Architektura sakralna – pytania niewygodne

Publikujemy pierwszą z kilku rozmów z architektem, Jakubem Turbasą, poświęconych współczesnej architekturze sakralnej. Nieprosty to temat; odnalezienie się w nowych kościołach - halowych, zimnych przestrzeniach - wielu ludziom sprawia trudność, często neguje się młodą architekturę.

Intencją naszych spotkań jest poprzez pytania niewygodne a szczere, zbliżyć się do poznania. Przy okazji pierwszego spotkania naszym 'przewodnikiem' był Hans-Georg Gadamer i jego koncepcja aktualności piękna.

Małgorzata Gadomska: Czy architektura współczesna jest blisko człowieka i czy obecne kościoły budowane są jeszcze z myślą o wspólnocie?

Jakub Turbasa: Współczesna architektura, także sakralna, bywa blisko człowieka. Niemniej jednak zarzut, że nie zawsze jest realizowana z myślą o wspólnocie, ma swoje uzasadnienie. W tym przypadku należałoby wspomnieć o zjawiskach i zmianach, które wiążą się nierozerwalnie z końcem XIX oraz początkiem XX wieku. Niewątpliwie nie dotyczyły one tylko zagadnienia architektury, która w swojej naturze jest poniekąd następstwem i odzwierciedleniem stanu kultury oraz zjawisk zachodzących w społeczeństwie. Na początku XX wieku pojawiły się głosy części teologów o pozytywnej roli desakralizacji. Twierdzono, iż „skoro Jezus uświęcił wszystko na ziemi, to nie ma sensu rozróżniać sfery sacrum i profanum”. Do tego o potrzebie nowej aranżacji przestrzeni liturgicznej dyskutowały osoby często niezwiązane z Kościołem.

XX wiek to także modernizm, czyli kierunek, który w teorii odrzucał tradycję i regionalizm, na rzecz jednego uniwersalnego języka. Charakter użytkowy architektury stał się elementem dominującym wobec formy i piękna – stąd budynki wielorodzinne zaczęto traktować jako 'maszyny do mieszkania', a kościoły jako 'hale do odprawiania liturgii'. Poza tym pojawiło się wiele awangardowych kierunków w sztuce. Prawdopodobnie XX wiek wykształcił ich więcej, niż dziewiętnaście wieków nowej ery razem wzięte. I tak sztuka zaczęła się powoli oddalać od tradycji oraz kanonów. To wcale nie oznacza, że w tym okresie nie powstawały obiekty piękne i wzruszające. Liczba utalentowanych artystów jest prawdopodobnie analogiczna do tej z przeszłości. Problem jednak dotyczy obdarzonych mniejszymi zdolnościami. W przeszłości mieli się do czego odnieść, istniał kanon. Obecnie nie istnieją żadne obowiązujące ramy. Pełna dowolność jest darem, ale także potrafi niemiłosiernie obnażyć twórcę.

MG: U Gadamera pojawia się sztuka jako „gra”. Wymaga współgrającego, wciągnięcia odbiorcy w grę. Czy architektura współczesna wciąż wciąga nas w „grę”, czy współcześni ludzie dają się jeszcze wciągać w grę?

Niewątpliwie tak, choć za każdym razem, gdy w kontekście architektury (przede wszystkim sakralnej) pojawia się słowo 'gra', wzbudza to mój niepokój. Termin 'gra' kojarzy mi się z teatralnością. Oczywiście moglibyśmy się w tym kontekście odwoływać do niezwykłych barokowych świątyń, w których artyści przy pomocy zabiegów iluzji oszukiwali zmysł wzroku. Niemniej jednak coraz częściej można zaobserwować takie zjawisko – stojąc przed wejściem do nowo powstałego kościoła osoba zastanawia się tylko nad tym, czym jeszcze może go ta architektura zaskoczyć. Wręcz oczekuje takich doznań, owej 'teatralności'. Prawda, jaką powinno wyrażać wnętrze świątyni schodzi na drugi plan.

