„Śmiguśnicy”, „dynguśnicy” – czyli o wodzie w czasie świąt Wielkanocnych

Ze świętami Wielkanocnymi nie wiąże się aż tyle przysłów w języku polskim, co z Bożym Narodzeniem, jednak zastanawiać może przewijający się w nich motyw wody.

Np.: Deszcz na Wielki Piątek napcha każdy kątek.Jeśli w Wielki Piątek deszcz kropi, radujcie się chłopi. – W Wielki Piątek gdy deszcz hojnie doliny zleje, że dużo mleka będzie, są pewne nadzieje.Deszcz w Wielką Niedzielę wróży urodzaju wiele. Skąd tu tyle wody? Jaki ma to związek ze śmigusem–dyngusem?

Jak widać z powyższego wyboru przysłów (przyznam, że nieco tendencyjnego, różne przysłowia często sobie przeczą), deszcz był pozytywnie wartościowany w Wielkanoc – kontakt z jakąkolwiek wodą był w tym czasie w ogóle pożądany. Miało to swoje uzasadnienie w ludowej symbolice wody jako dawczyni życia – to dzięki niej wzrastają rośliny, wody „ruszają” na wiosnę w rzekach ogłaszając koniec zimy. Woda może zjawiać się albo z nieba (rosa, deszcz) albo z głębi ziemi (źródło, studnia), albo z nieznanych i dalekich miejsc (rzeka). Woda wreszcie jest substancją bezkształtną, a więc to z niej może wyłonić się nowy porządek – sama w sobie symbolizowała wieczność.

Dlatego też obrzędy związane z wodą były bardzo ważne na wiosnę, kiedy to budzi się do życia natura, od której uzależniony był byt rolników. Symboliczne czynności związane z wodą rozpoczynały się w noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Jeszcze przed świtem ludzie szli nad wodę – najlepiej nad rzekę płynącą z zachodu na wschód, i w powadze oraz całkowitym milczeniu myli sobie twarz. Taka woda miała magiczną moc: leczyła choroby skóry i oczu, zapewniała urodę (zwłaszcza dziewczętom!), a jeśli dano ją do picia krowom, zwiększało ich mleczność. Uzasadniano to niekiedy faktem przekroczenia przez Jezusa rzeki Cedron w trakcie drogi krzyżowej (warto zresztą przypomnieć, że w Kalwarii Zebrzydowskiej również znajduje się rzeczka nazywana Cedron, której woda uznawana jest za cudowną i nabierana przez wiernych w czasie misteriów pasyjnych).W niektórych rejonach chodzono nad wodę już o północy, bowiem podobno wtedy woda w rzekach na chwilę zamieniała się w wino, „trudno jednak na ten czas natrafić (…) gdyż prosty człek nie może wiedzieć, jak zegary w niebie chodzą”. W tym obrzędzie widać przede wszystkim magię Wielkiego Tygodnia – czasu, w którym dokonuje się przemiana rzeczy zwykłych w niezwykłe, cech drobnych w niezwykle silne (oczyszczanie).

Obrzędowość Wielkiej Soboty była stosunkowo skromna – dawniej jednak osobno święcono wodę (o poranku), następnie w ciągu dnia pokarmy, zaś wieczorem ogień (z palm pochodzących z poprzedniego roku). W ten sposób poświęcano dwa najważniejsze żywioły, których przychylność była najistotniejsza w czasie wiosennym.

Wielki Poniedziałek zachował chyba najwięcej niezmienionych obrzędów przedchrześcijańskich. Tradycja oblewania wodą dziewcząt przez chłopców istniała już w średniowieczu, czego przykładem może być dekret wydany przez synod poznański w 1420 r.: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”. Zakaz jednak powszechnie ignorowano, więc kościół przestał tępić ten zwyczaj, a w zamian próbował go „schrystianizować”: w Wielką Sobotę zaczęto chrzcić dzieci i dorosłych przez trzykrotne zanurzenie w wodzie.

Oblewanie wodą nie miało jednak tak bezładnego charakteru jak obecnie, chociaż nie można powiedzieć, iż było mniej swawolne (Jędrzej Kitowicz pisał, że panny wrzucano do rzek lub przerębli). W swojej klasycznej jednak formie powiązane było z odwiedzinami grup chłopaków w domach, gdzie mieszkały dziewczęta – analogicznie do odwiedzin kolędników. Podobnie również jak w czasie Bożego Narodzenia, w Święta Wielkiejnocy śpiewano odpowiednie piosenki, tym razem nazywane „allulijkami”, „oracjami”, „racyjkami”, np.:

Przyszliśmy tu po dyngusie
zaśpiewamy o Jezusie.
W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek
cierpiał Jezus wielki smętek.
Za nas smętek, za nas rany,
za nas–ci to chrześcijany.
Pawle, Pietrze, weźcie klucze,
wypuście–ta wszystkie dusze.
Niebiosa się otworzyły,
wszystkie dusze rade były.
Tylko jedna smutna była,
co się w matkę zamierzyła.
(…) Hola hola, duszo moja,
pójdźmy teraz do kościoła.
A z kościoła do oracza,
dostaniemy tam kołacza.
(…) My z kogutkiem rano wstali,
pierwszą rosę otrząsali.
Nasz kogutek rano pieje,
wstańcie panny do kądzieli.
A wy matki jeszcze śpijcie,
bo się przez dzień narobicie. (…)

Ta pieśń bardzo dobrze przekazuje wiele sensów, w jakich na wsi rozumiano duchowość Wielkiej Nocy. Przede wszystkim jest to moment, kiedy dusze zmarłych przebywają na ziemi. W omawianej „racyjce” umożliwiają im to śś. Piotr i Paweł będący pośrednikami między niebem a ziemią. Widać tutaj echa Dziadów wiosennych (ponoć ważniejszych dla kultury słowiańskiej niż te jesienne), dostosowanych do znaczeń chrześcijańskich: podobnie jak Jezus przebywał na ziemi, w piekle i w niebie, tak samo dzieje się z duszami ludzi; jednak zaszczytu wolnego unoszenia się dostępują jedynie te, które nie popełniły najcięższych grzechów. Z duszami wędrują wielkanocni „dynguśnicy” i zanoszą je wpierw do kościoła, a potem chodzą po domach głosząc dobrą nowinę o duszach i Chrystusie oraz oczekując w zamian poczęstunku (kołaczem lub, oczywiście, jajkami). Ostatnia część pieśni wytłuszcza wprost, kto był najważniejszym adresatem ich pieśni oraz całej wizyty: niezamężne dziewczęta. Jeśli nie wykupią się one odpowiednim poczęstunkiem „śmiguśnicy” eufemistycznie grożą, że wykorzystają na nich zebraną z rana „rosę”.

Gdy jakaś dziewczyna poczuła się urażona zlaniem wodą, musiała czekać z tym do wtorku („trzeciego dnia Wielkiejnocy”), ale od tego dnia mogła oblewać chłopców aż do Zielonych Świątek.

Wtedy to odbywały się na wsi obrzędy mające zupełnie przeciwny charakter – o ile w czasie Wielkiejnocy chodziło o pobudzenie przyrody do odrodzenia się poprzez działanie na żywiole wody, to Zielone Świątki były czasem, kiedy wodę należało powstrzymać przed nadmiernym rodzeniem, bowiem mogła stać się niebezpieczna. Po wiośnie następowało bowiem lato, w czasie którego przyroda musiała być przewidywalna i spokojna, rozpoczynał się okres żniw.

Zobacz także