Bo chodzi o to, żeby pomagać Kościołowi

Z o. Stanisławem Łucarzem SI, prezbiterem i katechistą Neokatechumenatu, rozmawia Agata Adaszyńska-Blacha

neoWystarczy wymienić nazwę tej wspólnoty, by wywołać skrajne reakcje u rozmówcy. Od zachwytu i podekscytowania w głosie, poprzez pobłażliwy uśmiech, aż po zjadliwe komentarze o sekcie wewnątrz Kościoła. Stół zamiast ołtarza. Własne pieśni. Chleb Eucharystyczny wypiekany przez członków wspólnoty. Taniec. Specyfika Eucharystii neokatechumenalnej odbiega od tego, do czego przyzwyczajeni są katolicy spoza wspólnoty.

neo1Jak taka Msza wygląda i jakie są ustalenia władz kościelnych odnośnie jej sprawowania, o tym w pierwszej części artykułu. W drugiej części wywiad. O osobistym doświadczeniu duchowości neokatechumenalnej i kontrowersjach, jakie narosły wokół niej rozmawiałam z ojcem Stanisławem Łucarzem SI, wieloletnim krakowskim prezbiterem i katechistą Neokatechumenatu. 

Obok Słowa Bożego i doświadczenia wspólnoty liturgia jest głównym narzędziem formacji Neokatechumenatu, dlatego przykłada się dużą wagę do sposobu jej sprawowania.

Niedzielna Eucharystia odbywa się w sobotni wieczór[1], w zaaranżowanym do tego pomieszczeniu przyparafialnym. Celebrowana jest w małej wspólnocie. To jest sympatyczne, bo wszyscy się przynajmniej trochę znają i ma się poczucie, że to naprawdę jest wspólnota, a nie jakiś tłum nieznanych ludzi ‒ zachwala Sylwia, w Neokatechumenacie od dwóch lat.

 Eucharystię przygotowują kolejno małe grupy osób. Jeżeli to możliwe, pod kierownictwem prezbitera, dobierają śpiewy, przygotowują ołtarz, chleb, wino i kwiaty. Ołtarz w formie dużego stołu przykrytego białym obrusem, a właściwie dosyć skomplikowanym ułożeniem kilku obrusów, z tym zawsze jest problem ‒ śmieje się Sylwia.

Na ołtarzu stoi świecznik potocznie nazywany menorą. Nie należy jednak wiązać tego z prostym odwołaniem do tradycji żydowskiej. W zamyśle Kiko Argüello, współżałożyciela wspólnoty, świecznik powinien mieć bowiem nie siedem, a osiem ramion. Ma to nawiązywać do wczesnochrześcijańskiej, eschatologicznej symboliki liczby osiem. Niektóre wspólnoty używają w jego miejsce świecznika dziewięcioramiennego, który przypomina żydowską Chanukiję.

Osoby przygotowujące Eucharystię odpowiedzialne są także za krótki wstęp do niej i do poszczególnych czytań. Homilię poprzedza tzw. echo słowa, czyli spontaniczna, osobista refleksja nad przeczytanymi czytaniami i Ewangelią.

Modlitwa wiernych składa się z kilku standardowych wezwań na początek, po których każdy uczestnik Mszy może dodać swoje własne intencje.

Znak pokoju przekazuje się pocałunkiem w oba policzki. Na początku wydaje się to trochę dziwne, ale w gruncie rzeczy to dobry sposób, żeby przekazać sobie znak pokoju, zresztą pocałunkiem pozdrawiali się starożytni chrześcijanie. Na pewno jest to lepsze niż skinięcie głową i wymamrotanie czegoś pod nosem ‒ ocenia Sylwia.

Podczas Mszy nie klęka się, jako że jest to symbol pokuty. Wyjątek stanowi właśnie liturgia pokutna.

