Rytuał chrztu i jego symbolika

Z ks. Maciejem Zacharą MIC rozmawia redakcja Liturgia.pl

Jakie są początki rytuału chrztu, skąd wzięła się taka forma?

W czasach Jezusa, w samym judaizmie, jak i poza nim, istniały różne obmycia i kąpiele rytualne. W judaizmie miały one miejsce na przykład przy wprowadzaniu w urząd nowych kapłanów. Istniała również praktyka rytualnej kąpieli towarzysząca przyjmowaniu prozelitów. Niektórzy uczeni, np. słynny anglikański liturgista, Gregory Dix, byli przekonani, że chrzest chrześcijański wywodził się z żydowskiego chrztu prozelitów. Ta teza jest jednak niepotwierdzona, ponieważ nie da się powiedzieć, czy chrzest prozelitów był stosowany już w czasach Jezusa, czy też został wprowadzony w okresie późniejszym. Ablucje były również w użyciu w różnych wspólnotach żydowskich, np. u Esseńczyków. Jest taka hipoteza i ona ma cechy prawdopodobieństwa, że Jan Chrzciciel był związany właśnie z Esseńczykami. A ryt chrztu Janowego jest już bliski chrztowi chrześcijańskiemu. Po pierwsze, nie jest to chrzest tylko rytualny, ale wiąże się też z egzystencjalną decyzją przemiany życia. Po drugie zaś, jest udzielany przez szafarza, co jest bardzo ważne dla chrztu chrześcijańskiego. Warto zauważyć, że czasownik „chrzcić” w Nowym Testamencie figuruje z reguły w stronie biernej, a więc jako „być ochrzczonym”. Nikt nie może ochrzcić sam siebie, nikt nie może sam sobie udzielić sakramentu.

Jak wspomniałem rytualne kąpiele istniały również poza judaizmem. Symbolika wody jest uniwersalna a jednocześnie klarowna: woda jest symbolem i życia i śmierci, ale również oczyszczenia. Św. Cyryl lub Jan Jerozolimski – bo nie wiadomo do końca, który z nich jest autorem słynnych IV-wiecznych katechez mistagogicznych – będzie rozwijał tę symbolikę w kontekście Pawłowej teologii chrztu jako zanurzenia w śmierci Chrystusa po to, aby razem z Nim wejść w nowe życie. Zanurzenie w wodzie to znak złączenia ze śmiercią Chrystusa. Wynurzenie to znak narodzenia do nowego życia, zmartwychwstania razem z Chrystusem.

Tertulian w swoim traktacie O chrzcie mówił o potopie jako prefiguracji chrztu…

Najczęściej przywoływane przez Ojców biblijne prefiguracje chrztu to Duch Boży unoszący się nad pierwotnymi wodami, właśnie potop,  oraz przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. Niektórzy Ojcowie odnajdywali starotestamentowe prefiguracje chrztu również w tekstach, których my byśmy na pierwszy rzut oka z chrztem nie wiązali. Przykładowo św. Ambroży znalazł taką prefigurację w opowiadaniu o uczniu Elizeusza, który zgubił siekierę w wodzie (2 Krl 6,1-7). Elizeusz rzucił drewienko na wodę i siekiera wypłynęła. Ambroży odnajduje w tym drewienku rzuconym na wodę symbol krzyża, który nadaje wodzie moc uświęcania.

Wracając do pytania o genezę formy chrztu w chrześcijaństwie. Jak się ma chrzest Janowy do chrztu chrześcijańskiego?

