To jest Pascha na cześć Pana

Miesiąc ten będzie wam początkiem miesięcy:
pierwszy wam będzie między miesiącami w roku.
2 Moj. 12,2

Ogień nieustanny będzie płonąć na ołtarzu – nigdy nie będzie wygasać! (Kpł 6,6), przykazał Pan Mojżeszowi. Albowiem płonący ogień to oznaka obecności Pana, z którym człowiek może się spotkać przez rytuał. Żadne zaniedbanie nie może pozwolić mu zgasnąć, gdy bowiem to się stanie będzie to oznaczało rezygnację z obecności Pana i upadek Jego świątyni. Człowiekowi pozostanie mrok.

Podobna rzecz ma się z Triduum Paschalnym, które należałoby wziąć pod ścisłą ochronę. Staje się bowiem, szczególnie w miastach, świętem ginącym, nie tylko w wymiarze praktyki, ale też i może przede wszystkim w wymiarze zrozumienia.

Ostatnia wieczerza

Wielkanoc obchodzona jest niejako „z rozpędu” jako coś, co znajduje się na końcu Wielkiego Postu. Zagonieni między pracą, zakupami a sprzątaniem ludzie nie zauważają, a czasem zwyczajnie nie wiedzą, że między Niedzielą Palmową a Niedzielą Zmartwychwstania obchodzona jest w kościołach najważniejsza liturgia roku: Liturgia Triduum[1]. Ich świadomość o konieczności obecności w Tych Dniach w kościele ogranicza się zazwyczaj do Wielkiej Soboty – kiedy „trzeba” poświęcić „pokarmy”, a przy okazji „obejrzeć grób” z podobną ciekawością, z jaką ogląda się Bożonarodzeniową szopkę. Ten polski zwyczaj, który wyrósł do rangi najważniejszego rytuału Wielkanocnego, walnie przyczynia się do zaciemniania symboliki Triduum. Oto Wielka Sobota – dzień, w którym Pan umarł i spoczywa złożony w grobie staje się targowiskiem, a kościoły, które powinny być wypełnione ciszą i modlitwą, jeśli nawet nie zamknięte na głucho, są pełne gwaru przypominającego rodzinny piknik.

A tymczasem to, co się dzieje od Czwartku do sobotnio-niedzielnej Nocy nie jest szopką, którą można oglądać z dystansu i z dystansem, ale rzeczywistością, w której winno się uczestniczyć. Albowiem tu toczy się walka o życie człowieka, o nasze życie, o cały świat. Miesiąc ten będzie wam początkiem miesięcy: pierwszy wam będzie między miesiącami w roku – rzekł Elohim do Izraela. To czyńcie na moją pamiątkę – nakazał Pan uczniom.

Tymczasem w świadomości większości wierzących to Boże Narodzenie zajęło miejsce Paschy jako główne i najważniejsze święto chrześcijańskie, zaś praktyka wielu parafii, w których liturgię Triduum traktuje się po macoszemu, utrzymuje ich w tym przekonaniu.

Nie sposób zaprzeczyć, że święta Bożego Narodzenia są łatwiejsze do zrozumienia, przyjęcia i przygotowania. Wszak radość z narodzin dziecka to coś bliskiego i znanego. Poza tym cała oprawa tych świąt przypomna świętowanie urodzin (życzenia, uczta, prezenty, goście), czyniąc je swoiskimi, ciepłymi (przynajmniej w założeniu). Co innego Pascha. Świętowanie czyjejś śmierci, w dobie, kiedy coraz bardziej unika się myśli o własnym końcu, jak też coraz mniej dosłownie traktuje się Zmartwychwstanie, staje się co najmniej niezrozumiałe.

