Strażnicy światła

A była noc – napisał Ewangelista Jan o odejściu Judasza z Wieczernika. Wiemy co było dalej.  Ogrójec, zdrada, pojmanie, Męka, Śmierć. Aż do poranka trzeciego dnia. Wtedy ze światłem przyszło zwycięstwo – Życie, które już nigdy nie przeminie. Życie, które chce żyć tylko ze względu na nas samych.

Zaczęliśmy od popiołu Pokutnej Środy – szarego znaku znikomości. Przyjęcie go z wiarą oznaczało złożenie obietnicy, że chcę wziąć udział w tym, co Kościół rozpoczyna i ma nadzieję we mnie i ze mną dopełnić. Od poczucia znikomości, nietrwałości i przemijalności, poprzez kolejne dni Wielkiego Postu dochodzi się do tego, co już przeminąć nie może. Jezus Zmartwychwstały staje się gwarantem dla mojej wiary, że żadna chwila nie ginie, bo to On pozostawia ją przy życiu. Nie w sensie chwili przeżywanej, znowu czy stale na nowo, bo nie w sensie ludzkiego tylko pragnienia ocalenia jej. Każda chwila mojego życia nie ginie, bo związał się z nią Bóg.
Wchodzenie w paschalną rzeczywistość to jak przyjęcie prawdziwie dobrej wiadomości, ale nie tak zwyczajne; to przyjęcie jej w taki sposób by ona obróciła się w nas jak klucz i otworzyła nas na siebie. To są dni udziału, przejścia z Jezusem przez to, co już dokonane, a wciąż otwarte na nasz współudział. Niesie on odpowiedź na pytanie, czy  wszystko co jednoczy nas z Nim to rzeczywisty kontakt, a nie kontrakt, fakt, a nie umowa.

To czyńcie na moją pamiątkę

Gdy decyduję się na to, by Pascha Jezusa stała się moją i bym mogła z ciemności przejść do światła wychodzę od wielkoczwartkowego umycia nóg, ustanowienia Eucharystii i kapłaństwa. To wszystko ukazuje bardzo wyraźnie Jezusową logikę myślenia, w którą trzeba wejść by On mógł stawać się naszą Paschą. Te wydarzenia mówią wprost:  Ja wam będę służył. Zobaczcie, to wszystko jest inaczej, nie tak jak myślicie! Słowo “królestwo”, „królowanie” zwykle kojarzy się ze zwierzchnością, panowaniem, ale w ustach Jezusa oznacza to oddanie – to, że jest cały dla drugich i że to jest dzieło Boże. Ktoś tak oddany jak On nie mógłby odejść nie zostawiwszy nic, nie zostawiwszy Siebie. Wierzę zatem, nie wiem na ile zgodnie z mniemaniem teologów, że On ustanowił Eucharystię i kapłaństwo nie tylko wtedy, w tych paru chwilach w  Wieczerniku, ale po prostu od samego początku ustanawiał je Sobą : swoim zupełnym oddaniem ludziom potrzebującym zbawienia, swoim ciągłym teraz  włączaniem w to ludzi przez siebie wybranych –  tych których sam chce –  i to nie dlatego, że się tak nadzwyczajnie do tego nadają, tylko dlatego,  że On sam prosi  za nimi a Jego prośba staje się ich życiem. Sama Eucharystia –święte znaki Ciała i Krwi – to już nie jest starotestamentalna, rytualna krew, jak dawniej krew zwierząt składanych na ofiarę, czy krew baranka, którą oznaczano drzwi hebrajskich domów, by ocalić ich mieszkańców, ale prawdziwa Krew życia. Na dodatek nie tylko za nas w Wielki Piątek wylana, ale i w nas wlana i ciągle przez sakramentalne znaki  wlewana tak, by stała się naszym życiem. Jakby On nam mówił :  trzeba mnie jeść, trzeba się mną przepoić, żeby żyć tak jak ja. A więc przyjąć Go tak bardzo, żeby to, co On robił i robi było też w nas. On nie konkuruje z człowiekiem. Nie ma tak: wybieraj – Bóg albo człowiek. Jego chwałą jesteśmy my, żywi ludzie, kiedy się Nim przepełniamy.

Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć

Wielki Piątek to ciemny dzień śmierci. Ale śmierć Jezusa jest wyłączona z nurtu śmierci napiętnowanej przekleństwem, nurtu, który ciągnie się od samego początku, od drzewa poznania, od roszczenia do bycia równym Bogu. Śmierć Jezusa nie jest wykonaniem wyroku, który spycha człowieka z powrotem w ziemię, lecz aktem miłości, która nie chce pozostawić nikogo bez słowa, bez sensu, bez wieczności. To śmierć w służbie odkupienia win. Dlatego głęboko przeżywana w sercach wiernych Męka Chrystusa ma zawsze sens – by każdy miał szansę choć na chwilę stać się  Weroniką- w końcu święte oblicze zostaje we wnętrzu tych, którzy się do niego zbliżają jak do świętego. Wszystko dla was zrobię przy szukaniu was – wydaje się mówić Jezus upadający pierwszy, drugi, trzeci raz…I to dlatego jest w stanie pokonać pychę pokorą, nieposłuszeństwo posłuszeństwem, pokusę bycia bożkiem – ogołoceniem przed światem. Można się pytać: dlaczego aż tyle musiał wycierpieć? Odpowiedź nie jest w zasadzie bardzo skomplikowana: gdziekolwiek i kiedykolwiek Bóg rozmawia z ludźmi dzieje się to przez ludzką historię – taką, jaka ona jest. A w ludzkiej historii dzieją się różne rzeczy, również takie jak straszna męka i śmierć. I w takim właśnie nierzadko bolesnym języku trzeba mówić człowiekowi, kim jest on sam i kim jest Bóg. Wielki Piątek to nie były tylko niewyobrażalne cierpienia fizyczne Jezusa, ale także Jego psychiczne przeżywanie cały ciężaru win świata. Inaczej się nie da, bo ktoś tak skatowany jak On jest cały w swoim cierpieniu, nie ma sił by się wobec niego zdystansować. To była także Jego ciemna noc. Ale gdyby nie ta noc…