Podstawowy, centralny ryt chrzcielny, wspólny chrztowi Janowemu i chrześcijańskiemu to jest oczywiście zanurzenie w wodzie. Chrystus postąpił tu zgodnie ze swoją pedagogiką, właściwą też dla pedagogiki Boga w epoce Starego Testamentu, tzn. wykorzystywania czegoś, co już jest znane. Chrzest Janowy był znany i popularny, na co wskazuje fakt, że wspólnoty go praktykujące istniały jeszcze co najmniej przez kilkadziesiąt lat po śmierci Jana. Jezus więc wykorzystuje to, co jest znane, ale jednocześnie nadaje temu radykalnie nowe znaczenie. Chrzest chrześcijański nie jest chrztem Janowym. Istnieje co prawda pewien zagadkowy fragment w 4. rozdziale Ewangelii Jana, który mówi, że faryzeusze dowiedzieli się, iż Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan, dodając od razu, że to nie sam Jezus chrzcił, ale Jego uczniowie. Cokolwiek byśmy myśleli o tych chrztach to nawet gdyby to sam Jezus ich udzielał, nie jest to jeszcze chrzest chrześcijański. Nie ma mowy o chrzcie chrześcijańskim przed Paschą. Przykazanie udzielania chrztu daje Jezus już po swoim zmartwychwstaniu. To jest chrzest udzielany w imię Jezusa, to znaczy po pierwsze z Jego mandatu, a po drugie taki, który ustanawia specjalną relację z Nim, oznacza wejście do mesjańskiej wspólnoty Jego uczniów. Owocem tego chrztu jest przyjęcie Ducha Świętego. Chociaż tu akurat widać pewien pluralizm teologiczny Nowego Testamentu: z jednych tekstów można by wnosić, że Duch Święty jest udzielany w samym chrzcie, np. z Listu św. Pawła do Tytusa (Tt 3,4-7), z innych z kolei, że przyjęcie Ducha Świętego dokonuje się w następstwie przyjęcia chrztu. No i mamy też zupełnie wyjątkowy kazus setnika Korneliusza, jego krewnych i przyjaciół, na których Duch Święty zstąpił jeszcze przed chrztem.

A do której z tych opcji odnosi się to zdanie z Dziejów Apostolskich (8,14-17) o tych, którzy byli już ochrzczeni, ale na żadnego Duch jeszcze nie zstąpił?

Mowa tu jest o działalności apostołów Piotra i Jana w Samarii. Nakładają oni ręce na ochrzczonych przez diakona Filipa. Część komentatorów dopatruje się tu istnienia już odrębnego sakramentu bierzmowania, co mi się wydaje interpretacją trochę na siłę. Cokolwiek by to oznaczało wiadomo jedno: jednym z następstw przyjęcia chrztu jest otrzymanie Ducha Świętego.

Czy ten pierwotny chrzest jest już związany z formułą trynitarną? Można by tak sądzić choćby po zakończeniu Ewangelii Mateusza (28,19), gdzie Jezus mówi uczniom: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

Tego nie wiemy, nie możemy być bowiem pewni czy jest to już jakaś formuła liturgiczna.

Jak rozwijał się rytuał chrztu?

Przede wszystkim chrzest musi być poprzedzony głoszeniem Ewangelii i nawróceniem. Jest to widoczne już na planie źródeł nowotestamentalnych – chrzest dworzanina etiopskiego dokonany przez Filipa musiał być poprzedzony wyznaniem wiary w Jezusa. Jednakże świadectwa mówiące o zinstytucjonalizowanym katechumenacie pochodzą dopiero z III wieku.