A przecież to właśnie Pascha nadaje sens wszytkim innym świętom. Bez niej świętowanie narodzin „dobrego człowieka Jezusa” jest pozbawione sensu albowiem, wbrew temu, co próbuje się współcześnie sugerować, „dobry człowiek Jezus” przy całej swej mądrości i pełnym poświęcenia życiu, nie jest w stanie nikogo zbawić, ocalić od śmierci, przywrócić nadziei w sens życia i śmierci. Po prostu nie ma takiej mocy. Może stanowić wzór do naśladowania, ale nie staje się przez to kimś, komu można poświęcić swoje życie, aż do oddania tego życia włącznie. Samo życie i nauka Jezusa to za mało, gdyż upadek wydarzył się na innej płaszczyźnie rzeczywistości i na tej samej płaszczyźnie musiał być odkupiony. Upadły człowiek potrzebuje bowiem nie pouczeń nauczyciela, choćby i najmędrszego, ale nowego życia, a to może mu dać wyłącznie jego Stwórca i Odkupiciel.

Pierwsi uczniowie, przez lata świętujący żydowską Paschę, błyskawicznie zrozumieli jej nowy, poszerzony sens. Był dla nich logiczną i jedyną możliwą konsekwencją całych dziejów ich narodu pełnych zapowiedzi, niedomówień, niejasności, wygnań i powrotów. W Chrystusie, Jego męce, śmierci i Zmartwychwstaniu stały się nagle przejrzyste i jasne. Stały się Ewangelią. Dlatego też Pascha Chrystusa jako wydarzenie, które zmieniło losy człowieka i świata, stała się centrum celebracji liturgicznej i w takiej czy innej formie była obchodzona od samego początku.

Współcześnie dla nas, ludzi Zachodu, ten konieczny związek wiary w Chrystusa z celebracją misterium Jego męki i Zmartwychwstania nie jest już taki czytelny. Złożyło się na to kilka przyczyn.

Przede wszystkim rozpropagowanie „naukowego” (w domyśle: „lepszego”) podejścia do wiary, Biblii i religii w ogóle, które wyeliminowało wcześniejsze podejście mityczne, określając je jednoznacznie jako naiwne. W ten sposób pozbawiono ludzi instrumentu, który przez wieki umożliwiał im rozumienie i przyjmowanie wiary. Bez myślenia mitycznego nie zrozumie się Paschy, albowiem wymiary, w jakich toczą się wydarzenia w niej wspominane wymykają się zwykłemu poznaniu. Stąd właśnie powszechny kryzys wiary i podważenie zaufania do Pisma Świętego, albowiem zarówno wiara, jak i Pismo, ukazują rzeczywistość prawdziwą, ale już niekoniecznie „naukową” w ścisłym sensie[2]. Ustanowiono bowiem nową kategorię „prawdy”, utożsamiając ją z naukowym empiryzmem. Tym samym, bezprawnie, postawiono znak równości między słowem „naukowe” = „prawdziwe” i „nienaukowe” = „nieprawdziwe”, nie zauważając, że dla człowieka nie wszystkie rzeczy prawdziwe muszą być doświadczalne i że dla swego pełnego rozwoju potrzebuje on także umiejętności myślenia mitycznego, myślenia symbolami i odbierania drugiej rzeczywistości za ich pomocą[3]. Tylko część życia człowieka toczy się na płaszczyźnie doświadczalnej. Druga część toczy się tam gdzie naukowe koncepcje prawdy tracą rację bytu.

 Do tego nowego sposobu patrzenia na religię doszła postępująca sekularyzacja społeczeństw, która sprawiła, że ludzie zastąpili swoją krytyczną wiarę w Boga bezkrytyczną wiarą w psychologię lub „naukę” jako taką, spychając wiarę do sprawy czysto „prywatnej”, która może istnieć bez wymiaru wspólnotowego i rytualnego (tzw. wierzący – niepraktykujący).

I w końcu wielką szkodę wyrządziło i wyrządza nadal zwyczajne zaniedbanie lub zaniechanie, przede wszystkim ze strony osób duchownych odpowiedzialnych z urzędu za liturgię, którzy źle pojmując troskę o wiernych, doświadczających trudności wiary, maksymalnie ją upraszczają lub skracają (widać to szczególnie w odniesieniu do Wigilii Paschalnej)[4]. Takie działanie paradoksalnie skutkuje coraz większym niezrozumieniem liturgii i coraz większym do niej dystansem, aż do poniechania jej włącznie. Albowiem kiedy liturgia przestaje pełnić swoją rytualną funkcję, odpowiadającą na wewnętrzną, religijną potrzebę człowieka, staje się tylko pustym zwyczajem niemającym mocy przemieniania. Uczestnictwo w niej wydaje się być tylko stratą czasu[5].

