List na Wielki Post. Do kapłanów

Tak więc zostałam matką chrzestną. Nie wiem jeszcze, co to dla mnie znaczy. Starałam się jednak dopełnić tak dużo, jak mogłam, by być w zgodzie.

Poszłam na naukę przed Sakramentem Chrztu. Trwała godzinę. Prowadzący ją ksiądz ani razu nie spojrzał na obecnych. Nie zadał nam żadnego pytania. Podstawowe informacje o historii tego sakramentu, nie o jego istocie, czy momencie, w którym został ustanowiony, przeczytał z kartki. Zajęło to 7 minut. Czytał, że dawniej chrzczono dorosłych, dopiero później zaczęto chrzcić dzieci. I że chrzest „wypędza z nas szatana”, ale “to nie znaczy, że te małe aniołki są opętane”, ze względu na grzech pierworodny, gdy rodzimy się, więcej w nas zła niż dobra i bardziej należymy do sił złych…

W pozostałym czasie dowiedziałam się też, że w kościele nie należy żuć gumy, nie należy rozmawiać, czym jest zakrystia (to miejsce, gdzie ksiądz się przebiera), że dziecko nad chrzcielnicą należy trzymać główką w dół, to znaczy nóżkami do góry, po to by woda spłynęła (inaczej nie spłynie). Co jeszcze? Wyjaśnił znaczenie słowa “chełpić się” i że Kościół to nie tylko “papież Franciszek, nasi biskupi i księża… no i jeszcze jacyś zakonnicy”.

Czy mam pisać dalej, czy już jest Ci przykro?

Mi jest przykro bardzo. Chciałam.
Czego się spodziewałam? Nie wiem, świadomie nie starałam się sobie tego wyobrazić.

Uczestniczyłam we Mszy w kościele dzieciństwa – miejscu, które znałam dobrze.
Nie będę pisać o kazaniu – opowieści o zawistnym bankierze, który “wolno pracował i przez co pośrednio miał wpływ na zły nastrój innych…” Szczerze – przesłania nie zrozumiałam, wyłączyłam się. To kazanie inny ksiądz też czytał z kartki.

Do “mojego” kościoła dziś przychodzi nie więcej niż 1/3 osób w porównaniu z czasem, gdy bywałam w nim w każdą niedzielę. Pamiętam tłok, w ławce udawało się usiąść tylko w tygodniu… W niedziele stłoczeni staliśmy tłumnie obok siebie, czasem brakowało powietrza. Dziś ze znalezieniem miejsca nie ma problemu – spora część ławek jest w mniejszej lub większej części pusta.

Ten kościół zapamiętałam jako miejsce “bogate”. Teraz ze zdziwieniem spoglądałam na odrapane ślady po lampach (część z nich albo odpadło, albo zdjęto, przez co ściany nad nawami bocznymi wyglądają jak wygryzione grzebienie), zniszczoną posadzkę, dziury w wykładzinach, brudne ściany, farbę odchodzącą z rzeźb, nawet ze ściany ołtarza wystają druty (odpadł jeden z lampionów przy tabernakulum)…

Dlaczego Ci o tym piszę?
To nie skarga. Bardziej wyraz złości.

Ze mną jest trochę tak, jak w wierszu Różewicza:
„Życie bez Boga jest możliwe
Życie bez Boga jest niemożliwe”

Ale taki dzień jak dziś zmusza do odejścia. Do zamknięcia się na kolejne kilka lat.
To nie jest tylko moje odczucie. To samo mówiła bratowa, mój brat nie mówił nic. Przeprosili mnie za “wczorajszą traumę”, było im wstyd. Bo ile my mamy lat, żeby mówić nam o gumie do żucia… I tu nie chodzi o to, że niczego nas nie nauczyli, nie dali szansy, by coś przeżyć, ale w sumie w jakiś sposób nas obrazili – naszą godność i inteligencję.

Rano otworzyłam tomik Twardowskiego, który jest mi bliski, którego lubię za prostotę, codzienność, pogodne spojrzenie i zrozumienie. Wybrałam fragment i zapisałam Tymoteuszowi na kartce.

Nie wiem, czy wiesz, bo skąd… do kartek – pamiątek Chrztu Świętego, które można kupić w Caritasie, a które bardziej przypominają albumy, obok wpisanych już potwornych dedykacji, „złotych myśli”, kiczowatych obrazków aniołków i zdjęć niemowląt obrobionych w Photoshopie, są dodawane koperty na pieniądze – malutkie, czasem złocone, przyklejane, wymyślne… Włóż banknoty, bo inaczej jak dasz tę kartkę? Tak bez pieniędzy? Przecież nie wypada… Straszne.

Wystarczy.
Za chwilę mam przesiadkę.
J.
Nie martw się, znajdę sposób.

==============================

Powyższy tekst jest autentycznym listem od mojej znajomej. Dostałem go wczoraj. Rzecz się działa w mieście (około 50 tys. mieszkańców). Droga do Kościoła, którą przemierza moja znajoma jest trudna. Teraz wydaje się drogą nie do przebycia. Cóż mam Wam powiedzieć, bracia w kapłaństwie? Wiele osób zawdzięcza Wam taką gorycz? Jeśli tak, nie ośmielajcie się mówić o szukaniu jednej owcy. Ze słów będziemy sądzeni. Mt 18,7.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Grabowski OP

Tomasz Grabowski OP na Liturgia.pl

Od początku zaangażowany w działalność Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, w latach 2005-2010 jego dyrektor, a od przekształcenia w Fundację – prezes w latach 2010-2016. Od września 2016 r. prezes Wydawnictwa Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego „W drodze” w Poznaniu i stały współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.