Już poczynając od II wieku, rytuał chrzcielny rozwija się o pewne obrzędy dodatkowe, takie jak namaszczenie. Tu pojawia się coś ciekawego. Tertulian, przykładowo, wyraźnie mówi o namaszczeniu, które następuje po chrzcie, natomiast najstarsze świadectwa syryjskie odnotowują fakt namaszczenia przed chrztem, co też można różnie interpretować. Jakkolwiek, namaszczenie wonnym olejem stało się symbolem Ducha Świętego. Być może ów obrzęd przedchrzcielny, zresztą jedyny w rytuale syryjskim, wskazuje na płodność duchową samego chrztu. Jednym z późniejszych obrzędów (m.in. w liturgii galijskiej), który następnie przeszedł do liturgii rzymskiej i był obecny nieomal do czasów nam współczesnych, jest obrzęd wlania oleju do wody chrzcielnej. Jest on odczytywany jako symboliczne zapłodnienie wody chrzcielnej przez Ducha Świętego, który daje jej moc uświęcenia. To namaszczenie, które następowało po chrzcie, ma z jednej strony wymiar chrystologiczny: ten, kto przyjmuje chrzest, mówiąc językiem św. Pawła, jest przyobleczony w Chrystusa, a więc zostaje również Christos – „Namaszczony”. Tym namaszczeniem jest Duch Święty. W późniejszej tradycji rzymskiej funkcjonują aż dwa namaszczenia pochrzcielne, ale prawdopodobnie wywodzą się one z jednego obrzędu. W tradycji rzymskiej, w czasie chrztu udzielanego ludziom chorym prezbiter namaszczał neofitę w oczekiwaniu na mającą się później dokonać interwencję samego biskupa, któremu ta tradycja zastrzegła sakrament bierzmowania. A ponieważ biskupi ze swej strony, bierzmując, również namaszczali, utrwaliła się w naszym rycie aż do tej pory praktyka dwukrotnego namaszczenia, które późniejsza tradycja, aż do naszych czasów, interpretuje jako, odpowiednio: chrystologiczne i pneumatologiczne. Pierwsze z nich wyraża „uchrystusowienie”, drugie – osobowy dar Ducha Świętego.

A jaka są dzieje obrzędu przyoblekania białą szatą?

Co ciekawe, teologia wczesnochrześcijańska większą wagę przywiązywała do symboliki zdjęcia szat przed chrztem, niż do nałożenia szat po chrzcie. Zdjęcie szat to symbol zwleczenia z siebie starego człowieka z jego uczynkami. O białej szacie mówił na Zachodzie w IV w. św. Ambroży z Mediolanu, widząc w niej znak niewinności nowego stworzenia. W naszej tradycji rzymskiej obrzęd ten istniał, ale chyba nie przywiązywano do niego wielkiej wagi, bo dopiero Pontyfikał rzymsko-germański z połowy X w. podaje specjalną formułę słowną towarzyszącą nałożeniu białej szaty: „Przyjmij białą szatę, świętą i nieskalaną, którą zaniesiesz przed trybunał Chrystusa”. Formuła ta nieznacznie tylko różni się od tej, którą podaje potrydencki Rytuał Rzymski. Z kolei niektórzy liturgiści karolińscy widzieli w białej szacie, którą neofita miał na Eucharystii, znak szaty godowej na uczcie królestwa. W znaku szaty ważny jest nie tylko biały kolor ale również czynność jej nakładania. Przyobleczenie nowej szaty odczytywać należy jako przyobleczenie Chrystusa, co się dokonuje w sakramencie chrztu. Najpóźniej w rycie rzymskim, w tych obrzędach, które towarzyszą chrztowi, pojawił się ryt przekazania zapalonej świecy. W źródłach jest on poświadczony dopiero w Pontyfikale Rzymskim z wieku XII. Niemniej, opiera się on na bardzo dawnej tradycji rozumienia chrztu jako duchowego oświecenia.

Ten wymiar chrztu jest chyba mocno podkreślany przez tradycję wschodnią?

Tak, w języku greckim ci, którzy bezpośrednio przygotowywali się do chrztu, byli nazywani photidzomenoi – „mający zostać oświeceni”. Zresztą podobnie w terminologii łacińskiej – otrzymywali miano illuminandi. Ryt wręczenia zapalonej świecy jest z jednej strony wyrazem tego aspektu chrztu – chrztu jako oświecenia, z drugiej strony jest znakiem wyraźnie eschatologicznym: płonąca lampa w ręce. Cały szereg tekstów biblijnych odwołuje się do tej symboliki: niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie, A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze (Łk 12,35-36). Motyw lampy jest oczywiście również podstawą przypowieści o dziesięciu pannach, które wychodzą z lampami na spotkanie Oblubieńca. Zresztą formuła ta zawarta w obrzędzie przedsoborowym także mówi: „Weźmij świecę płonącą i nienagannie strzeż Chrztu swojego, zachowuj przykazania Boże, abyś, gdy Pan przybędzie na gody, mógł wyjść na jego spotkanie ze wszystkimi Świętymi”. Jest to więc znak wyrażający eschatologiczny wymiar chrztu – to, co się zaczyna w momencie chrztu, posiada perspektywę wieczności.

