna struktura liturgii paschalnej jest znacznie prostsza w stosunku do tej sprzed 1955 roku, a w niej czytelniejszy jest także dobór czytań.

Co było jeszcze w takim razie w starej liturgii, czego nie ma dzisiaj?

Przede wszystkim, było wyraźne rozdzielenie obrzędów wigilii od mszy św. Wigilia Paschalna była jeszcze czasem oczekiwania na Zmartwychwstanie. W ten sposób nawiązywano do starożytnej tradycji Kościoła. Obrzędy Wigilii sprawowano jeszcze w fioletowych szatach liturgicznych, dopiero w pewnym momencie zmieniano je na białe i rozpoczynała się msza św. wielkanocna. Rozpoczynało się zatem Wigilię Paschalną jeszcze w atmosferze bardziej pokutnej, rozpamiętując Mękę Pańską. Potem, wraz ze zmianą szat liturgicznych, następowała też zmiana nastroju. Dawniej były w kościołach zasłony na główny ołtarz i w niektórych regionach był zwyczaj, że zasłony te na „Chwała na wysokości Bogu” opadały i przed wiernymi odsłaniał się ołtarz w całym swoim splendorze. Przeżywało się to bardzo mocno. Wtedy też ksiądz zmieniał szaty liturgiczne i już zaczynała się Wielkanoc.

Wracając do struktury dzisiejszej Wigilii Paschalnej: rzeczywiście, po tym, co Ksiądz powiedział, wygląda „logicznie”. Wydaje nam się jednak, że większość osób po Wigilii Paschalnej ma tak naprawdę poczucie wielkiego zamieszania. Jest ona tak naszpikowana symbolami i znakami… Czy ksiądz mógłby zwrócić uwagę na najważniejsze symbole i znaki, których nie możemy przegapić?

Pierwszy symbol to zawsze będzie symbol światła – trzeba o nim dzisiaj dużo mówić, bo dla chrześcijan był zawsze ważny, a dzisiaj nie jest sam przez się zrozumiały. Powszechność i łatwość użycia dobrego światła elektrycznego zmieniło nasze patrzenie na ten znak. Kiedyś światło było darem i stąd łatwiej było go skojarzyć z obecnością Chrystusa. Dzisiaj pozostaje nam ten znak po prostu wyjaśniać.

Skoro jesteśmy przy symbolu światła, to warto zwrócić uwagę również na źródło tego światła w czasie obchodów paschalnych. Jest nim świeca. A świeca niesie światło, ponieważ sama się spala. Widzimy więc znak Chrystusa, który przynosi nam światło poprzez swoje wyniszczenie – śmierć. Oczywiście ta śmierć jest uwieńczona później Zmartwychwstaniem i symbolu świecy paschalnej łatwo można dostrzec to radosne światło Chrystusa i element wyniszczenia w postaci spalającej się świecy. Szkoda, że dzisiaj mamy tak mało paschałów prawdziwych. Powszechnie zostały rozpowszechnione różne „protezy”, które ładnie wyglądają, ale tracą swoje znaczenie wobec i tak już trudnego do wyjaśniania znaku. Gdy widać, jak świeca się spala, jak wosk z niej płynie, to widać niejako też i wyniszczanie Chrystusa, który nawet po Zmartwychwstaniu zachowuje rany po swojej męce.

Nie możemy zapomnieć o tym ważnym znaku, jakim jest Słowo Boże, a szczególnie proklamacja Ewangelii – prawdy o Zmartwychwstaniu Chrystusa. To jest kolejny bardzo ważny znak, który nie może zaniknąć pośród innych, ale musi w strukturze Wigilii Paschalnej być wyakcentowany poprzez sposób celebrowania. Najlepiej, żeby ta ewangelia była śpiewana. Dawniej była zawsze śpiewana i choć trudno się zachwycać tylko tym, co było dawniej, to logika i „zdrowy rozum” pokazują, że to wyjątkowy moment i zostaje proklamowana wyjątkowa perykopa ewangeliczna. W tym kontekście warto zauważyć, że również skracanie czytań powoduje zubożenie tego znaku w czasie Wigilii.