O, zaiste błogosławiona noc

W Wielką Sobotę, jeszcze przed wieczorną liturgią – modlitwy przy grobie Jezusa to budzenie w sobie tęsknoty za Zmartwychwstaniem, które powoduje przezwyciężenie śmierci właśnie tam, gdzie manifestuje ona swoją nieodwołalność (grób), to jest jej realne, a nie tylko myślowe wyeliminowanie. Gdy zacznie zmierzchać będzie można odkryć, że podczas gdy każda zwykła noc jest czasem ciemnym i niebezpiecznym, Noc Paschalna jest światłem, radością wyzwoleniem. Jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu(…)Jest to zatem ta noc, która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu, a teraz ta sama noc uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na całej ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroku grzechów, do łaski przywraca i gromadzi w społeczności świętych( z Exsulsetu – orędzie paschalne – przyp.red.). Dzieje się to nie w ten sposób, że noc przestaje być nocą, ale że w samym jej środku – z jej najgłębszego i najciemniejszego wnętrza wydobywa się światło. Nie chodzi tylko o światło zapalonego Paschału. Chodzi o światło radości. Wszystko zaczyna się od takiego wezwania  – Weselcie się już, zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się, słudzy Boga!(…) noc będzie mi światłem i radością.  Radość zstępuje z nieba na ziemię w momencie, gdy wspominamy, jak Syn Boży powstał z ziemi, która miała Go w sobie zamknąć. Ziemia i niebo łączą się, przeciwności zostają zniesione: nie ma już takiej ciemności, która by nie mogła być przeniknięta światłem. Kościół pieśnią chwali Paschał, „wyśpiewuje pochwałę świecy”, bezpośrednio odnosząc swoją radość do światła wniesionego w historię przez Boże działanie. Moment kulminacyjny tego działania to Zmartwychwstanie Chrystusa – w Zmartwychwstałym historia przestaje być nieprzeniknionym mrokiem gry ludzkich namiętności i szalonego przypadku. Wręcz przeciwnie – staje się dla nas uczestnictwem w pełnych ładu zamiłowaniach Pana – nad człowieczeństwem, nad Ludem Przymierza, nad nami samymi.

Wy jesteście światłem świata

To prawda, że między mrokiem nocy, a brzaskiem poranka upłynęły godziny wypełnione samotnymi zmaganiami Ogrójca, brutalnym pojmaniem, ucieczką najbliższych uczniów.  Ale inaczej być nie mogło. Może po to by zrozumieć, że patrzeć dziś oczami wiernego ucznia to nie pozwolić się zmiażdżyć wrażeniom, które mogą psychicznie nokautować. Na przekór komentarzom prześmiewców i cyników wciąż odnajdywać zapowiedź światła, kolejnego wschodu słońca, który nada sens wszystkim wcześniejszym przeżyciom. Pamiętać, że nawet najbardziej mroczne noce samotności muszą ostatecznie ustąpić przed porankiem przybliżającym do przełomowych wydarzeń Wielkanocy. Trzeba umieć strzec świateł tego poranka wówczas gdy sceptycy mówią że wszystko się zawaliło i mrok nie ustąpi już nigdy. Ustąpi. Ustępuje z każdym promieniem paschalnej rzeczywistości. Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa!(z Exsulsetu).
Pascha Jezusa uczy, że jesteśmy ważni, wszyscy nieskończenie cenni, skoro nasza niewierność to taki ból, taka wyrwa w dobru stworzenia. Uczy też, że jest w tym wszystkim niebywała, cudowna pomoc Boża, tak wszechmogące współczucie, że nasz żal zawsze się liczy, że On był gotowy zapłacić życiem by to, co złe unicestwić i uczynić z nas wiernych przyjaciół, w których On sam będzie Wszystkim, gdy się wszystko wypełni i dokona. To będzie życie, które nie zazna śmierci – życie, w którym już nie trzeba będzie żałować, ani się wstydzić, ani bać. Mamy na to życie szansę o tyle, o ile będziemy świadomi, że dla Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego,  nieskończenie cenni strażnicy światła – to my sami.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Małgorzata Janiec

Małgorzata Janiec na Liturgia.pl

Teolog i dziennikarka. Na świecie obecna od ponad 30 lat. W szkole jako katechetka – 10 razy krócej. Na lekcjach pyta z pytającymi. Szuka z szukającymi. Wierzy z wierzącymi i wierzy w „niewierzących”. Modli się ze wszystkimi i za wszystkich. Do pracy ma pod górkę. A w pracy uczy siebie i innych, że do nieba idzie się zwyczajnie – pod górkę lub nie – po ziemi.