Kiedy pojawia się praktyka zamiany zanurzenia w wodzie na polanie wodą? I czy to wynika z jakichś odrębnych interpretacji symbolicznych, czy też stanowi to po prostu ekwiwalent na zasadzie pars pro toto?

Wiele wskazuje na to drugie. To jest to zjawisko, na które wskazywał Romano Guardini, pisząc o zatracaniu zdolności symbolicznej. W okresie pełni średniowiecza zaczęła następować pewna redukcja znaków symbolicznych, wówczas ryt zanurzenia stopniowo zastąpiło polanie. Chociaż warto również zdać sobie sprawę z tego, że zanurzenie zawsze było możliwe. W rytuale trydenckim jako pierwszą możliwość podawano polanie, równolegle jednak istniała rubryka mówiąca o tym, że możliwe jest zanurzenie.

Można by się zastanawiać na ile przebieg tego obrzędu (zmiana z zanurzenia na polanie) mogła odzwierciedlać zmianę w akcentach: ze śmierci i zmartwychwstania razem z Chrystusem na oczyszczenie z grzechów. Na zasadzie odmiennych konotacji niesionych przez te dwie czynności?

Być może. Rzeczywiście w sytuacji chrztu człowieka dorosłego dużo czytelniejsza jest symbolika zanurzenia jako śmierci człowieka dotychczasowego i narodzin do życia nowego. W kontekście chrztu dzieci, w chrześcijaństwie zachodnim (chrzest dzieci staje się dominujący od wieku VI, wyjąwszy późniejsze chrystianizacje terenów misyjnych) może się wydawać bliższa symbolika oczyszczenia z brudu grzechu, z którym człowiek się rodzi. Natomiast niewątpliwie zmiany liturgiczne bardzo często następują po prostu z motywów praktycznych, za którymi potem podąża teologia.

W historii chrześcijaństwa był dość długi okres, w którym powstawały baptysteria, specjalne budynki podporządkowane określonemu sposobowi myślenia o chrzcie. Jak wyglądał obrzęd chrztu w takich baptysteriach?

W najstarszych źródłach, takich jak Didache czy Tradycja Apostolska jest wskazanie, że jeśli można, należy chrzcić w wodzie bieżącej. Nie jest powiedziane, dlaczego, można się natomiast domyślać – woda bieżąca, bijąca ze źródła, jest znakiem Chrystusa – źródła wody żywej. Woda żywa, czyli woda bieżąca. Dalszym etapem są specjalne baptysteria, które świadczą o wielkim znaczeniu, jakie Kościół przywiązuje do celebracji chrztu. W centrum baptysterium znajdowała się sadzawka chrzcielna. Nie była ona wystarczająco głęboka, by człowiek stojący mógł się w niej zanurzyć cały. Jeśli jednak przykląkł, był w niej zanurzony po szyję; w czasie chrztu szafarz zanurzał trzykrotnie jego głowę. Chrzest odbywał się w pomieszczeniu zamkniętym. Nie uczestniczyło w nim całe zgromadzenie liturgiczne, zresztą też z innego powodu – wymogów przyzwoitości, gdyż kandydat do chrztu schodził do sadzawki chrzcielnej zupełnie nagi.

Stąd poświadczona np. w Constitutiones Apostolorum instytucja diakonis, które namaszczały kobiety po chrzcie…

Tak, biskup wylewał olej na głowę kobiety, a diakonisa dokonywała namaszczenia.

… gdyż było to namaszczenie całego ciała.