Sławomir Rusin: Słowo „gra” wprowadza pewną niepewność, ale myślę, że też mówi jakąś część prawdy o samej liturgii, która jest miejscami również teatrem. Przypomina mi się jedna ze starożytnych anegdot o niewierzącym aktorze rzymskim, Genezjuszu, który miał odegrać prześmiewczo liturgię chrześcijańską. Rola tak go przemieniła, że z teatru wyszedł już jako wierzący. Stał się chrześcijaninem i poniósł potem śmierć męczeńską.

Skoro liturgia miejscami przypomina teatr, to architektura powinna być jego scenografią, nie konkurencją. Pojęcia takie jak gra, spektakl, przekaz, czy idea wprowadziły pewien zamęt. Jako architekci często staramy się usilnie stworzyć coś oryginalnego, czymś nowym zaskoczyć. A przecież równolegle zachwycamy się prostotą i wyrafinowaniem architektury sakralnej Petera Zumthora czy Johna Pawsona, którzy nie silą się na kreowanie nowości dla samej siebie, natomiast przy użyciu współczesnych środków wyrazu często reinterpretują. Taka architektura wyrasta z tradycji budowania, jest prawdziwa, logiczna.

[slickr-flickr search=”sets” set=”72157631895202232″ type=”gallery” size=”large”

MG: Nowość i zaskakiwanie stało się mechanizmem kulturowym, tymczasem Gadamer ważne miejsce oddaje reinterpretacji. Ludzka ograniczoność wręcz zmusza nas do bycia w kontekście, „Sztuka i piękno nie tyle przekazują sens, co mają go chronić w czymś solidnym, by ten się ani nie ulotnił, ani nie wysączył, ale by został utrwalony” – mówi filozof.

 

Podczas jednego z kazań ojciec Jan Andrzej Kłoczowski wspomniał, że Tradycja jest doświadczeniem; doświadczeniem i mądrością poprzednich pokoleń. Ważne, aby to doświadczenie nie było jedynie ślepym naśladowaniem. Imitując historyczną architekturę, oszukujemy siebie i przyszłe pokolenia oraz działamy wbrew procesowi nieustannego Boskiego stwarzania.

MG: W sztuce, w pewnym momencie odwrócono się od mimesis, od świata naturalnego.

Tę zmianę, nie tylko w podejściu do architektury, doskonale ilustruje proces budowy współczesnych miast, osiedli, domów. W przeszłości przed podjęciem decyzji o ich lokalizacji obserwowaliśmy naturę – migracje ptaków, zwierząt, strony świata, koryta rzek… Obecnie ignorujemy przyrodę i jej prawa, odwracamy się od niej, a w rezultacie jesteśmy zaskoczeni, że ostatecznie to ona nas 'ignoruje'. Posługując się językiem biblijnym – budujemy na piasku, nie skale.

SR: Przekonanie o tym, że natura powinna być poskromiona, posłuszna człowiekowi szczególnie mocno zauważalne jest w Europie i w Stanach Zjednoczonych. W tych rejonach mamy do czynienia z najbardziej zurbanizowanymi, przekształconymi przez człowieka terenami. Jeden z teologów uważa, że to nie tyle wina Biblii, która każe czynić człowiekowi ziemię sobie poddaną, ale poniekąd naszego pochodzenia. To Indoeuropejczycy, od których pochodzi większość ludów europejskich, uważali, że świat należy do człowieka.

Według Biblii człowiek ma się opiekować i troszczyć o świat natury, tak jak robi to Bóg. Jest więc znaczna różnica.

MG: To jest czas, żeby zapytać o symbol w architekturze. „Symbol” (z greckiego: symbolon) oznacza między innymi układ, przyjaźń, odnalezienie się pasujących niegdyś do siebie części. Czy architektura współczesna wciąż żywi się symbolem jako wyobrażeniem naszej przyjaźni z Bogiem? Czy symbol jest dla niej medium?