Następnie mamy znak wody. Nawet, jak nie ma w czasie Wigilii chrztu świętego, to jednak błogosławi się wodę, która pozostaje później do chrztu na cały okres paschalny. Pan Bóg poprzez całą historię zbawienia przygotowuje ten znak po to, żeby w pewnym momencie stał się znakiem naszego chrztu. Modlitwa błogosławieństwa wody wyjaśnia nam sens tego symbolu. Przywołuje obrazy o Duchu Bożym, który unosił się nad wodami; o przejściu Izraelitów przez Morze Czerwone; o chrzcie Chrystusa w Jordanie i wreszcie o krwi i wodzie, które wypłynęły z przebitego boku Jezusa na krzyżu.

Później kolejny symbol, ogromnie ważny, a raczej nie symbol, ale fakt komunii świętej. To jest komunia święta wielkanocna, czyli komunia święta, która jest podsumowaniem całego Triduum. Powtarzamy i słusznie, że Wielki Czwartek jest dniem ustanowienia Eucharystii, ale pamiętajmy, że wówczas Pan Jezus ustanowił znak, który napełnił dopiero potem: poprzez swoją Ofiarę na krzyżu i przez swoje Zmartwychwstanie. Od Wigilii Paschalnej przyjmujemy więc Komunię świętą wielkanocną.

To są te najważniejsze, według mnie, znaki i symbole. Ale jest ich oczywiście dużo więcej. Takim znakiem jest też choćby odnowienie przyrzeczeń chrztu świętego, które jest jednocześnie naszym „powrotem do źródeł”, ale też służy coraz bardziej świadomemu przeżywaniu naszej śmierci z Chrystusem i powstawaniu do nowego życia. Sam znak chrztu świętego celebrowany w tym momencie, jako nasze przejście ze śmierci do życia. W starożytnych baptysteriach było o wiele bardziej widoczne. I wiele jeszcze innych znaków.

Powtarzam: w liturgii Wigilii Paschalnej jest wiele pięknych symboli, ale wymagają one szczegółowego wyjaśniania. Po to właśnie jest komentator w czasie liturgii paschalnej. Ma on być pomocnikiem uczestników liturgii.

Właśnie, jak ksiądz widziałby rolę komentatora w czasie liturgii paschalnej? Ma co chwilę wychodzić na ambonę i wszystko tłumaczyć?

Trzeba zakładać, że w ciągu swego życia wierni uczestniczą w Wigilii Paschalnej wiele razy i nie należy myśleć w czasie jednej celebracji tłumaczyć wszystkiego. Mądry duszpasterz będzie rozkładał akcenty. Sam już przygotowywałem kilka komentarzy (trzy z nich są opublikowane) i w każdy jest trochę inny. I mam świadomość, że żadnego z nich nie da się czytać w czasie liturgii w całości. Są zbyt obfite. Trzeba wybrać: w tym roku powiem o tym, na przyszły rok o czymś innym… Myślę, że w ten sposób zawsze można nasze rozumienie liturgii pogłębiać.

Komentarz zawsze musi być dyskretny. Komentator to pomocnik uczestnika, a nie drugi celebrans, który zaczyna dyktować, narzucać pewien rytm. Nie może przedłużać liturgii, musi wykorzystywać tylko wolne chwile, może jedynie sugerować: zwróćcie uwagę na to, zwróćcie uwagę na to, a nie powtarzać co będzie za chwilę samo przez się zrozumiałe w czasie liturgii. Na przykład źle jest, jeżeli ktoś przed czytaniami mówi, o czym będzie czytanie. Jest to zupełnie bez sensu. Można wskazać na istotną myśl czytania, gdyż słuchacz czasem ma trudności z jego wyłowieniem. Dobry komentarz to sztuka. Niektórzy mówią, że komentarz do liturgii jest niepotrzebny, ale przekonuję się coraz bardziej, że jest wręcz konieczny. To był też znak działania Ducha Świętego, kiedy po reformie soborowej wrócono do funkcji komentatora. Właściwie nie pełnił on nigdy tak ważnej roli jak dzisiaj, w odnowionej liturgii. Nawet w przeszłości komentator był jedynie kimś, kto jednym lub drugim słowem jedynie zapowiadał obrzęd, sugerował przyjęcie odpowiedniej postawy. Do wyjaśniania w dawnych wiekach była tzw. mistagogia – czyli czas po celebracji, kiedy wyjaśniano obrzędy. Natomiast w czasie obrzędów raczej nigdy sobie na to nie pozwalano. Jest to zatem pewne novum, aczkolwiek oparte na pewnej tradycji historycznej w Kościele.

