Antropologiczne aspekty różnic w przestrzeni liturgicznej pomiędzy formami rytu rzymskiego

Ad orientemRóżnice w zagospodarowaniu przestrzeni liturgicznej pomiędzy zwyczajną a nadzwyczajną formą rytu rzymskiego niewątpliwie wpłynęły na sposób postrzegania liturgii przez wiernych. Zmiany wprowadzone po Vaticanum II motywowane były względami teologicznymi i symbolicznymi, można jednak odnieść wrażenie, że w niektórych przypadkach pominięto inny, równie ważny dla całościowego kształtu liturgii aspekt, mianowicie - antropologię.

Reforma liturgii, wprowadzona po Soborze Watykańskim II (1962-1965), wniosła przełomowe zmiany w sposobie sprawowania Mszy świętej w Kościele katolickim. Promulgowanie przez Pawła VI w 1970 r. nowego Mszału Rzymskiego oznaczało w dziedzinie liturgii koniec pewnej epoki, którą można by określić jako „potrydencką”. Nowy Missale Romanum zawiera bowiem wytyczne dotyczące kształtu liturgii silnie różniące się od tych ustalonych na Soborze Trydenckim, które obowiązywały w Kościele katolickim przez blisko 400 lat.

[flickr-photo:id=3723145695
© US Army Africa/Flickr®

Tytuł niniejszego tekstu, ze względu na obecność w nim terminów powszechnie nieużywanych, może wymagać szerszego objaśnienia. Otóż „zwyczajna forma rytu rzymskiego”, po łacinie zwana Novus Ordo Missae, to – w potocznym rozumieniu – Msza święta posoborowa. Porządek jej sprawowania obowiązuje dziś jako podstawowy w Kościele rzymskokatolickim. „Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego” (Forma extraordinaria) to natomiast tzw. Msza przedsoborowa, „trydencka”, a więc odprawiana według zasad ustalonych po Soborze Trydenckim[1].

Z kolei „przestrzeń liturgiczna” (zwana też „przestrzenią sprawowania liturgii” lub „miejscem sprawowania liturgii”[2]) to – w swoim najprościej sformułowanym znaczeniu – termin obejmujący wszystkie elementy „wyposażenia” kościoła, które w sposób bierny lub czynny biorą udział w dokonywaniu się sakramentu Eucharystii. Do przestrzeni liturgicznej wchodzą więc konkretne miejsca i przedmioty znajdujące się w świątyni, a przede wszystkim w prezbiterium: ołtarz, ambona, tabernakulum, miejsce przewodniczenia, miejsce dla celebransa itp. Nadrzędnym elementem wobec owej przestrzeni (według określenia ks. Bogusława Nadolskiego, „pierwszym imperatywem”[3]) jest jednak zgromadzenie, czyli zebrany w kościele lud. Eucharystia została bowiem ustanowiona nie dla siebie samej, ale właśnie dla wiernych, dla „żywych komórek Ciała Chrystusa”[4]. Jak wyjaśnia liturgista, „człowiek nie stoi naprzeciw przestrzeni, lecz jest przez nią objęty, przestrzeń i człowiek przynależą do siebie”[5]. Liturgiczną przestrzeń kształtuje więc nie tylko rozmieszczenie sakralnych elementów w kościele, ale wzajemne relacje między nimi, „korzystającym” z nich kapłanem oraz uczestniczącymi we Mszy ludźmi.

Celem artykułu będzie przyjrzenie się w jaki sposób różnice w zagospodarowaniu przestrzeni sprawowania liturgii pomiędzy obiema formami rytu mogą wpływać na sposób jej postrzegania przez wiernych. Innymi słowy, przedmiotem rozważań jest ukazanie antropologicznych aspektów niektórych zmian w przestrzeni liturgicznej. Swoistym efektem ubocznym będzie natomiast udowodnienie, jak brzemienne w skutki może być bagatelizowanie antropologii jako elementu istotnego w całościowym kształcie liturgii.