Tak. Jeśli chodzi o baptysteria, to oddzielną kwestią jest ikonografia – mozaiki, freski, przedstawiające symbole biblijne. Jeden z ulubionych motywów wystroju baptysterium to scena chrztu Chrystusa w Jordanie, jako pewien paradygmat chrztu chrześcijańskiego. Do nich należały również obrazy łani bądź jelonków pijących ze źródła, jako nawiązanie do psalmu 42 (Tak jak łania pragnie wody ze strumieni…). W dawnym rzymskim rytuale Wigilii Paschalnej, po czytaniach ze Starego Testamentu, przy śpiewie psalmu 42 następowała procesja do baptysterium.

Czy w rytuale chrzcielnym funkcjonowała symbolika kierunków świata?

Rytuały nic nie mówią na temat kierunków w czasie samego chrztu, tj. rytu wody. Natomiast są dwa momenty istotne przed wejściem do baptysterium: wyrzeczenie się szatana i wyznanie wiary. W mistagogii Ojców Kościoła mowa jest o tym, aby wypowiadając formułę wyrzeczenia się szatana, wszystkich jego spraw, całej jego pompy i pychy, zwrócić się na Zachód. Natomiast wyznanie wiary jest wypowiedziane w kierunku wschodnim.

W aktualnym rytuale Wigilii Paschalnej mamy obrzęd poświęcenia wody przez umieszczenie paschału w naczyniu z wodą, która będzie potem użyta do chrztu. Jaka jest jego geneza tego obrzędu?

Obrzęd ten powstał w karolińskiej Galii i stamtąd wszedł na trwałe do rytu rzymskiego. Jego sens tłumaczą słowa, którym ten obrzęd towarzyszy: „Niech zstąpi na tę wodę moc Ducha Świętego”. To jest moment epiklezy chrzcielnej, a obrzęd zanurzenia paschału to znak nadania wodzie duchowej płodności. Tradycja zna też inne obrzędy towarzyszące błogosławieniu wody chrzcielnej, niezachowane w rytuale posoborowym, mające to samo znaczenie: trzykrotne tchnienie, nawiązujące do Ducha Bożego nad wodami u początków dzieła stworzenia albo wylanie oleju krzyżma do wody chrzcielnej.

Jednocześnie trudno nie zauważyć, że można ten ryt odczytać jako nawiązanie do symboliki seksualnej.

Jak najbardziej. Krzyżmo wlane do wody chrzcielnej to znak duchowego nasienia zapładniającego łono Kościoła, z którego rodzą się jego nowe dzieci. Podobnie niektórzy komentatorzy odczytują najstarsze praktyki syryjskie: najpierw namaszczano olejem kandydata, który dopiero potem schodził do wody. Jedni widzą w tym swoistym odwróceniu kolejności – zstąpienie Ducha Świętego a potem wejście do wody – nawiązanie do epizodu z 10. rozdziału Dziejów Apostolskich, kiedy Duch Święty najpierw zstąpił na Korneliusza, a dopiero potem został on ochrzczony, a inni uważają, że jest to rodzaj ekwiwalentu późniejszej galijsko-rzymskiej praktyki wlewania oleju do wody. Olej wylany na neofitę czyni duchowo płodnym źródło chrzcielne w momencie zejścia do wody.

Wiadomo, że w pierwszych wiekach chrzczono przede wszystkich ludzi dorosłych. A gdyby zadać pytanie o zasadność dokonanego później przełożenia puntu ciężkości z chrztu dorosłych na chrzest dzieci. Co Kościół zyskał?

Jedno trzeba wyraźnie podkreślić: chrzest dzieci jest praktykowany nieomal od samego początku. Nie mamy na to bezpośredniego dowodu w Nowym Testamencie, natomiast te praktykę poświadcza już wprost Tertulian w swoim traktacie o chrzcie. Traditio Apostolica mówi, że jeżeli są dzieci, to należy najpierw ochrzcić je, a jeżeli nie mogą odpowiadać za siebie, niech mówią za nich rodzice lub opiekunowie. Jest to więc praktyka znana już od starożytności. Z drugiej strony, nie od razu w rodzinach chrześcijańskich praktyka chrztu dzieci stała się powszechna. Historia odnotowuje, że niektórzy z Ojców Kościoła, np. św. Bazyli czy św. Grzegorz z Nyssy, wychowali się w rodzinie chrześcijańskiej, natomiast zostali tylko zapisani do katechumenatu.