Skoro nie da się wszystkiego wyjaśnić w czasie liturgii, jest ona z góry skazana na to, że mnóstwo znaków będzie w pewien sposób „zagubionych”.

Liturgia ma stworzyć poczucie, że stoję wobec tajemnicy, którą muszę ciągle zgłębiać. Ma być dla mnie pewnym wyzwaniem. I jeżeli jedno zrozumiem, a drugiego nie, to może z pragnieniem dalszego pogłębiania przyjdę za rok, czy za jakiś czas. Na pewno liturgia to nie jest katecheza ani wykład. Liturgia to nie jest sama w sobie tajemnica, to jest pewna droga do odkrywania tajemnicy, więc nie mogę mieć pretensji, że wszystkiego nie zrozumiałem. Nawet wypada mieć świadomość pewnej wciąż jeszcze nieodkrytej tajemnicy. Może zbyt łatwo wpadamy dzisiaj w pułapkę, żeby wszystko wyjaśniać. Wydaje mi się, że doświadczenie Kościoła katolickiego i innych obrządków chrześcijańskich jest w tym względzie jednoznaczne: musimy mieć poczucie uczestniczenia w tajemnicy, i nie bać się tego, że nie wszystko rozumiemy.

Ale przypadku Wigilii Paschalnej jest jeszcze jeden problem: jest raz w roku, ludzie jej zasadniczo nie znają, a kościoły są bardzo zatłoczone. I nawet nie są w stanie dostrzec tych wszystkich znaków. Między innymi dlatego paschał bywa plastikowy, a nie woskowy, bo wierni nawet tego nie widzą. Więc czy to nie grozi zubożeniem„odbioru liturgii”? Czy może tym się nie trzeba przejmować, bo to są po prostu względy praktyczne?

Mamy kilka możliwości rozwiązania. Na pewno dużo elementów z Wigilii Paschalnej powraca w katechezie. Już nie potrafię powiedzieć, w których klasach, ale wiem, że każdy katechizm nawiązuje do niej. To jest pierwsza rzecz.

Druga: współcześnie mamy bardzo wiele, bardzo różnorodnych gazetek parafialnych. I aż się prosi, by publikować w nich – oprócz bardzo potrzebnych wiadomości na temat życia parafii – również artykuły formacyjne na temat tego, co się dzieje w czasie liturgii, jak ona wygląda itd. Po prostu dać wiernym przewodnik na liturgię Wigilii Paschalnej. Wtedy mogą się do niej przygotować, a nawet już po liturgii, kiedy pewne znaki zobaczą a nie zrozumią, będą mieli możliwość spokojnego pogłębienia tych treści w domu.

Kolejna możliwość pojawia się z mediami. Coraz częściej i to nie tylko katolickie uczestniczą w naszych uroczystościach. Relacje z tych uroczystości docierają zatem do wielu ludzi. Nie zawsze te relacje są poprawne z punktu widzenia treści kościelnych, nieraz wymagają skorygowania. Ale mamy coraz większą liczbę dziennikarzy, którzy uczciwie przychodzą i pytają o znaczenie danej liturgii W każdej gazecie, w każdym radiu czy telewizji próbuje się coś o danym święcie powiedzieć i często dziennikarze robią to dobrze. Rzadko zdarza się, że próbują „kombinować” na własną rękę – wtedy pojawiają się czasem komentarze po prostu śmieszne. Ale wiele jest dobrych. Nawet powiedziałbym, że czasem zazdroszczę… Kiedyś słuchałem w radiu Katowice komentarza do obchodów Wielkiego Piątku i dziennikarz zrobił to znacznie lepiej niż komentator w kościele. Naprawdę, pod tym względem widać wiele dobrego i możemy się cieszyć.

