Moje lektury: Wojciech Sumliński

Wpis niby na temat pozaliturgiczny, ale nie tak do końca, bo dotyczy spraw które bardzo serio skłaniają do modlitwy za Ojczyznę, co akurat łączy się z dopiero co obchodzoną uroczystością Matki Bożej Królowej Polski.

W ostatnich dniach przeczytałem najnowszą książkę dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” (Warszawa 2015) i gorąco ją rekomenduję. Jak się zaczyna ją czytać, nie sposób się od niej oderwać, chociaż nie jest to lektura ani łatwa ani przyjemna. Przeciwnie, dotyka spraw ciężkich i mrocznych, ale jest to obowiązkowa lektura z wychowania obywatelskiego (za moich czasów był taki przedmiot w szkole). Między ujawnionymi przez Sumlińskiego faktami a kreowanym w mediach głównego nurtu obrazem gospodarza Pałacu Prezydenckiego – dobrodusznego i poczciwego włodarza, który nawołuje do zgody i chce „łączyć a nie dzielić”, jest po prostu przepaść nie do zasypania.

Zarówno tę książkę Wojciecha Sumlińskiego jak i dwie wcześniejsze („Z mocy bezprawia”, Warszawa 2011 i „Z mocy nadziei”, Warszawa 2013) powinni szczególnie przeczytać ci, którzy żyją w złudzeniu, że III RP jest naprawdę „demokratycznym państwem prawa” a ostatnie ćwierćwiecze to czas „największego sukcesu Polski w całych dziejach”. Książki Sumlińskiego są ważne dlatego, że nie są pisane w służbie jakiegoś polityka czy partii, nie są teoretyzowaniem czy fantazjowaniem dyktowanym jakimś „ideologicznym uprzedzeniem”, tylko są po prostu opowiedzeniem historii, prawdziwej i bardzo dramatycznej, a sam Autor za swoją działalność zapłacił i płaci nadal straszliwą cenę. Wszystkie trzy książki są thrillerami, które napisało i pisze życie (dwie poprzednie książki mają zresztą takie właśnie podtytuły). Przy okazji, po zakończeniu lektury „Niebezpiecznych związków Bronisława Komorowskiego” przyszła mi gorzka i zawstydzająca refleksja, że ja sam do tej pory w moim życiu nie zaryzykowałem dla Jezusa Chrystusa nawet ułamka tego, co zaryzykował i ryzykuje Wojciech Sumliński dla Polski.

Tutaj można posłuchać przykładowych rozmów z Autorem o sprawach poruszanych w tych książkach (co oczywiście nie zastępuje lektury):

https://www.youtube.com/watch?v=zWhVc7YO4Jg

Książki pokazują skalę choroby naszego życia publicznego, ale też nie ma co się łudzić, że to tylko ci „na górze” są źli a na dole społeczeństwo jest zdrowe.  Oczywiście „wielki świat” podsuwa pokusy w o wiele większej skali, ale co do istoty są to pokusy wspólne wszystkim ludziom (pokusy chciwości i żądzy władzy), którym może ulegać także „zwykły człowiek” w najbardziej prozaicznych czynnościach codziennego życia. I myślę, że wielu jest gotowych bez oporów głosować w wyborach na bohaterów afer i przekrętów wg może nawet często nieuświadamianego schematu: „Ci może będą patrzeć przez palce na różne moje małe przekręciki, a z tamtymi oszołomami to nic nie wiadomo co im przyjdzie do głowy” (ziemkiewiczowa metafora „mafii” i „sekty” jest wg mnie bardzo adekwatna).

Warto przy okazji jeszcze wspomnieć o grupie książek Wojciecha Sumlińskiego nt. śledztwa w sprawie mordu na bł. ks. Jerzym Popiełuszce („mord założycielski III RP” – określenie Cezarego Gmyza): „Kto naprawdę go zabił?”, „Teresa. Trawa. Robot” i „Lobotomia 3.0”. Sumliński pisał m.in. o śledztwie prowadzonym przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego, które całkowicie podważało wersję oficjalną o okolicznościach mordu, przy czym śledztwo to dwukrotnie było Witkowskiemu odbierane w kluczowych momentach. Pamiętam jak przed kilku laty słuchałem referatu pewnego księdza o bł. ks. Jerzym (nie pamiętam już nazwiska ani funkcji prelegenta) w ramach sympozjum o męczennikach z okresu komunizmu. Prelegent w pewnym momencie zaczął mówić o śledztwie prok. Witkowskiego. Z dobrotliwym i wyrozumiałym uśmiechem zaczął kreować wizerunek prok. Witkowskiego jako kogoś trochę narwanego i nieodpowiedzialnego, kto nagle wymyślił sobie, że za mordem stali generałowie Kiszczak i Jaruzelski i postanowił za wszelką cenę to udowodnić, dlatego podważa wersję oficjalną, ale to przecież takie niepoważne… Ot, taki prokurator – mitoman, który coś sobie uroił i zaczął nam bruździć, dobrze że zabrano mu śledztwo. Trochę dziwny obraz jak na doświadczonego i bardzo skutecznego prokuratora, który w ponad 300 sprawach procesowych ani razu nie przegrał. Nie mam złudzeń, wiem że w samym Kościele nie brak ludzi, którzy woleliby, żeby sprawy mordu na ks. Jerzym zbyt dokładnie nie drążyć. A jeden ze sposobów wyciszenia niewygodnego tematu to właśnie tak dobrotliwie zdezawuować tego co podskakuje, jako kogoś niepoważnego. Albo pomijać milczeniem, co medialny „mainstream” próbuje robić z książkami Sumlińskiego: nie mówmy o tym, to tematu nie będzie, a to że kilkadziesiąt tysięcy ludzi przeczyta te książki, to już trudno, miliony i tak odbiorą przekaz z mediów głównego nurtu.

Dobrze, że powstały te książki, choć wiedza jaką się z nich czerpie nie jest łatwa. Co wobec tego wszystkiego, poza zachęcaniem innych do lektury? Chyba przede wszystkim dwie sprawy. Po pierwsze, modlitwa za Ojczyznę, i to nie jest górnolotny frazes, tylko moralny nakaz, a dzięki tym książkom modlitwa nabiera bardziej realnego kształtu. Po drugie – nie mniej ważne –  na serio głosić Ewangelię (i samemu ciągle ją przyjmować). Człowiek nawrócony staje się także uczciwy w sprawach doczesnych i znacznie odporniejszy na wszelkie pokusy. Im więcej „nowych ludzi” (w ewangelicznym sensie tego słowa), tym zdrowsze będzie także nasze życie publiczne.

No i bardzo ważne, po lekturze tych książek modlić się za Wojciecha Sumlińskiego i za jego bliskich. To na pewno bardzo im potrzebne.

 

Postscriptum z 7 maja: Dziś sobie przypomniałem zarówno personalia jak i funkcję księdza prelegenta z sympozjum, o którym wyżej wspomniałem, ale już zachowam to dla siebie. Ten ksiądz twierdził, że koronnym dowodem na to, że ks. Jerzy zginął tak jak podaje wersja oficjalna 19 października jest żółty ser w jego żołądku znaleziony podczas sekcji, co ma się zgadzać z relacjami tych, co z nim jedli w Bydgoszczy kolację przed odjazdem. Wojciech Sumliński zna ten argument i całkowicie go odrzuca.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....