Również św. Hieronim nie przyjął chrztu aż do wieku młodzieńczego.

Z punktu widzenia teologicznego, chrzest człowieka dorosłego jest praktyką normalną, ponieważ jest rzeczą naturalną, iż chrzest człowieka zakłada wiarę. Natomiast chrzest niemowląt należy nazwać uzasadnionym i w pełni dopuszczalnym wyjątkiem, ponieważ człowiek chrzczony jako niemowlę nie dokonuje jeszcze sam aktu wiary, natomiast, jak to ujmuje dzisiejszy rytuał, jest chrzczony „w wierze Kościoła” wyznanej przez jego rodziców i chrzestnych.

A czy chrzest dzieci możemy nazwać inicjacją?

Oczywiście. Inicjacja do życia Bożego dokonuje się przez sakrament. Trzeba uważać, żeby tego słowa nie rozumieć czysto katechetycznie. Kiedy Ojcowie mówili o „inicjacji” czy „wtajemniczeniu”, mieli na myśli same sakramenty, przez które następuje wtajemniczenie w życie chrześcijańskie. Co nie neguje, oczywiście, pewnej formacji, także formacji katechetycznej, która stanowi aspekt inicjacji, ale dodatkowy.

W jednym z artykułów nazywa Ksiądz chrzest „łaską darmo daną”.

Niewątpliwie w przypadku chrztu dzieci darmowość i uprzedzający charakter łaski Bożej jest szczególnie widoczny. Istnieje pogląd, iż rozwój praktyki chrztu dzieci nastąpił na skutek Augustyńskiej teologii grzechu pierworodnego. Poniekąd było odwrotnie. Augustyn rozwinął tę teologię w oparciu o praktykę chrztu dzieci, rozumując w ten sposób, że chrzest jest sakramentem udzielanym na odpuszczenie grzechów. Małe dzieci nie mają grzechów osobistych, a jednak są chrzczone, więc muszą być uwolnione od jakiegoś grzechu.

Jaka była rola rodziców dziecka w samym obrzędzie chrzcielnym?

Rola rodziców dziecka polegała przede wszystkim na przyniesieniu i przedstawieniu ich Kościołowi. W samym rytuale, aż do ostatniego soboru rola rodziców była raczej niewielka.

Mniejsza niż chrzestnych?

Zdecydowanie. Tym, który odpowiadał w imieniu dziecka był chrzestny. Obecny rytuał jasno rozdziela role i zdecydowanie  bardziej akcentuje rolę rodziców niż chrzestnych, wychodząc z założenia, że to rodzice są pierwszymi biorącymi udział w misji przekazania wiary temu dziecku.

Obecny rytuał chrzcielny mocno się różni od tego używanego przed Soborem Watykańskim II. Jak ma się jeden do drugiego

Sens reformy obrzędu chrztu został wyrażony w Konstytucji o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium. Chodziło przede wszystkim o to, aby dostosować go do rzeczywistej sytuacji niemowląt.

W jakim sensie?

Stary obrzęd składał się w dużej mierze z okrojonych wersji obrzędów dawnego katechumenatu osoby dorosłej, które początkowo były rozłożone na dłuższy okres czasu. Przykładowo obrzęd tchnienia i naznaczenia znakiem krzyża miały miejsce przy wejściu do katechumenatu. Również ryt soli. Odmówienie Symbolu Wiary i Modlitwy Pańskiej to ślady dawnego obrzędu przekazania tych formuł katechumenom, zaś obrzędy egzorcyzmów to odpowiednik dawniejszych skrutyniów. Obrzęd Effetha i wyrzeczenie się szatana, to dawne rytuały przedchrzcielne, które były odprawiane w Wielką Sobotę rano. Wyznanie wiary to ślad dawnego redditio symboli, oddania Symbolu Wiary, który również miał miejsce w wielkosobotni poranek. Wprowadzone po Soborze zmiany miały na celu uwzględnienie rzeczywistej sytuacji dziecka, to znaczy zniesienie czegoś takiego, że na słowa skierowane do katechumena odpowiada ktoś inny. Zamierzenie było na pewno w dużej mierze słuszne, natomiast efekt finalny można różnie oceniać, a w każdym razie zadać przynajmniej kilka szczegółowych pytań odnośnie tego, dlaczego niektóre obrzędy zostały przeformułowane tak a nie inaczej.