Symbolika symbolice nierówna

Jedną z bez wątpienia najważniejszych i zarazem najwyraźniejszych zmian wprowadzonych w liturgii Kościoła przez reformy posoborowe jest „odwrócenie księdza w kierunku wiernych”. Celowo używam tutaj sformułowania bynajmniej nie teologicznego. W świadomości większości wiernych właśnie tak jest bowiem rozumiana kluczowa dla Novus Ordo Missae zmiana kierunku sprawowania liturgii.

Kapłan sprawujący Mszę świętą według nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego nie jest jednak wcale „odwrócony plecami do ludu”, jak również nie „modli się do ściany” – a tak, jak zauważa kard. Joseph Ratzinger, w czasach nowożytnych postrzegany zaczął być „wspólny kierunek modlitwy ludu i kapłana”[6]. Ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a dziś papież Benedykt XVI przypomina, że nadrzędne wobec wszystkich innych elementów liturgii już od czasów chrześcijańskiej starożytności było ukierunkowanie modlitwy w kierunku wschodnim. Wschód – a konkretnie wschodzące słońce, czyli światło – symbolizował bowiem Chrystusa[7]. Kościoły budowane były dawniej w taki sposób, by celebrans był zwrócony właśnie w kierunku wschodnim. Chrześcijańska „orientacja”[8] zakładała jednak przede wszystkim „ten sam kierunek zwrócenia się kapłana i ludu, którzy wiedzieli, że wspólnie zmierzają do Pana. Nie zamykają się w kręgu, nie przyglądają się sobie wzajemnie, lecz jako wędrujący lud Boży kierują się na Wschód, w stronę Chrystusa, który wychodzi nam naprzeciw”[9].

Przestrzeń liturgii „trydenckiej” była więc podporządkowana idei wspólnego ukierunkowania modlitwy w jedną stronę, konkretnie – wschodnią. Zarówno kapłan, jak i zgromadzeni w świątyni wierni zwróceni byli przodem do ołtarza, jednak nie widzieli się wzajemnie. Spoglądali w jeden punkt, który był miejscem sprawowania sakramentu Eucharystii, lecz równocześnie cały czas zwróceni byli ku symbolizującemu „nadchodzącego Pana” Wschodowi. Krótko mówiąc (i siłą rzeczy nieco zarazem upraszczając), centrum liturgii znajdowało się równocześnie i w świątyni, i poza nią.

[flickr-photo:id=4373598129
© James Bradley/Flickr®

W dzisiejszej, zwyczajnej formie rytu rzymskiego Eucharystia sprawowana jest versus populum – twarzą do ludu. Jak tłumaczy autor Ducha liturgii, taki kierunek celebracji Mszy narodził się z przekonania, że ołtarz musi być „ustawiony w taki sposób, aby kapłani i lud mogli się wzajemnie widzieć i tworzyć wspólny krąg świętujących”[10]. Zdaniem zwolenników reformy liturgicznej taka forma sprawowania Eucharystii odpowiadać miała „sensowi liturgii chrześcijańskiej, poleceniu aktywnego uczestnictwa” oraz „pierwowzorowi Ostatniej Wieczerzy”[11]. Inny teolog i liturgista o. Aidan Nichols zauważa, że do ostatecznego zwycięstwa celebracji versus populum przyczynił się także „nacisk na całkowitą widzialność każdego szczegółu tego, co się dzieje na ołtarzu”[12].

W konsekwencji „zwrócenie się kapłana do ludu czyni ze wspólnoty zamknięty krąg. Wspólnota w swoim kształcie nie jest już otwarta ani do przodu, ani do góry, lecz zamyka się w sobie samej”, jak pisze kard. Ratzinger[13].

Wokół teologicznych uzasadnień zmiany kierunku celebrowania Mszy świętejdo dziś pojawia się wiele kontrowersji i sporów. Jako jeden z głównych tematów swoich książek omawiają tę kwestię obaj wspomniani wcześniej autorzy. Spróbujmy jednak zastanowić się nad rezultatami owych zmian przez pryzmat czysto antropologiczny, zapominając – na ile to możliwe – o ich teologicznych aspektach.

