Jak Samarytanka

"Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i niespodziewanych zalet w ludziach; daj mi Panie łaskę mówienia im o tym." św. Tomasz z Akwinu


Spotkałam wczoraj Przyjaciela. Widuję go rzadko, mniej więcej raz na dwa lata. Lecz zawsze gdy już uściśniemy sobie ręce i powiemy „kopę lat” mam wrażenie jakbyśmy w ogóle nie przestawali się widzieć.

Ten przyjaciel to Darek Czarny, jeden z muzyków tworzących zespół „U studni”. Poznaliśmy się wiele lat temu i nie wiedziałam wtedy w ogóle, kim Darek jest. Nie poznałam go jako świetnego gitarzystę i wokalistę, ani jako kogoś, kto jest znany w świecie poezji śpiewanej i rozdaje autografy. Poznałam go zwyczajnie – jako dobrego człowieka. I zawsze, gdy o nim myślę, to co prawda stają mi przed oczami koncerty na których byłam, płyty, które kupuję i słucham, ale przede wszystkim widzę to jego dobro. I ciągle powtarzam, że nieprzypadkowo gitara na której grywa też się tak nazywa.

Darek jest dobry – nie tylko w tym co robi. Jest dobry po prostu. Zakochany bez pamięci w Żonie i Córce, zawsze uśmiechnięty i życzliwy dla tych, którzy przychodzą na koncerty. Zachwyca wszystkich cudowną normalnością, która u ludzi znanych i rozpoznawalnych jest raczej rzadkością.

Tak się nam układa, że w sumie nie mamy możliwości dłużej porozmawiać, a jednak zawsze te parę zdań wymienionych po koncercie czy przez telefon sprawia, że jest to rozmowa cenna i nie do zapomnienia. Dzięki tym chwilom ciągle się uczę, co to znaczy mówić w sam raz.

Pamiętam, jak na któryś z koncertów w Krakowie, gdy Darek grał jeszcze w Starym Dobrym Małżeństwie, wpisał mnie na listę gości, bo nie mogłam dostać biletu. Potem, przed samym występem, gdy miał najświętsze prawo zajmować się wyłącznie sobą – dzwonił i pytał, czy mam gdzie usiąść i czy czegoś mi nie trzeba.

Pamiętam też, gdy uratował mi szkolne jasełka, nagrywając na gitarze profesjonalny podkład do kolędy. Mógł powiedzieć, że nie ma czasu, bo akurat go nie miał. A on siadł i nagrał, bo wiedział, że potrzebuję. Aż mi było wstyd przyznać mu się potem, że śpiewając, staraliśmy się tak bardzo, że z tego wszystkiego „nieco” zgubiliśmy rytm. A on posłuchał nagrania i powiedział, że nie zawsze chodzi o to, by coś było bezbłędne. Dla mnie jako nauczycielki te słowa okazały się bezcenne i niezbędne w codziennej pracy z dziećmi i młodzieżą.

Po paru latach jeden z uczniów, odpowiedzialny na tych jasełkach za muzykę, już jako student był na koncercie zespołu U studni w Warszawie. Poszedł do Darka, przedstawił się i przypomniał mu tamtą sytuację. Gdy potem Darek wzruszony napisał, że ten uczeń był i jak wielka była to dla niego radość , płakałam chyba ze dwie godziny. Czyli to prawda, że dobro, które czynimy – powraca.

Gdy okazało się, że idę na zastępstwo do podstawówki i mówiłam Darkowi jak bardzo się boję i że na pewno sobie nie poradzę odrzekł prosto: „Postaw Boga w centrum i będzie dobrze, dzieciaki na pewno cię pokochają”. Wiedział co mówi – sam udzielał dzieciom lekcji. Gry na gitarze oczywiście, choć jestem przekonana, że nauczył ich o wiele więcej.

O Bogu też czasem rozmawialiśmy. Zawsze krótko i zawsze owocnie. Oboje Go szukamy tak, jak potrafimy. Oboje Go czasem nie rozumiemy. Oboje Go pragniemy i oboje się o Nim od siebie nawzajem uczymy. Równie krótko i konkretnie zawsze prosiliśmy się nawzajem o modlitwę. I wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Nadal wiem.

Czasem ciut teologicznie żartuję, że z zespołem U studni jest trochę tak, jak z odwiecznym poszukiwaniem Absolutu. Bo właściwie łatwiej powiedzieć czym występ zespołu U studni nie jest, niż – czym jest.

Na przykład nie jest tylko koncertem. Nie jest po prostu graniem, choć rozbrzmiewają gitary i skrzypce, a nawet skrzypotrąba. Nie jest też wyłącznie śpiewaniem, choć pięknie łączą się głosy Oli, Darka, Wojtka, Ryśka i Andrzeja. Nie jest też słuchaniem, mimo że teksty piosenek szybko wpadają w ucho i na dobre zadomawiają się w sercu i pamięci.