Czyli: katecheza, gazetki parafialne, media. Należy te możliwości wykorzystywać. Wszystkiego na pewno nie da się zrobić tylko i wyłącznie w czasie samej celebracji.

Z jednej strony jest pytanie o to, na ile ludzie mogą odkryć treści zawarte w liturgii Wigilii Paschalnej, ale z drugiej: jak tę liturgię przygotować? Gdzie znaleźć granicę między praktyką i wymaganiami rzeczywistości a duchem liturgii, który w tej akurat celebracji wymaga tego, aby sprawować ją z pietyzmem, z zaangażowaniem, z gotowością do poświęcenia dużej ilości czasu,. Są wspólnoty, które mają czas, mają taką ochotę, ale są też wspólnoty czy parafie, gdzie jest, na przykład, dużo starszych osób, dla których jest problemem, żeby w tej liturgii tak późno i tak długo uczestniczyć. Gdzie znaleźć tę granicę; w którym miejscu „postawić na ducha liturgii”, a w którym skorzystać z tego, że dokumenty pozwalają na skromniejsze jej sprawowanie, czy – bardziej ogólnie – na dostosowanie jej do wspólnoty?

Liturgia to nie tylko to, co jest w zapisane księgach, ale należy brać pod uwagę także zmysł wiary uczestniczących w celebracjach. To, co jest w księgach, staje się liturgią wówczas, gdy konkretny człowiek to przeżywa. Stąd istnieje konieczność dostosowania przekazu zawartego w księgach i przepisach liturgicznych do potrzeb danej wspólnoty. Jeżeli to jest wspólnota ludzi starszych, którym ciężko jest wytrwać przez dłuższy czas – chociaż nie jestem przekonany, że to akurat ludziom starszym się tak śpieszy – to należy to uwzględnić. Tylko boję się, że często bywa tak, iż to opinia jednego człowieka albo niewielkiej grupy staje się dominująca.

Podstawową cechą chrześcijanina jest być pokornym. Pokornym jest ten, kto umie troszczyć się o prawdę. Taka jest zresztą definicja pokory. I człowiek pokorny będzie umiał dobrze słuchać. Będzie umiał słuchać Bożego głosu i będzie umiał słuchać swojej wspólnoty. To najłatwiej dostrzec właśnie w czasie takich celebracji. Proszę na przykład zauważyć, jak bardzo stają się męczące dla uczestników wszelkie formy teatralności, przesadne i zbyt ekstrawaganckie formy gestów w celebrowanej liturgii. Może mogą się podobać jeden raz, jako taki „fajerwerk”, ale nie mogą funkcjonować dłuższy czas. Natomiast Kościół, dzięki swemu doświadczeniu, wypracował takie „metody”, które pozwalają wiernym w czasie liturgii zachować „wolność ducha”. I z tym doświadczeniem Kościoła musimy się liczyć. Prostota gestów, ich czytelność pomagają.

A jednak Ksiądz powiedział o „fajerwerkach”, że raz na jakiś czas mogą być dobre. Po pierwsze, co by Ksiądz określi już jako taki „fajerwerk”, a po drugie, czy Wigilia Paschalna nie jest tak wyjątkową nocą, że jej celebracja może być bardziej, nie powiem efekciarska, ale efektowna? Czy tutaj też musimy się pilnować?

