Wakacyjne lekcje religii

Wakacje. Nie ma szkoły. Nie ma lekcji religii. Nie ma tematów, dyskusji, sprawdzianów. Nie ma jedynek ani szóstek. Ale ciągle są uczniowie.

Są uczniowie spotykani o wiele częściej niż w roku szkolnym – na ulicy, w sklepie,
w kawiarni, w kinie, na targu, w Empiku. Nawet w autobusie do Zakopanego, a potem na szlakach górskich, wiele kilometrów od naszego miasta i szkoły. Opaleni, uśmiechnięci, wyluzowani.

Uśmiechają się nie tylko do siebie, ale i do mnie. Machają z daleka. Krzyczą z drugiego końca ulicy: „Dzień dobry!”. Ci, uczeni dawniej, dziś studenci, poza przywitaniem pytają: „Poznaje mnie Pani?”. Chwalą się zdaną sesją, podjętym kolejnym kierunkiem studiów, wakacyjną lub już stałą pracą. Lajkują wpisy na facebooku, piszą rozbrajająco: „Co tam u Pani?”, opowiadają,  że choć matematyka w tym roku na maturze była straszna to jednak zdali i dostali się na studia.

To ci sami, którzy na religii często dają nieźle popalić, a ja z żołądkiem w kolanach modlę się o dzwonek. To ci, którzy światopoglądowo są bardzo daleko od tego, czego uczy się na katechezie. Którzy deklarują, że się z niej wypiszą. O których się pochopnie myśli, że już nic z ich wiary nie będzie  i w ogóle to byłoby lepiej, gdyby rzeczywiście nie chodzili na lekcje, bo tylko przeszkadzają i mnie denerwują. I jeszcze zadają takie trudne i krępujące pytania, albo śpią na ławkach i nie mają głęboko w duszy tego co słyszą. Mają głęboko, ale gdzie indziej i to też jest na d.

Dziś w Ewangelii przedstawiona jest przedziwna, by nie rzec skandaliczna, wizja siewcy, który pozwala rosnąć pszenicy razem z chwastem. Czyż nie byłoby lepiej – myślą słudzy siewcy, a ja wraz z nimi – wykorzenić to, co nie pozwala rozwijać się plonom? Przecież to, co dobre, mogłoby się rozwijać lepiej! W katechezie to się nazywa: wróćmy do salek przykościelnych to przyjdą tylko ci, którzy naprawdę chcą się uczyć o Bogu i będzie lepiej. Będzie tak miło jak przed laty! I przy okazji lżej dla katechety bo nie będzie się musiał specjalnie wysilać. Pomodlimy się, pogramy na gitarze, zaśpiewamy pieśń, wszyscy przyniosą Pismo Święte. Nikt nie będzie niczego kontestował i się upierał. Nikt nie powie, że nie chodzi do kościoła. Nikt niczego nie wyśmieje. Nikt nie zaneguje prawdy objawionej, nikt nie powie na żadne moje stwierdzenie „Ta, akurat!”. Po lekcji zostaniemy na Mszę Świętą, a w wakacje pójdziemy razem na pielgrzymkę. Alleluja.

Na dzisiejszej Eucharystii Chrystus mówi do mnie: „pozwól obojgu rosnąć aż do żniwa, byś zbierając chwast, nie wyrwała razem z nim i pszenicy” ( por. Mt 13, 29). Mówi do mnie: nie oceniaj, nie myśl, że po roku, dwóch, trzech latach dobrze już kogoś znasz.

Jezus mówi: nie wyrywaj chwastów, bo ta odmiana pszenicy, którą hodujesz jest, zwłaszcza w początkowej fazie wzrostu, bardzo do chwastu podobna. Łatwo się pomylić. A więc łatwo jest skrzywdzić tego, kogo można brać za chwast, a w rzeczywistości jest pszenicą. Łatwo jest nalepić uczniom na czoło nalepki z własną oceną, bynajmniej nie ze sprawdzianu z religii. Łatwo jest zdusić zalążek Królestwa w kimś, kto myśli, że to nie dla niego, że już za późno, że jakoś tak głupio.

Jezus mówi do mnie: Cierpliwości. Powtarza mi to już tyle lat. A ja nieraz swoim postępowaniem odpowiadam Mu tak, jak często sama słyszę od uczniów: „Ta, akurat”.

A teraz ci uczniowie, spotykani w czasie wakacji, ujmują mnie swoją serdecznością. Nieraz nią wzruszają, a nawet zawstydzają. I  choć – ani oni, ani ja – nie jesteśmy na lekcjach, toczy się katecheza. O dobroci, pamięci, prostocie i mocy słów i gestów. O tym, że chrześcijaństwo jest religią nadziei. O Odkupieniu, które dotyczy wszystkich, a nie tylko tych porządnych. O tym, że czasem rzeczy są inne, niż nam się wydaje. O tym, że dobro jest i działa choć nie od razu widać jego efekty. Nawet o modlitwie, za którą czasem dziękują (!) gdy czekamy na przystanku na ten sam autobus.

Są wakacje. Są uczniowie. Jednak są lekcje religii. Tylko już nie ja je prowadzę. Boże, dzięki, że znasz się na katechezie lepiej ode mnie. Nie pozwól mi o tym od września zapomnieć.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

  • Nic już nie będzie takie samo

    Święto Objawienia Pańskiego jest świętem samego Jezusa i Jego szczególnych gości z daleka. Dla mnie,... więcej

  • Ona i On

    Byłam kiedyś wychowawcą klasowym. Katecheta rzadko nim bywa. Trafiłam do klasy na zastępstwo. Miałam być... więcej

  • Wszystko jest możliwe

    Czasami moje życie zaczynają zmieniać ludzie, których właściwie nie znam. Których nigdy nie widziałam. I... więcej

Małgorzata Janiec

Małgorzata Janiec na Liturgia.pl

Teolog i dziennikarka. Na świecie obecna od ponad 30 lat. W szkole jako katechetka – 10 razy krócej. Na lekcjach pyta z pytającymi. Szuka z szukającymi. Wierzy z wierzącymi i wierzy w „niewierzących”. Modli się ze wszystkimi i za wszystkich. Do pracy ma pod górkę. A w pracy uczy siebie i innych, że do nieba idzie się zwyczajnie – pod górkę lub nie – po ziemi.