Kapłan – centrum liturgii

Co prawda w liturgii przedsoborowej celebrans stał podczas sprawowania Eucharystii de facto w tym samym miejscu, co w Novus Ordo Missae, jednak zmiana pozycji ołtarza, a w konsekwencji „odwrócenie” kapłana twarzą do ludu diametralnie modyfikują sposób patrzenia na Mszę świętą. Zwłaszcza jeżeli przeciętny wierny nie zna w pełni historycznego, teologicznego i symbolicznego podłoża liturgicznej przestrzeni. Jej faktyczne centrum w zwyczajnej formie rytu rzymskiego często stanowi więc wcale nie ołtarz, ale sprawujący eucharystię kapłan. Za „centrum” uznaję bowiem w tym przypadku to, co koncentruje na sobie największą uwagę i w pierwszej kolejności przyciąga wzrok ludzi zgromadzonych w kościele.

Gdy celebrans stał „tyłem do ludu” i wierni oglądać mogli co najwyżej jego plecy, ich uwaga łatwiej koncentrowała się na tym, ku czemu skierowane było spojrzenie kapłana – a więc na ołtarzu, miejscu „obecności Boga, aktualizacji Ofiary i Zbawienia przez znaki sakramentalne”[14]. Można by rzec, że dziś ołtarzowi trudno jest wygrać z kapłanem, którego fizjonomię i każdy ruch wierni nieustannie obserwują. Mimika i gestykulacja księdza sprawującego Eucharystię są o wiele ciekawsze niż ołtarz czy stojący na nim krzyż. Żywy człowiek zawsze pokona pod tym względem statyczną materię.

Koncentrowanie się wiernych na osobie kapłana prowadzić może w dalszej kolejności do zwracania uwagi na jego wygląd, sposób mówienia[15], a w końcu nawet do swoistego „klasyfikowania” celebransów według całkowicie subiektywnych i nie mających zbyt wiele wspólnego z teologią kryteriów. Wszystko to oddala liturgię, czy raczej ich uczestników, od sfery sacrum. Sam Joseph Ratzinger z zaniepokojeniem stwierdza, że w liturgicznej celebracji „doszło do klerykalizacji, której wcześniej w tym miejscu nigdy nie było. Kapłan – jako przewodniczący liturgii (…) – staje się teraz właściwym punktem odniesienia dla całości. Wszystko zależy od niego. To jego trzeba widzieć, w jego działaniu brać udział, jemu odpowiadać – to jego kreatywność podtrzymuje całość”[16].

Zauważmy jednak, że podtrzymanie nastroju świętości jest równocześnie ogromnym wyzwaniem dla kapłana. Układ przestrzeni liturgicznej ma na celebransa bardzo znaczący wpływ. Ksiądz, który przez obowiązującą obecnie formę rytu zmuszony jest do regularnego stawania naprzeciwko wypełniających kościół ludzi, siłą rzeczy zachowuje się inaczej, niż kapłan mający przed sobą jedynie ołtarz. Podobnie jak człowiek uczestniczący we Mszy nie powinien skupiać się na osobie samego kapłana, lecz kierować wzrok i myśli ku ołtarzowi oraz dokonującej się na nim Ofierze, tak celebrans musi cały czas unikać pokusy zerkania na wiernych i skupiać się na sprawowanej Eucharystii. Jak można się domyślić, z czysto ludzkich uwarunkowań stanowi to dla kapłana – który ostatecznie jest przecież tylko człowiekiem – pewien problem. Podczas Mszy często dochodzi bowiem na przykład do niezręcznej wymiany spojrzeń między księdzem a wiernymi (zwłaszcza tymi, którzy znajdują się wystarczająco blisko ołtarza, np. ministrantami). Niekiedy też najmniejsze poruszenie czy nietypowe zachowanie wśród wiernych – chociażby przebiegnięcie małego dziecka, które na chwilę uciekło rodzicom – jest w stanie całkowicie odwrócić uwagę kapłana od istoty sprawowanych przez niego czynności liturgicznych.

Pewien znajomy kleryk powiedział mi kiedyś, że wręcz obawia się sytuacji, w której podczas odprawiania Mszy przypadkiem natrafi wzrokiem na urodziwą kobietę, a wtedy – zamiast skupiać się na obecnym w Eucharystii Chrystusie – będzie musiał walczyć z natrętnymi, a równocześnie całkiem przecież naturalnymi pokusami dalszego spoglądania na ową niewiastę. Dodał też, że nie miałby takiego problemu, gdyby przed jego oczami przez cały czas znajdował się tylko i wyłącznie ołtarzowy krzyż.