Pewno wszędzie trzeba się pilnować, w tym przypadku tym bardziej, bo ta liturgia rzeczywiście jest raz do roku… Mówiąc o „fajerwerkach” miałem na myśli głównie różnego rodzaju popisywanie się, i to zarówno celebransa, jak i organisty czy scholi. Czasami chodzi tylko o to, by coś „zabłysło”, by fajnie „wypadło” – tylko czy to tak w liturgii ma być? Każdy piękny element musi być zharmonizowany z całością. Występ scholi, chóru, jeżeli jest dobrze zharmonizowany z rytmem całej liturgii, na pewno „fajerwerkiem” nie będzie. Jeżeli dana wspólnota może sobie pozwolić na wprowadzenie chóru, czy na zaproszenie dobrego śpiewaka do psalmów w czasie liturgii słowa, to jest to kapitalne. Ale jeżeli posługa liturgiczna przeradza się w koncert, to na pewno jest „fajerwerkiem”. Nieraz trzeba nawet form nadzwyczajnych, by podkreślić święto. We Włoszech na przykład na zakończenie mszy świętej w Wielkanoc używa się prawdziwych fajerwerków. I dobrze! Niech tak będzie, widać, że wszyscy się cieszą ze święta, byle nie kosztowało to zbyt wiele wspólnoty. Ale jeżeli wszystko zmierza tylko ku temu, żeby się „pokazać”, to zdecydowanie coś takiego nie licuje z liturgią. Więc ciągle trzeba pilnować owego „ducha liturgii”. Jeżeli naprawdę w przygotowaniu liturgii szuka się przy tego, co Boże, jeżeli czyni się z tego swoją modlitwę, to na pewno będzie to dobre.

Wracając do pytania o ową granicę, a raczej rozsądne proporcje między przepisami a praktyką. Myślę, że tutaj kluczowa jest właśnie pokora tego, który jest odpowiedzialny za liturgię. Wcale nie myślę tu o liturgistach, ale przede wszystkim o pasterzach parafii. Oni muszą umieć słuchać i Kościoła, i swoich owieczek, a przez to znaleźć odpowiednią formę liturgii.

Pamiętam, jak udało mi się kiedyś, na jednej wsi, namówić proboszcza, żeby odprawił Wigilię Paschalną po zachodzie słońca, zgodnie z przepisami. On obawiał się, że przyjdzie mało ludzi, jeśli zrobimy ją zbyt późno. A swoją drogą i tak chodziło na nią bardzo mało ludzi. I jakie było zdziwienie tego proboszcza, gdy po raz pierwszy miał pełny kościół na Wigilii Paschalnej. Dlaczego? Przyczyna była prosta. Ludzie skończyli pracę na roli, poszli do domu, obmyli się i przyszli spokojnie na święto. Nie chcę powiedzieć, że ten proboszcz nie znał swoich parafian, bo był to dobry duszpasterz. Warto jednak czasami poradzić się rady duszpasterskiej, zapytać bezpośrednio wiernych. Oczywiście, nie może także zapominać o wymaganiach Kościoła, które nie zawsze muszą się wszystkim podobać, a jednak są obowiązujące.

A czy są w liturgii paschalnej takie ustępstwa, na jakie nie wolno iść, żeby liturgia paschalna pozostała liturgią Wigilii Paschalnej?

Tutaj wiele rzeczy Kościół zdefiniował bardzo jasno. Po pierwsze, rozpoczynanie Wigilii Paschalnej przed zachodem słońca jest zakazane. A w praktyce.. . Niektórzy biskupi lokalni wprost powtórzyli ostatnio ten zakaz. Druga rzecz, to czytania. Ponieważ jest to wigilia i liturgia ma być czuwaniem, więc siłą faktu ten charakter czuwania musi być oddany przez większą ilość czytań. Ich minimum zostało określone na trzy czytania. Ale to ma być minimum, nie zasada! Nie wolno też Wigilii Paschalnej odprawiać w jakiś małych zgromadzeniach, w niewielkich grupkach. Na Wigilii ma być zebrana cała wspólnota. Wprost istnieje zakaz odprawiania jej w oratoriach czy prywatnych kaplicach. W Wigilii Paschalnej liczy się przede wszystkim doświadczenie całego Kościoła – trudno je przeżyć w takiej małej grupce. Jakimś wyjątkiem mogą być rekolekcje, na przykład w ramach formacji animatorów liturgicznych Ruchu Światło-Życie. Przeżywają oni jeden raz w życiu Triduum Paschalne w formie rekolekcji po to, żeby potem w przyszłości służyć ludowi Bożemu we własnych wspólnotach. To przykładowe przeżycie będzie im służyło potem jako wzorzec. Tak więc taki wyjątek jest uzasadniony. Inne przypadki są niedopuszczalne z punktu widzenia prawa kościelnego.