Czy to znaczy, że rytuał stracił na zmianach?

Jeśli mam być szczery bardzo mi jest szkoda niektórych elementów, rozpoczynając już od wstępnego dialogu:

– Czego żądasz od Kościoła Bożego?
– Wiary.
– Co ci daje wiara?
– Życie wieczne.
– Jeżeli chcesz osiągnąć życie wieczne, zachowuj przykazania: „Będziesz miłował Pana Boga Twojego” itd…

Dialog ten sam w sobie może być przedmiotem i medytacji i katechezy. Poza tym w nowym rytuale istnieje bardzo silny, wręcz zbyt silny rys dydaktyczny. Przynajmniej część liturgistów, jak najbardziej posoborowych, uważa to za jego mankament. Co rusz mamy tam do czynienia z pouczeniami skierowanymi do rodziców i chrzestnych. „Przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze” itd. Ten motyw powtarza się jak refren w różnych formułach. Mogę to zrozumieć o tyle, że był to obrzęd opracowywany już w obliczu dramatycznego kryzysu wiary, gdzie było widać, że przekazywanie wiary dzieciom w rodzinie działa coraz słabiej. Rytuał miał być swojego rodzaju środkiem zaradczym. Pytanie tylko, czy to jest skuteczne. Jeżeli rodzic chrześcijański jest świadomy – bo ja bym nawet nie mówił o obowiązku czy powinności, ale raczej o powołaniu, misji przekazania wiary – tego typu rytualne napomnienia nie są wcale konieczne. Natomiast jeśli takiej świadomości nie ma, nie wierzę, aby przez króciutki rytuał, w którym ktoś uczestniczy przez moment i jest skoncentrowany na wielu innych sprawach, słowa obrzędu mogły odnieść jakikolwiek skutek.

Mówiąc o zaletach dawnego rytuału i o wątpliwościach co do braku pewnych jego elementów w nowym, to warto wspomnieć o rycie soli i egzorcyzmach. Ryt soli jest bardzo stary, poświadczają go najstarsze dostępne nam źródła rzymskie. Ma on bardzo silny fundament biblijny: „Wy jesteście solą ziemi”, „Miejcie sól w sobie”, „Niech mowa wasza będzie zaprawiona solą”. Sól jest symbolem Bożej Mądrości, a także elementem „konserwującym”, który, jak mówił jeden z Ojców: „sama w sobie nie ma mocy oczyścić, ale ma moc zachować to, co już zostało przez Boga oczyszczone”. Jeśli natomiast chodzi o egzorcyzm, to w dawnym rytuale mamy do czynienia z egzorcyzmami w sensie ścisłym, tzn. z formułami, w których kapłan zwraca się wprost do złego ducha. Ten aspekt w nowym rytuale chrztu jest niezwykle stonowany. W miejsce egzorcyzmu mamy formę modlitwy wstawienniczej, błagalnej. Inna jeszcze rzecz, na którą zresztą zwrócono uwagę zaraz po ukazaniu się nowego Ordo Baptismi Parvulorum, to fakt, iż nie ma tam żadnego odniesienia do grzechu pierworodnego. Ani w rytuale, ani w samym wprowadzeniu teologiczno-pastoralnym do niego. Ta rzecz została nieco skorygowana w kolejnym wydaniu. Ta sytuacja była wynikiem świadomego wyboru: nowy rytuał miał mniej zwracać uwagę na aspekt oczyszczający chrztu („negatywny”), a bardziej mówić o efektach „pozytywnych” – wszczepieniu w Chrystusa oraz w Kościół. Pytanie, czy trzeba tworzyć taką alternatywę: albo-albo. 