Teatrum Missae

Kolejnym rezultatem zmian w przestrzeni sprawowania liturgii przeprowadzonych po Vaticanum Secundum jest nadmierne upodabnianie się celebracji Mszy świętej do widowiska teatralnego. Uwagę na to zjawisko zwraca o. Nichols, pisząc, że w świetle Konstytucji o liturgii świętej Sacrosanctum concilium rolę celebransa zaczęto odczytywać jako „coraz bardziej personalizowaną i – w znaczeniu pejoratywnym – teatralną”[17].

Aktorskie aspiracje kapłanów rodzą się również z przyczyn w dużej mierze antropologicznych i psychologicznych. Ksiądz, będąc cały czas obserwowanym przez wiernych, stara się zaprezentować jak najlepiej. Siłą rzeczy musi się on skupić nie tylko na przewodniczeniu liturgii i modlitwie, ale też na kontrolowaniu każdego swojego gestu. Celebrans zdaje sobie bowiem sprawę, że każdy jego ruch wykonywany jest na oczach zgromadzonego ludu[18]. Ludu, który momentami przeradza się w publiczność śledzącą wydarzenia na scenie ulokowanej w prezbiterium. Jedynym bohaterem tych wydarzeń staje się w takiej sytuacji kapłan.

Przestrzeń sakralna kształtuje w tym przypadku sposób postrzegania liturgii. Przypominać może ona teatr, więc kapłan przybiera wówczas rolę aktora i reżysera jednocześnie. Jest wielce prawdopodobne, że pojawi się u niego pokusa wykorzystania warunków, jakie daje przestrzeń liturgiczna, do zdominowania w pewnym stopniu Mszy świętej, zaprezentowania się ludziom, wpływania – poprzez mniej lub bardziej urozmaicony sposób wykonywania świętych czynności – na swój wizerunek w oczach wiernych. Tymczasem „kapłan nie może zachowywać się podczas Mszy świętej w taki sam sposób jak wówczas, gdy wita się z parafianami po jej zakończeniu. Rola liturgiczna musi odwracać uwagę od celebransa, a skupiać ją na czymś innym”[19]. Jak przypomina inny liturgista ks. Mateusz Matuszewski, „duchowni muszą pamiętać, że są sługami liturgii, a nie reżyserami”[20].

Aby Msza święta jako akt kultu Bożego wzbudziła u wiernych należyty szacunek, kapłan może „potrzebować pewnego dystansu, przynajmniej w określonych momentach, od pozostałych uczestników aktu kultu”[21]. Warunki stworzone przez panującą w Novus Ordo Missae przestrzeń liturgiczną nie do końca pozwalają jednak na osiągnięcie takiego dystansu, a w każdym razie niezwykle utrudniają zadanie zarówno księdzu, jak i wiernym.

Nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego problem „teatralności” dotyczył w bardzo niewielkim stopniu albo wręcz nie dotyczył jej w ogóle. Podczas modlitwy eucharystycznej celebrans był bowiem cały czas zwrócony w tę samą stronę, co lud. A jak wiadomo, odwracanie się aktorów plecami do publiczności jest na scenie teatralnej na ogół niedopuszczalne, a w związku z tym – niespotykane. Między kapłanem a aktorem nie było więc zbyt wielu analogii.

Krzyż na peryferiach ołtarza

Kolejną ważną zmianą, która wpłynęła na sposób widzenia przestrzeni liturgicznej przez wiernych, jest przesunięcie krzyża z centralnego miejsca ołtarza na bok.

W nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego modlono się – jak już wspomniano – w kierunku wschodnim, który symbolizował Chrystusa. Elementem wyznaczającym w świątyni ów kierunek był z kolei właśnie krzyż[22]. Kapłan i lud zwróceni byli więc w stronę ołtarza, natomiast wzrok skupiali na stojącym na nim krzyżu. Dlaczego jest to takie ważne? Jak pięknie wyjaśnia kard. Ratzinger, spoglądanie na znak krzyża jest „wspólnym patrzeniem na Tego, który reprezentuje nas przed Ojcem i zamyka nas w swoich ramionach”[23].