Takie są chyba najważniejsze wymogi. Nie wspomnę już o takich rzeczach, jak używanie plastikowych urządzeń, które mają przypominać paschał. Jest to też wprost zakazane, między innymi w liście Stolicy Apostolskiej o przygotowaniu i przeżywaniu świąt paschalnych z roku 1987. Ale tutaj często praktycyzm zabija ducha. W ten sposób zabija się sens symbolu, prawdziwy znak. Ale to są bolączki, które powoli trzeba korygować. Może trudno, żeby było inaczej.

A nie ma Ksiądz wrażenia, że to się zaczyna powoli zmieniać?

Tak! Jestem o tym przekonany! Przede wszystkim, musimy mieć świadomość, że Wigilia Paschalna jest w pewnym sensie novum: praktycznie została przywrócona jako nocna celebracja 50 lat temu, w 1955 r. Od tego czasu mentalność powoli się zmieniła. Jeszcze jakieś 20 lat temu, pamiętam, że kościoły we Wigilię Paschalną były puste. W Wielki Piątek wszystkie były przepełnione, potem ludzie przychodzili do nich dopiero na rezurekcję. Takie było po prostu przyzwyczajenie przez ostatnie wieki. Dlatego dzisiaj, kiedy mówimy o Wigilii Paschalnej i o zwyczajach z nią związanych, to pamiętajmy że ma ona– w takim kształcie jak dzisiaj – tak naprawdę dopiero 50 lat. Pewno, że to są dwa pokolenia, ale może to jeszcze nie jest wystarczająco dużo czasu, aby wytworzyć klimat odpowiedni do świętowania. Dużą też rolę będą odgrywać w przyszłości młodzi duszpasterze, dopiero wychodzący z seminariów, już ukształtowani w tym duchu. Nie wiem, na jak długo starczy im energii, ale jeżeli będą mieć taką gorliwość, jaką mieli starzy duszpasterze, to myślę, że to wszystko dobrze się zapowiada. Także nowe katechizmy, które wciąż wyjaśniają symbolikę paschalną, przyzwyczajają nas do tej zmiany. Więc proces odzyskiwania tej tak starej, że aż prawie zapomnianej tradycji chrześcijańskiej, na pewno jest długi. Jest coraz lepiej. Widzę to na przestrzeni moich lat posługiwania kapłańskiego. Dlatego jestem optymistą. Widzę że Wigilia Paschalna coraz bardziej jest traktowana jako prawdziwe świętowanie i chwała Bogu za to.

Jeśli się otworzymy na wezwanie Kościoła i „pójdziemy za Nim”, to Kościół rzeczywiście, jak dobra matka, poprowadzi nas przez liturgię. To, do czego wzywa nas liturgia Kościoła w czasie Wigilii Paschalnej, jest niezwykłe. Mimo, że co roku tę liturgię przeżywam; mimo, że ją przestudiowałem, to jest ona dla mnie zawsze pewnym novum, wspaniałym novum, które co roku przeżywa się troszkę inaczej. Myślę, że tak jest dla każdego. Chyba, że ktoś rzeczywiście bez żadnego zaangażowania uczestniczy w liturgii, to wtedy rozumiem, że staje się ona nudna. Ale Wigilia Paschalna jest tak naprawdę zawsze pewnym novum i jest tak silnym przeżyciem, że… dobrze iż jest tylko raz do roku.

Może to pytanie nie jest ściśle liturgicznie, ale bardzo prosimy o odpowiedź z liturgicznego punktu widzenia. W dwóch słowach, nawet jeśli to niemożliwe: co zrobić, żeby dobrze przeżyć Triduum Paschalne?

