Bóg chce przyjść do nas

Wtorek XXXIII tygodnia zwykłego, lit. słowa: 2 Mch 6,18–31; Łk 19,1–10

Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu (Łk 19,5).

Cała scena z Zacheuszem kończąca się jego nawróceniem rozpoczyna się od wezwania ze strony Pana Jezusa. Paradoksalny jest fakt, że Pan Jezus zaprasza Zacheusza do spotkania w jego domu. Chrystus zaprasza nas do nas samych! To jest uniwersalna prawda.

Bóg pierwszy do nas przemawia, On inicjuje, On wzywa i to do tego, byśmy stali się sobą, zaprasza nas do naszego serca. Nasze nawrócenie dokonuje się jako odpowiedź na Jego wezwanie. Niemniej to wezwanie Pana Jezusa zostało skierowane do człowieka wyraźnie otwartego na nie. Zacheusz bardzo chciał zobaczyć Jezusa, dlatego nie wstydził się w tym celu nawet wspiąć na drzewo. Ewangelista mówi jedynie o jego ogólnym pragnieniu: Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest (Łk 19,3). Nie mówi o pragnieniu nawrócenia, a nawet o pragnieniu rozmowy z Jezusem. Jezusowi wystarczyło jedynie to ogólne otwarcie. W zamian Zacheusz otrzymał propozycję nie tylko widzenia, ale i rozmawiania, i przebywania z Jezusem, czyli czegoś, co całkowicie przerastało jego wyobrażenia. Zacheusz potrafił przyjąć to z ogromną wdzięcznością i radością. Późniejsze nawrócenie wyrażone jego osobistym oświadczeniem dowodzi ukrytego w sercu, prawdopodobnie nawet przez niego nieuświadomionego, pragnienia przemiany. Właśnie widząc to pragnienie serca, Pan Jezus zaproponował mu swoją wizytę.

Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło (Łk 19,10).

Bóg przychodzi do człowieka, który tego potrzebuje. Pamiętamy z Ewangelii inne sceny, w których Pan Jezus był zaproszonym gościem. Faryzeusz z Łk 7 zaprosił Go, chcąc sprawdzić, na ile jest On prawdziwym Nauczycielem. Nie wchodziło w tym przypadku w grę żadne otwarcie i pragnienie nawrócenia. Dlatego też nie dotknęła go żadna łaska dająca życie. Dotknęła ona natomiast kobietę, która przepełniona pragnieniem oczyszczenia, obmyła Panu Jezusowi własnymi łzami stopy. Łaska otwiera serce człowieka, ale tylko wówczas, gdy on sam tego pragnie, wiedząc, że jest chory i niezdolny samodzielnie się wyleczyć.

W pierwszym czytaniu z Księgi Machabejskiej mamy świadectwo męczeństwa Eleazara, starca, który do końca wytrwał przy tradycji religii żydowskiej. Warto sobie uświadomić, że prześladowania, jakie wybuchły za Antiocha Epifanesa, wynikły z „bardzo szlachetnej” idei jedności wszystkich narodów należących do królestwa. Antioch chciał, by panowała pomiędzy nimi jedność i wzajemna tolerancja. Dlatego starał się wprowadzić jedną religię. Potem w historii powtórzą się niejednokrotnie rozmaite pomysły na zaprowadzenie pokoju na świecie, wprowadzenie „wolności, równości i braterstwa” i tym podobnych idei. Zawsze okazuje się, że te „szlachetne” idee prowadzą do eskalacji przemocy i wojen. Tak było za Antiocha i tak bywało potem w historii.

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 5, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także