Zapomnijmy jednak na chwilę o symbolice i teologii. Lud patrzył na krzyż dlatego, że zajmował on centralne miejsce w przestrzeni sprawowania liturgii. Co prawda na środku prezbiterium stał celebrans, ale odwrócony był od wiernych i nie przyciągał uwagi w nadmiernym stopniu. Zza kapłana wyłaniał się ołtarzowy krzyż i to ku niemu wędrował wzrok zgromadzonych na Eucharystii ludzi.

Zwyczajna forma rytu rzymskiego w ogromnym stopniu utrudnia skupienie się na krzyżu. Przepisy liturgiczne mówią, że „na ołtarzu lub  o b o k   n i e g o  [podkr. aut.] należy umieścić krzyż z wizerunkiem Chrystusa ukrzyżowanego”[24]. Brak skonkretyzowanych wytycznych sprawia, że krzyż stawiany jest najczęściej właśnie obok ołtarza, aby nie zasłaniać odprawiającego Mszę świętą celebransa – wszak w trakcie sprawowania liturgii kapłan stoi przodem do wiernych i to przed nim znajduje się „stół eucharystyczny”. W efekcie krzyż – o ile nie cechuje się znacznymi rozmiarami – jest przez ludzi w ogóle nie zauważany. Przesunięcie krzyża o kilka metrów w bok przy równoczesnym zwróceniu się celebransa w stronę wiernych sprawiło, że centralnym punktem przestrzeni sprawowania liturgii stał się ksiądz. Jednak „czy kapłan jest ważniejszy od Chrystusa?” – pyta kard. Ratzinger. Dzisiejszy papież stwierdza jednoznacznie, że „powinien on [krzyż] stać na środku ołtarza oraz być punktem skupiającym wzrok kapłana i modlącego się zgromadzenia [podkr. aut.]”[25]. Autor Ducha liturgii daje więc jasno do zrozumienia, że w przypadku, gdy krzyż znajduje się z boku ołtarza, nie przyciąga on należytej uwagi ani wiernych, ani celebransa.

Podsumowując, teologiczne i symboliczne uzasadnienie niektórych zmian w przestrzeni liturgicznej wprowadzonych przez reformy posoborowe zupełnie nie współgra ze względami czysto antropologicznymi. Wierni, którzy zazwyczaj nie są przez nikogo uświadamiani o głębokiej teologii i symbolice aktów kultu bożego dokonujących się w kościele, postrzegają liturgię zupełnie inaczej, niż pożądaliby tego inicjatorzy reform. Realizacja idei Eucharystii jako „pierwowzoru Ostatniej Wieczerzy” oraz liturgii jako „wspólnotowej uczty”[26] w dużym stopniu doprowadziła, zdaje się, do pominięcia elementów kluczowych dla tego sakramentu.

Wydaje się, że antropologia o wiele zgodniej idzie w parze z teologią w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Przestrzeń sakralna „Mszy trydenckiej”, zakładającej przede wszystkim wspólny kierunek modlitwy kapłana i ludu, ułatwia właśnie takie postrzeganie liturgii. Centralne miejsce zajmuje ołtarz i umieszczony na nim krzyż. Celebrans, stojąc tyłem do wiernych, rozprasza ich uwagę w bardzo niewielkim stopniu.

Według obecnie obowiązujących przepisów liturgicznych „ołtarz należy umieścić (…) w takim miejscu, by rzeczywiście stanowił ośrodek, ku któremu spontanicznie zwracać się będzie uwaga całego zgromadzenia wiernych”[27]. Jednak rzeczywistym centralnym punktem przestrzeni liturgicznej w zwyczajnej formie rytu rzymskiego staje się nie ołtarz, lecz kapłan. To on koncentruje na sobie uwagę ludzi. Wzrok wiernych nigdy nie pobiegnie bowiem ku statycznemu elementowi „wyposażenia” prezbiterium, jeśli przy nim będzie się znajdować i poruszać żywy człowiek, twarzą zwrócony w stronę ludu.