Pieśni wykonywane na Mszy, w większości skomponowane zostały przez Kiko Argüello. Ich teksty stanowią fragmenty biblijne lub hymny wczesnochrześcijańskie, jak na przykład Ody Salomona. Na specyficzną dla Neokatechumenatu melodię śpiewane są także: Gloria, Sanctus, Agnus Dei, Modlitwa Eucharystyczna, a często także Ewangelia.

Komunia przyjmowana jest pod dwiema postaciami z wykorzystaniem specjalnie wypiekanego, przaśnego chleba. Ciało Pańskie jest rozdzielane w postaci małych kawałków, które po rozdaniu wszyscy spożywają jednocześnie. Krew Pańska jest podawana każdemu uczestnikowi w dużym kielichu przez prezbitera. To jest jedna z rzeczy, która mi się szczególnie podoba w Neokatechumenacie. Chwila, kiedy trzyma się Ciało Pańskie na rękach i jest to wyjątkowy moment adoracji zwierza się Sylwia.

Po Eucharystii, już po wyjściu prezbitera, część osób, najczęściej tych młodych, tańczy wokół ołtarza.

 Kształt sprawowanej obecnie we wspólnotach liturgii jest efektem ustaleń, które zapisano w zatwierdzonym w 2008 roku statucie. Dekretem podpisanym 11 maja, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, decyzją Papieskiej Rady ds. Świeckich, Droga Neokatechumenalna została oficjalnie uznana za powszechne dziedzictwo Kościoła. Tekst różni się od statutu zatwierdzonego ad experimentum w 2002 roku między innymi pod względem zasad sprawowania Eucharystii.

Wcześniej na pewne uściślenia dotyczące sprawowania Mszy świętej przez wspólnoty neokatechumenalne wskazała Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Kardynał Francis Arinze, prefekt Kongregacji, skomentował je w wywiadzie wyemitowanym w lutym 2006 roku, w Radiu Watykańskim[2]. Jeśli chodzi o celebrację Mszy św., droga neokatechumenalna winna przyjąć i przestrzegać księgi liturgiczne zatwierdzone przez Kościół bez pomijania, lub dodawania czegokolwiek. To podstawowa zasada. Przestrzeganie zatwierdzonych ksiąg; niedodawanie ani odejmowanie niczego. Kongregacja zdecydowała, że wspólnoty muszą przynajmniej raz w miesiącu uczestniczyć w niedzielnej Mszy świętej, w swojej parafii. Podkreśliła także, że komentarze do Ewangelii mają być krótkie, by nie sprawiać wrażenia homilii. Droga neokatechumenalna musi używać również innych, poza Drugą, modlitw eucharystycznych.

Oficjalnie zatwierdzony w 2008 roku statut mówi natomiast, że: celebracje Eucharystii wspólnot neokatechumenalnych w sobotę wieczorem stanowią część niedzielnego duszpasterstwa liturgicznego parafii i są otwarte także dla innych wiernych[3]. Członkowie wspólnoty mogą przyjmować Komunię Świętą, pozostając na swoich miejscach, jednak w pozycji stojącej, a nie jak odbywało się to dotychczas, na siedząco. Neokatuchemeni mogą przekazać sobie znak pokoju po modlitwie powszechnej, tak jak w rycie ambrozjańskim. Wstępem do homilii może być echo słowa.

neo2Mimo oficjalnej aprobaty władz kościelnych dla działań Neokatechumenatu, a także dla kształtu sprawowanej przez niego Eucharystii, wspólnota nadal budzi liczne kontrowersje. Postanowiliśmy zapytać o niektóre z nich o. Stanisława Łucarza, jezuitę, Prodziekana Wydziału Filozoficznego Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie, który od ponad 21 lat pełni funkcję prezbitera we wspólnotach krakowskich.

Czy zdaniem ojca to, jak sprawowana jest Eucharystia w Neokatechumenacie ma wpływ na popularność Drogi?