A przecież Święto porządkuje czas. Nadaje mu sens. Jednak istota świętowania leży jeszcze głębiej. Świętowanie pozwala człowiekowi przekroczyć swój wymiar, wejść do drugiego świata. Stąd troska o właściwe świętowanie Triduum nie jest jedynie troską o zamierającą tradycję, ale troską o nas samych i o nasze dzieci. „Nie będzie u was plagi niszczycielskiej” – mówi Pan. Nie będzie tego, co sprawia, że człowiek karleje i nie jest w stanie spojrzeć dalej poza własne siedzenie.

Paschę przygotowywał Pan od początku świata, począwszy od niewinnie przelanej krwi Abla, poprzez krew licznych ofiar aż do dnia, a właściwie nocy wyjścia z Egiptu. Wtedy powiedział wprost: Miesiąc ten będzie wam początkiem miesięcy: pierwszy wam będzie między miesiącami w roku. (Wj 12,2). Trudno o bardziej wyrazisty nakaz. Czuć w nim siłę, która ma moc ocalić od śmierci, ale czuć też coś innego – prośbę, pragnienie: „Pamiętajcie!”.

To nie jest zwykłe: „po prostu to zapamiętajcie”. To uczynienie tego czasu świętym przed innymi czasami świętymi. To wezwanie do nieustannej pamięci, a zatem powtarzania i uczestnictwa. Pan Światów chce, abyśmy pamiętali, albowiem ten miesiąc jest Przejściem. Albowiem ten miesiąc jest miesiącem śmierci Jego pierworodnego.

Kilkaset lat później Chrystus doda: – to czyńcie na moją pamiątkę.

„Pamiętajcie o mojej śmierci. Pamiętajcie, albowiem w mojej krwi jest wasze ocalenie, ona jest waszą bramą, waszym wyzwoleniem. Moja śmierć zerwie całun położony na twarzy wszystkich ludów, pamięć o mojej śmierci sprawi, że nie będzie plagi niszczycielskiej poród was. Pamiętajcie!”.

Dla syna Izraela pamiętać to uczestniczyć, a każda Pascha, którą obchodzi uroczyście w swoim domu, jest tamtą Paschą, kiedy to dzieci Izraela zostały oddzielone od dzieci Egiptu krwią baranka i dzięki tej, wydawałoby się kruchej, granicy ocaliły swoje życie. Podobnie jest u nas „On to w dzień przed męką – to jest dzisiaj, – wziął chleb..” – słyszymy w modlitwie eucharystycznej w Wielki Czwartek.

Święto Paschy, przejścia, jest jedynym świętem, jakie zostało nam nakazane. I jak pierwsze przejście uratowało dzieci Izraela tak drugie ma moc uratować nas wszystkich. Albowiem Pascha musi być powtarzana, aby nas ocalać od zwątpienia i śmierci. Gdyż ciągle trwa tamta noc i ciągle Niszczyciel krąży. Dlatego tak ważne jest, by uczestniczyć. By wyrwać się ze swojej niewiary. By znaleźć się po właściwej stronie drzwi.

Jak długo trwa powtarzanie, tak długo trwa On pośród nas.

Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską. (Wj 12,13)

Problem człowieka współczesnego, człowieka wykształconego to problem tego, kto nie chce być naiwny, więc boi się uwierzyć. A przecież wiara, prawdziwa wiara wcale nie infantylizuje człowieka, ukazuje mu za to przestrzeń. Jeśli człowiek nie doświadczy tej przestrzeni – kim będzie?

 Czy potrafimy odnaleźć jeszcze tamtą przestrzeń? Przestrzeń Aniołów i Mocy, przestrzeń cudów, przestrzeń, w której Zmartwychwstanie jest rzeczywistością. Tamten drugi świat. Nasz świat.