Jak Ksiądz postrzega odejście od egzorcyzmów w nowym rytuale?

Wynikało to z przeświadczenia – można się zastanawiać, czy słusznego – że dawny rytuał, nosząc na sobie ślady obrzędów, które dawniej były bardziej rozłożone w czasie, jest zanadto przeciążony egzorcyzmami. Zadziałało w pewnym sensie prawo wahadła. Poza tym ewidentnie decyzja ta łączyła się z pewną niechęcią do mówienia o diable i zbyt optymistyczną wizją natury człowieka. Moim zdaniem należałoby sobie zdecydowanie życzyć pewnego wzmocnienia wymiaru egzorcystycznego obrzędów chrzcielnych.

Ale w zasadzie teraz alternatywa jest taka: albo można poprosić o chrzest w dawnym rycie albo zostać przy nowym. Nie można ich mieszać.

Zdecydowanie nie.

W Kościele prawosławnym udzielanie sakramentu chrztu jest nierozłącznie związane z udzieleniem bierzmowania i Eucharystii; można powiedzieć, że stanowią one integralny element liturgii chrzcielnej. U nas nastąpiło rozłączenie tych sakramentów. Nie jest to chyba coś świeżej daty?

Przez długi czas, na Zachodzie aż do XI-XII w., było rzeczą dla wszystkich oczywistą, że liturgia chrzcielna musi być zwieńczona przyjęciem Eucharystii. Do tego stopnia, że u niektórych autorów pojawiają się wątpliwości, czy chrzest, po którym nie następuje przyjęcie Eucharystii, jest w ogóle ważny. Problem ten rozważał choćby św. Augustyn, interpretując w sposób bezwzględnie literalny tekst: „jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53).  Chrzest jest bramą do pozostałych sakramentów. Obecny, posoborowy rytuał podkreśla to w ten sposób, że chociaż nie ma tam udzielenia Komunii świętej, to odmówienie Modlitwy Pańskiej i udzielenie błogosławieństwa następuje przed ołtarzem. Jest to znak, że sakrament chrztu otwiera drogę, która znajduje swoje zwieńczenie w sakramencie Eucharystii. Jest o tym mowa w formule wprowadzającej do Ojcze nasz.

Jeśli natomiast chodzi o sakrament bierzmowania to został on w tradycji rzymskiej odłączony od sakramentu chrztu wyłącznie z powodów dyscyplinarnych. Kwestią zasadniczą było to, iż jego udzielanie zostało zastrzeżone dla biskupa. Co ciekawe jednak, to we wczesnośredniowiecznych księgach liturgicznych, mniej więcej do XIII w. pojawia się następująca rubryka: Si episcopus adest, statim confirmari eum oportet et postea communicare, sin autem communicetur a presbytero, czyli: „Jeśli jest obecny biskup, należy natychmiast udzielić bierzmowania, a następnie Komunii, jeśli zaś nie ma, to wtedy prezbiter udziela mu [neoficie] Komunii”. Sytuacją modelową, zwyczajną jest przyjęcie całej triady sakramentów: pełne sakramentalne tajemniczenie chrześcijańskie.

Wydaje się, że aktualnie bierzmowanie jest rozumiane w kluczu mocno dydaktycznym, a w każdym razie jakoś wiąże się z tak czy inaczej rozumianą „dojrzałością”.

Tak, ale to jest dziedzictwo postoświeceniowe. Ta tendencja do opóźniania wieku bierzmowania, jak też odwracania sekwencji sakramentów: chrzest-Eucharystia-bierzmowanie zamiast chrzest-bierzmowanie-Eucharystia zaczęły się we Francji w XVIII w. I stały się normą w wieku XIX.

Zobacz także