Spotkanie U studni nie jest prezentacją poezji, chociaż można usłyszeć wyjątkowe i ponadczasowe wiersze wybitnego Adama Ziemianina. Doświadczyć mocy słów, czasem odczytać je jak prywatne wiadomości dla siebie lub drogowskazy na drogę.

Nie jest to promowanie płyt, choć ciągle chętnie kupujemy tę pierwszą (”U studni”)  i nie możemy doczekać się drugiej („Wąwóz naszych czasów”).

Nie jest też zwykłym występem, choć jest scena, widownia, bilety, plakaty, trema, oklaski i bisy.

Nie jest również pięknym przeżyciem czasu – mimo że towarzyszy publiczności uśmiech, nieraz łzy, albo mocniej bije serce. Potem wraca się do domu będąc jakby trochę innym. W zamyśleniu i zachwycie, odkrywając, że ciągle jeszcze trwa zakrzówkowy na ciszę koncert.

Te blisko dwie godziny przeżywane razem z zespołem U studni to coś innego. To coś więcej. Więcej niż – jak w jednej z piosenek – na śpiewanie pora, na zwykłą, ciepłą serdeczność.

Z jednej strony to jak śpiewa Rysiek: zaproszenie na wędrówkę – wyruszenie w drogę, jakby w nieznane, bo nigdy nie da się zagrać i zaśpiewać dwa razy tak samo. Dlatego nawet dobrze znany utwór zawsze jest jednocześnie czymś nowym. Emocji, które wywołuje, też nie da się dwa razy powtórzyć. Zarówno u tego, który śpiewa, jak i u tego, który słucha.

Z drugiej strony, czas z zespołem U studni jest jak powrót do domu, gdzie światła w oknach widać z daleka. Gdzie czekają najlepsi przyjaciele i ciepłe, mądre słowa. Nie tylko te, które płyną z wierszy. A przyjaźń, łącząca muzyków na scenie, udziela się także publiczności. To spotkanie staje się naszą wspólną sprawą. Wszyscy czujemy się u siebie. I jest nam z tym dobrze. Jak w domu.

Zespół U studni zaprasza do zatrzymania się i przyjrzenia się sobie. Uczy, czym jest niezgoda na to, by świat ciągnął mnie tam, gdzie nie chcę iść. Pokazuje, że  mogę samodzielnie szukać dróg do zwykłych spraw i wybrać to, co dla mnie w tym świecie najlepsze. I w końcu – że warto go zmieniać, bo przecież świat jest taki, jakim go czynimy. Wtedy, razem z Darkiem z zachwytu nad światem można zapłakać i nie wstydzić się łez.

Każde spotkanie z tym zespołem to wzajemne dodawanie sobie sił i odwagi, by stawiać ludziom i światu pytania. Wszak zadawanie pytań jest pobożnością myślenia. Razem z nimi pytam więc o to, co najważniejsze. O miłość, którą trzeba pielęgnować gdy maleje. O nadzieję, którą niesie słowo wybacz. O wiarę w lepsze dni, których przed nami wiele, mimo że świat nam się postarzał. O Boga, którego czasem bezradnie i nieuczciwie podejrzewamy o to, że Go nie ma.

Pytając – wyzwalam w sobie pragnienie odpowiedzi. Również tej, którą daję własnym życiem.

Odkrywam wtedy, że warto pytać i odpowiadać także wówczas, gdy koncert się skończy i muzycy pojadą w dalszą drogę. A ja, już samodzielnie i w codzienności, śpiewam to, czego na spotkaniu nauczyła mnie Ola: Jeszcze grajmy, grajmy jeszcze. Nawet, gdy nas otulą deszcze i zabolą nogi.

Mądrych ludzi stawia los na mojej drodze. Dzięki spotkaniom z Darkiem i muzykami zespołu U studni czuję się lepsza. Chcę być lepsza. I naprawdę jestem wtedy u studni – mogę z niej zaczerpnąć nie tylko muzykę, ale też piękno, mądrość, miłość. I to Darkowe dobro. Dzięki temu na nowo odkrywam życie. Życie, które ma wartość, siłę i sens.

A wtedy – jak Samarytanka  – spotykam u studni Boga.

http://www.ustudni.com.pl/
Wpis dedykowany Darkowi Czarnemu. Fragmenty pisane kursywą pochodzą z tekstów piosenek zespołu U Studni.

 

 

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Małgorzata Janiec

Małgorzata Janiec na Liturgia.pl

Teolog i dziennikarka. Na świecie obecna od ponad 30 lat. W szkole jako katechetka – 10 razy krócej. Na lekcjach pyta z pytającymi. Szuka z szukającymi. Wierzy z wierzącymi i wierzy w „niewierzących”. Modli się ze wszystkimi i za wszystkich. Do pracy ma pod górkę. A w pracy uczy siebie i innych, że do nieba idzie się zwyczajnie – pod górkę lub nie – po ziemi.