Myślę, że tak. Dla mnie osobiście pierwsza Eucharystia neokatechumenalna, w której brałem udział, była wielkim, wzruszającym przeżyciem. Pamiętam ją do dziś, choć było to ponad 25 lat temu. Sprawował ją mój współbrat o. Alfred Cholewiński. Niezwykłe doświadczenie. Nieco inne niż „zwyczajna” Msza święta.

No właśnie, czy zdaniem ojca Msza neokatechumenalna jest jakąś alternatywą względem „zwyczajnych” Mszy?

Myślę, że większość osób ze wspólnoty chodzi także na normalne Msze święte, niektórzy nawet codziennie. Ale ta Msza, czy jak Nekatechumenat woli, Eucharystia, bo używa się raczej tego terminu, jest takim szczególnym magnesem i każdy stara się na niej być, nawet jeśli ma trudności. Ona ma właśnie takie walory, których w „zwyczajnej” Mszy świętej” może zabraknąć.

Jeżeli już ojciec o tym wspomniał, jakie to są walory? Co szczególnie przyciąga na tę Mszę?

No przede wszystkim jest to Msza całej wspólnoty. Nie jest tak, że się przychodzi i uczestniczy w obrzędzie, który przygotował ksiądz, kościelny, ewentualnie ministranci. Eucharystię neokatechumenalną przygotowuje wspólnota, a konkretnie wyznaczona do tego grupa, która co tydzień się zmienia. Już na kilka dni przed odprawieniem Eucharystii osoby te spotkają się i przygotowują się osobiście przez modlitwę i lekturę czytań mszalnych, do których potem będą wprowadzać. Bezpośrednio przed Eucharystią przygotowują ołtarz, ubierają go w kwiaty, pieką chleb, zapewniają wino. Nie jest to zwyczajny chleb, odpowiednio się go wyrabia, odmawiając modlitwy. Używa się czerwonego, słodkiego wina, sprowadzanego zwykle z Sycylii, czy z południowej Hiszpanii, pamiętam, że przez jakiś czas używaliśmy też wina sprowadzanego z Izraela. Podczas Eucharystii osoby z grupy przygotowującej wprowadzają do czytań i czytają je. Po Ewangelii jest czas na tak zwane echo słowa.

W kontekście tego, co już ojciec powiedział, jakie są zatem kompetencje duchownych, a jakie świeckich w Neokatechumenacie? Bo wiadomo, że to jest kwestia dość kontrowersyjna, prawda? Pojawiają się wątpliwości, czy kompetencje świeckich nie są zbyt duże? Jakby się ojciec odniósł do tych zarzutów?

Świeccy robią we wspólnocie wszystko, co tylko mogą robić, duchowni robią to, co do nich należy. Jest wyraźna granica. Świeccy nie wchodzą w to, co zgodnie z prawem Kościoła leży w gestii księdza, czy, jak się mówi w Neokatechumenacie, prezbitera. Ja się czuję tam bardzo komfortowo. Jak przychodzę, to musi być wszystko przygotowane. Księgi, wino, chleb eucharystyczny, ołtarz, szaty liturgiczne i tak dalej. Przychodzę na gotowe. Jeśli coś jest nie tak, to mam pretensje. Zazwyczaj to ksiądz, czy ewentualnie kościelny musi o to wszystko zadbać. Wiernych świeckich to nie interesuje. Jak hostii by zabrakło to pretensje będzie się mieć do księdza, że o to nie zadbał. W Neokatechumenacie to ja będę miał pretensje do wspólnoty, że na przykład nie wypiekła chleba eucharystycznego. Zdarzają się niedogrania, chociaż bardzo rzadko.

Czyli wspólnota ma swoje zobowiązania, a ojciec nadzoruje, żeby wszystko było tak jak należy?

Ja sprawuję Eucharystię, to co powinien robić ksiądz, wspólnota zaś ma wszystko przygotować i jest przygotowane.

A czy można już tu w Krakowie przyjść na taką Mszę z zewnątrz?