 

Wierzę, że tak. Choć XX wiek w teorii w dużej mierze odrzucał takie pojęcia jak piękno i symbol jako wartości, to jednak w praktyce były one i są stosowane. Podobnie jak to miało miejsce na przestrzeni wieków, symbolika przybiera różne formy. Dla pierwszych chrześcijan symbole takie jak ryba, czy znak ChiRo były świadectwem wiary oraz pełniły rolę identyfikacyjną, świadczyły o przynależności do wyznawców Chrystusa. Symbole w obrazach, rzeźbach, polichromiach poprzez piękno miały zbliżać do Prawdy. W średniowieczu za pomocą symboli edukowano (Biblia Pauperum). Przy użyciu widzialnych znaków próbowano przybliżyć rzeczywistość ukrytą. W samej architekturze pierwsze koncepcje bazylik planowano na rzucie krzyża łacińskiego, który swoją geometrią odzwierciedlał ciało ukrzyżowanego Chrystusa. Na przestrzeni wieków w architekturze i sztuce symbolika zaczęła się rozwijać oraz obejmować coraz więcej elementów – z czasem pojawiły się kopuły, wieże, dzwonnice, rzeźby, witraże, rozety… Poza względami funkcjonalnymi każdy z nich posiadał dodatkową, ukrytą treść.

Wszystko można by uznać jako naturalny proces i rozwój tej sztuki, gdyby nie fakt, że w XII wieku pojawił się św. Bernard z Clairvaux, który sprzeciwił się temu zjawisku – przerostowi formy nad treścią oraz przepychowi, który temu towarzyszył. Postanowił niejako powrócić do źródeł i opracował stosowany do dnia dzisiejszego schemat cysterskiej architektury klasztornej. Ograniczał on dekorację oraz symbolikę do absolutnego minimum: rzut kościoła na planie krzyża łacińskiego, brak kopuł, wież, dzwonnic, polichromii, rzeźb, nawet tynku na ścianach. Jedynym elementem 'dekoracyjnym' we wnętrzu mógł być krzyż, i to wyłącznie drewniany. Podobnie ma się sprawa symboli we współczesnych kościołach. Pojawiają się formy i wnętrza obfite w symbole, ale także istnieje odrębny nurt, bliższy architekturze cysterskiej, skłaniający się ku surowości i ograniczaniu liczby elementów – tzw. minimalizm.

Dziś na prostej geometrii bazuje przykładowo architektura świątyń zaprojektowanych przez Mario Botta. W kościele pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela w Mogno plan symbolicznie został oparty na prostokącie (figurze przypisanej człowiekowi, gdyż nie występuje ona w świecie przyrody), a wraz ze zmianą wysokości, stopniowo zmierza w kierunku formy idealnej, symbolu doskonałości i Boskości – koła. Ten prosty zabieg architektoniczny otwiera całe wnętrze ku Niebu, a okrągły świetlik o strukturze przypominającym szkielet liścia zdaje się być oknem w stronę Stwórcy. Człowiek naturalnie przyjmuje wyprostowaną, godną postawę oraz podnosi wzrok do góry w stronę krzyża i Nieba.

Elementy symboliki w sztuce nie muszą być dosłowne. Jednowymiarowy symbol, który już raz został odkryty powszednieje i przestaje pobudzać.

 

[slickr-flickr search=”sets” set=”72157631895067453″ type=”gallery” size=”large”

SR: Coraz trudniej o radość w odkrywaniu symbolu, bo częstokroć on już niczego ludziom nie mówi.

 

MG: U Gadamera symbol spełnia swoje przeznaczenie, gdy rozpoznajemy w nim „dobrego znajomego”, czyli głębszy sens. Wtedy zaczyna być czytelny i bliski. Czy nie jest tak, że przedstawienia współczesne są zbyt abstrakcyjne, dlatego niewiele przekazują?

Poza podstawowymi i czytelnymi elementami kościołów, takimi jak: krzyż, ołtarz, wizerunek Chrystusa, Maryi, Świętych – reszta znaków pozostaje niezrozumiała, 'ekskluzywna'. To problem braku świadomości oraz deficytu wiedzy. Ale choć nie zdajemy sobie sprawy z większości symboli ukrytych np. w bazylice Mariackiej w Krakowie, w Bazylice św. Piotra w Watykanie, to jednak jest coś, co nas do nich przyciąga. Może to ich piękno?

W kolejnej rozmowie zaczniemy od miejsca, w którym zakończyła się rozmowa z Jakubem: od pojęcia piękna.

Cykl rozmów powstaje we współpracy z miesięcznikiem LIST, w którym Jakub Turbasa publikuje serię artykułów Architektura współczesnych kościołów. 

Zobacz także