Dwie pozornie małe roszady w obrębie przestrzeni sakralnej – „odwrócenie księdza o 180 stopni” oraz przesunięcie krzyża ze środka ołtarza na jego peryferia – sprawiły, że „uwaga całego zgromadzenia wiernych” koncentruje się „spontanicznie” bynajmniej nie na istocie sprawowania liturgii. To bowiem „nie spojrzenie na kapłana jest ważne, lecz wspólne spojrzenie na Chrystusa. (…) To nie zamknięty krąg odpowiada istocie wydarzenia, lecz wspólne wyruszenie w drogę, wyrażające się we wspólnym kierunku”[28].

Kazimierz Roztocki


[1] Należy zaznaczyć, że błędne są sformułowanie typu „ryt/obrządek trydencki” lub „ryt/obrządek posoborowy”. Formy zwyczajna i nadzwyczajna – jak podkreśla papież – „to bowiem dwie formy tego samego Rytu Rzymskiego”. Por. Benedykt XVI, List apostolski motu proprio Summarum Pontificum z 7 lipca 2007, art. 1.

[2] Zob. B. Nadolski, Leksykon liturgii, Poznań 2006, hasło: Przestrzeń sprawowania liturgii, s. 1243.

[3] Tamże, s. 1249.

[4] Tamże.

[5] Tamże, s. 1248.

[6] J. Ratzinger, Duch liturgii, przeł. E. Pieciul, Poznań 2002, s. 73.

[7] Symbolika ta ma swoje źródło w wielu fragmentach Pisma Świętego; przywołać można tu choćby tzw. kantyk Zachariasza (Łk 1, 79), gdzie Chrystus określany jest jako „Wschodzące Słońce”.

[8] Kard. Ratzinger przypomina, że słowo „orientacja” pochodzi od łacińskiego oriens, czyli wschód; „orientacja oznacza zatem »uwschodnienie«, kierowanie się na Wschód”. J. Ratzinger, dz. cyt., s. 64-65.

[9] Tamże, s. 74.

[10] Tamże, s. 72.

[11] Tamże.

[12] A. Nichols, Patrząc na liturgię, przeł. Tomasz Glanz, Poznań 2005, s. 57.

[13] J. Ratzinger, dz. cyt., s. 74.

[14] E. Gieysztor-Miłobędzka, Vaticanum II Tridentum Versus. Relacje pomiędzy sztuką a liturgią [w:] Sztuka a religia, pod red. W. Leszczyńskiego, Warszawa 1991, s. 44.

[15] Trzeba tu zaznaczyć, że nadzwyczajna forma rytu rzymskiego jest uboższa w formuły wypowiadane na głos przez kapłana oraz w jego dialog z ludem niż Novus Ordo Missae.

[16] J. Ratzinger, dz. cyt., s. 74.

[17] A. Nicols, dz. cyt., s. 58.

[18] Podobnie rzecz ma się ze sposobem wypowiadania formuł modlitwy eucharystycznej (kapłan, podobnie jak aktor na scenie, musi dbać o prawidłową emisję głosu), jednak ten aspekt nie należy stricte do przestrzeni liturgicznej.

[19] K. Flanagan, Sociology and Liturgy, Londyn 1991, s. 44; cyt. za: A. Nichols, dz. cyt., s. 58.

[20] M. Matuszewski: Ksiądz nie powinien zagadać mszy, rozm. przepr. E. K. Czaczkowska, „Rzeczpospolita” z 08.02.2010, http://www.rp.pl/20,431168_Ksiadz_nie_powinien_zagadac_mszy_.html.

[21] A. Nicols, dz. cyt., s. 59.

[22] W celu poznania teologicznego uzasadnienia tej symboliki por. J. Ratzinger, dz. cyt., s. 64-66.

[23] Tamże, s. 77.

[24] Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, Poznań 2006, art. 308, s. 85.

[25] J. Ratzinger, dz. cyt., s. 77.

[26] J. Ratzinger, dz. cyt., s. 72.

[27] Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, dz. cyt., art. 299, s. 83.

[28] J. Ratzinger, dz. cyt., s. 75.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.