Tak. To znaczy, nie jest to zakazane. Z tym że Neokatechumenat pilnuje tego, co zresztą zapisane jest w nowym statucie, że ma to być Eucharystia wspólnotowa. Najczęściej wygląda to tak, że ktoś kogoś zaprasza, wcześniej wprowadzając go w to, jak taka Msza wygląda. Jest parę istotnych zmian, z którymi powinno się zapoznać kogoś, kto przychodzi na nią po raz pierwszy. Nigdy nie zaprasza się wielu osób, bo wtedy ginie charakter wspólnotowy. Ma to duże znaczenie. Ważną częścią Eucharystii, czy też powiedzmy liturgii słowa, jest tak zwane echo słowa. W ramach tego członkowie wspólnoty zwykle wypowiadają się bardzo szczerze, otwarcie mówią o własnym doświadczeniu, o tym, co to słowo w nich wywołuje. Mogliby się krępować. Zresztą także dla osób z zewnątrz tak daleko posunięta szczerość może być zaskakująca. Dlatego konieczne jest, żeby ich o tym, między innymi, uprzedzić. Tak więc wspólnota nie zamyka się hermetycznie i jeśli ktoś na naszą Eucharystię przyjdzie, na pewno będzie przyjęty, choć z drugiej strony wolelibyśmy, żeby wszedł na „drogę” i stał się członkiem jednej ze wspólnot i dlatego prawie na pewno otrzyma też zaproszenia na najbliższe katechezy.

A czy we wspólnocie, w której ojciec posługuje weszły już w życie inne zmiany wprowadzone w nowym statucie? Czy Komunia święta przyjmowana jest w postawie stojącej? 

Oczywiście, jak tylko ukazał się nowy statut nie było żadnego problemu. Komunię przyjmuje się w postawie stojącej.

Z tym związane jest moje kolejne pytanie. Czy może się ojciec odnieść do zarzutu, że przed zmianami wprowadzonymi w nowym statucie we Mszy świętej Neokatechumenatu brakowało elementu ofiarniczego, bo skupiano się wyłącznie na tradycji paschalnej?

Eucharystia jest ofiarą, ale nie tylko ofiarą. Uobecnia się w niej całe Misterium Paschalne. To jest nauka Kościoła, to jest nauka Ojców Kościoła, którymi ja się zresztą zajmuję. Kiedyś w Kościele, zwłaszcza po Soborze Trydenckim bardzo mocno akcentowano charakter ofiarniczy. Dlaczego? Z tej prostej racji, że odrzucili takie spojrzenie na Eucharystię protestanci, więc zaakcentowano to, można by powiedzieć, do przesady.Widziano w Eucharystii tylko ofiarę. Nawet starano się interpretować konkretne części Mszy jako poszczególne fakty z męki Pana Jezusa. Myślę, że my powoli się wyzwalamy z cienia reformacji. Ten strach przed wszelkimi herezjami odbił się trochę na Soborze Trydenckim. Neokatechumenat chce powrotu do pierwotnego kościoła, do tego, jak przeżywano Eucharystię w pierwszych wspólnotach. Dlatego podkreśla element paschalny. Owszem ofiara, tego nikt nie neguje, ale też cała pascha, nie tylko wejście w mękę i śmierć, ale też przejście przez nią i zwycięstwo, a więc zmartwychwstanie. Przez całe wieki zachowali ten element prawosławni, kościoły wschodnie, także kościół greckokatolicki.

Czyli można powiedzieć, że Neokatechumenat odnosi się do tej samej tradycji, tylko inaczej kładzie akcenty?

Myślę, że to, z czym mamy do czynienia w Neokatechumenacie to jest szukanie równowagi, tej prawdziwej, głębokiej paschalnej równowagi. Ofiara i zwycięstwo.

To już ostatnie pytanie. Można spotkać się również z takimi zarzutami wobec Neokatechumenatu, że izoluje się od reszty Kościoła. Że w swoim zapatrzeniu w to, co dzieje się we wspólnocie, jej członkowie patrzą z góry na to, co poza nią. Czy ojciec mógłby się do tego odnieść?