To czyńcie na moją pamiątkę…
To jest Pascha na cześć Pana…

Chciał, aby o tym pamiętać…

I przestrzegać będziecie tego za ustawę, tobie i synom twoim aż na wieki. A gdy wnijdziecie do ziemi, którą wam da Pan, jako obiecał, tych obrzędów przestrzegać będziecie.

A gdy wam rzeką synowie wasi: „Co to za obrzędy wasze?” Tedy rzeczecie: „Ofiara to przejścia Pańskiego, który przestępował domy synów Izraelskich w Egipcie, gdy zabijał Egipt, a domy nasze wyzwalał”.

Zatem schylił się lud, i pokłonił się.


[1] Przykro jest patrzeć, jak ludzie zapracowują się, by móc przygotować się do świąt. Sprzątają, myją okna, trzepią dywany, robią wielkie zakupy. I martwią się, że nie znajdą czasu, by pójść poświęcić pokarmy, bo tyle jeszcze do zrobienia. I w końcu nadchodzi niedziela. Siadają do stołu i… pustka. Z punktu liturgicznego jest już prawie po świętach. Ten najważniejszy czas minął, kiedy człowieka ciągle jeszcze zaprzątały rzeczy drugorzędne.

Jak inna jest tradycja zachowana w Kościołach Wschodnich. Sprzątanie, wymowne, kojarzone z żydowskim usuwaniem starego kwasu, kończy się w środę, wtedy też kończy się także wszelkie inne przygotowania. Od czwartku aż do niedzielnego poranka, wierni zajmują się tylko sprawami wiary, uczestnicząc w wielkiej liturgii Triduum. Idzie za tym rozumienie, że liturgia Triduum to nie tylko wydarzenia, ale to ten czas pomiędzy. Wszystko, co dzieje się miedzy znakiem krzyża rozpoczynającą Mszę Wieczerzy Pańskiej, a błogosławieństwem kończącym Wigilię Paschalną należy do czasu świętego. Nie przystoi w tym czasie zachowywać się tak jakby nic ważnego się nie działo. Wręcz przeciwnie: przez ciszę, post i modlitwę przenosi się tę liturgię do domu, włącza do swego życia.

[2] Wewnątrz Kościoła pojawiły się głosy za tym, by na nowo rozważyć dosłowność Zmartwychwstania, obecność Pana w Eucharystii, oraz by nie narażać dzieci na stres związany z wizją człowieka na krzyżu.

[3] W religii „symboliczny” znaczy zawsze „rzeczywisty”. Symbol oznacza rzeczywistość, jest tym, co przedstawia, ucieleśnia rzeczywistość o której mówi.

[4] Na przykład permanentne rozpoczynanie Wigilii Paschalnej przed zmrokiem, co czyni nieczytelną symbolikę Paschału – Chrystusa jako rozjaśniającego ciemności grzechu i stwarzającego na nowo świat. Powszechne w tym przypadku tłumaczenie się, „że ludzie nie przyjdą”, jest co najmniej dziwne, bo potrafią przecież przyjść w środku nocy i w zimie na Pasterkę (!).

[5] Jaka jest droga wyjścia? Przez liturgię, dzieło całej wspólnoty, sprawowaną w całej jej głębi i pięknie, aby była oczekiwana i wytęskniona, jak wyzwolenie z niewoli Egiptu. To właśnie doświadczenie sacrum wyzwala tęsknotę za nim.

Zobacz także

Agnieszka Myszewska-Dekert

Agnieszka Myszewska-Dekert na Liturgia.pl

Matka pięciorga dzieci. Z wykształcenia pedagog rodziny i katecheta. Pisze artykuły, tworzy opowieści a także chrześcijańskie midrasze. Zafascynowana Pismem Świętym jako żywym Słowem i Przestrzenią w której "żyjemy, poruszamy się i jesteśmy", stara się Je coraz bardziej poznawać i zgłębiać. Publikowała w kwartalniku eSPe i miesięczniku List. Autorka książek: "Modlitwa - nieustanna wymiana miłości" (Kraków, 2001) oraz "Cynamon i Marianna. Baśń inicjacyjna" (Kraków 2015).