Przepięknym przygotowaniem jest oczywiście Wielki Post. Bardzo proszę zauważyć, ile razy powtarzało się w okresie Wielkiego Postu, szczególnie w jego trzecim tygodniu, wezwanie do tego, byśmy przygotowali się na przeżycie świąt paschalnych. Tym, co najmocniej łączy się z Wielkim Postem, to modlitwa, post i miłość bliźniego. To są trzy podstawowe elementy. Aby dobrze uczestniczyć w liturgii Triduum Paschalnego, nie wystarczy wiedza o tym, czym ona jest i jak ona wygląda. Muszę więc poprzez modlitwę odnowić moją wiarę w Boga i mój kontakt z Nim; poprzez post nauczyć się kierować samym sobą, a poprzez miłość bliźniego nauczyć się drugiego człowieka dostrzegać. Dopiero wtedy mogę przeżywać to, co przeżywał Chrystus, który zjednoczony z Ojcem – ofiarował siebie – dla nas. Triduum jest naśladowaniem Chrystusa, więc musimy jak On: umieć dostrzec Ojca, umieć ofiarować siebie, a także dostrzec drugiego człowieka, za którego On się ofiarował. W przeżywaniu liturgii zawsze, ale w liturgii paschalnej szczególnie, ważne jest to dostrzeganie drugiego. Ważna jest również wiara, która mówi mi, po co i dlaczego uczestniczę w tej liturgii. Z kolei ważne też, gdy przychodzi zmęczenie, by mieć „metody” zapanowania nad sobą. Widzicie, jak się to wszystko układa w spójny system?

A jakieś rady „ostatniej szansy” dla tych, którzy „przegapili” Wielki Post i zorientowali się za późno, że nie są jeszcze gotowi na Triduum? To chyba Jan Chryzostom napisał: niech się cieszą ci, co pościli i ci co nie pościli…

Mimo wszystko, nie ma możliwości przeżycia Triduum Paschalnego, jeśli się zapomni o tych trzech wezwaniach: do modlitwy, postu i miłości bliźniego. Nie wyobrażam sobie dobrego przeżycia Wielkiego Piątku, jeżeli nie będę pościł. Nie wyobrażam sobie przeżywania Wielkiego Piątku i następnych dni, jeżeli się ograniczę tylko do zewnętrznych form nabożeństwa, nie próbując się naprawdę modlić ani wzbudzać w sobie wiary. Ja muszę wiedzieć i odkrywać to, czemu Jezus za nas umarł i zmartwychwstał. Gdy uczestniczę w adoracji krzyża, to nie wystarczy, że ucałuję krzyż, bo tak wypada. Ja muszę ten krzyż z wiarą chwycić. Co do miłości bliźniego, to pamiętam na przykład z dzieciństwa, że zawsze wychodząc w Wielki Piątek z domu do kościoła trzeba było najpierw mamę i tatę przeprosić, podobnie zresztą jak przed każdą spowiedzią. Oczywiście, ta miłość bliźniego może się przejawić w innej formie, ale to dostrzeżenie drugiego człowieka, który koło mnie żyje, musi znaleźć tutaj swoje miejsce. Okres Wielkiego Postu służył do pogłębienia tych cnót. Niemniej jednak i ci „z ostatniej chwili” mogą się włączyć w tę logikę Kościoła.

Czyli widzicie: ciągle mamy te same zasady. Nie wiem, czy innych rad potrafiłbym udzielić. To znaczy, rad można dawać wiele, wszystkie one mogą być ważne, ale ich duch zawsze polega na tym samym, na tych trzech wymiarach relacji: do Pana Boga, do drugiego człowieka i do samego siebie. Nawet, jeżeli się nie udało ich realizować w Wielkim Poście, to przynajmniej odrobina dobrej woli pójścia w tym kierunku przyniesie z pewnością pozytywne owoce. A myślę na koniec, że konieczna jest każdemu pokora w słuchaniu i w przyjmowaniu Pana objawiającego się nam pod postacią znaków liturgicznych.

Bardzo Księdzu dziękujemy za rozmowę.

Zobacz także