Z tego typu zachowaniami u ludzi z Drogi neokatechumenalnej można się spotkać. Sam tak myślałem na początku. Ja bym to wiązał z takim zapałem i duchem neofickim. Jeśli ktoś wchodzi w jakieś doświadczenie dla niego niesamowite, głębokie, bardzo bogate, piękne, to jest nim tak zachwycony, że z góry patrzy na innych, którzy funkcjonują poza tym. Ale to jest początkowy zachwyt. To mija, gdy z czasem człowiek odkrywa, kim naprawdę jest. A taka jest droga neokatechumenalna. Pierwsze jej etapy to są tak zwane etapy schodzenia w dół, a więc odkrywania prawdy o sobie. Owszem, prawdy także o Panu Bogu, który kocha grzesznika, ale przede wszystkim prawdy o sobie jako człowieku grzesznym. Kiedy tę prawdę się odkrywa, to postawa wyższości znika. Dochodzi się do wniosku, że Pan Bóg powołał mnie na tę drogę nie dlatego, że jestem lepszy od innych, ale dlatego że jestem gorszy i potrzebuję więcej pomocy, żeby się nawrócić. Myślę, że zagrożenie przyjęcia takiej postawy wyższości odnosi się także do innych wspólnot, przynajmniej na początku. Ktoś, kto przeszedł na przykład przez seminarium Odnowy w Duchu Świętym i ma dar mówienia językami, może z pewną wyższością patrzeć na tych, którzy tego daru nie mają. Spotkałem takich ludzi, bo towarzyszyłem też Odnowie. Znam przede wszystkim te dwie rzeczywistości kościelne: Neokatechumenat i Odnowę, bo z Odnową przez parę lat jako kapłan współpracowałem. Takie zagrożenie owszem istnieje. Trzeba to jednak odgraniczyć od tego, że wspólnota jest pewnym organizmem nie do końca, ale jednak zamkniętym. Chodzi o to, by miała tę swoją atmosferę, by się mogła rozwijać, przechodzić kolejne etapy. Ustawiczne przewijanie się wielu osób z zewnątrz mogłoby ten proces zaburzyć. Podobnie rzecz ma się zresztą z nowicjatami. Młodzi są w nich odgrodzeni od reszty Kościoła, zanim zostaną zaproszeni do pracy apostolskiej. Tak dzieje się również w Neokatechumenacie. Po paru latach formacji wspólnota otwiera się na parafię i w jej życiu uczestniczy. W dużej mierze zależy od proboszcza, jak on to wszystko będzie prowadził. Na pewnych etapach wręcz zmusza się ludzi na Drodze do aktywności na zewnątrz. Moja wspólnota ma cały szereg różnych, apostolskich zaangażowań. Jest grupa eschatologiczna, która towarzyszy ludziom umierającym, jest grupa, która pomaga biednym, mamy w mojej wspólnocie jednego nadzwyczajnego Szafarza Eucharystii, jest także grupa takich, którzy chcą pomagać w kursach przedmałżeńskich, chociaż na razie nie udało się jeszcze tego zrealizować. W wielu innych wspólnotach też tak się dzieje. Wchodzi się w duszpasterstwo, bo chodzi o to, żeby pomagać Kościołowi.


[1]           Statut Drogi Neokatechumenalnej.

[2]           Normy liturgiczne dla grup neokatechumenalnych, wywiad dla agencji informacyjnej Zenit z kardynałem Francisem Arinze, prefektem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów , tłum. Piotr Bator, http://www.liturgia.dominikanie.pl/dokument.php?id=708, 27.03.2006.

[3]           Maria Czerska, Droga neokatechumenalna-powszechnym dziedzictwem Kościoła, Katolicka Agencja Informacyjna, 15.02.2009.

 

Zobacz także