Bóg, liturgia, piękno, kultura.

Benedykt XVI wygłosił na wczorajszej audiencji generalnej w Castel Gandolfo bardzo piękną katechezę o kontemplacji piękna, będącej drogą do Boga.

Ciekawe sa nazwiska twórców, których papież wymienia z nazwiska: J. S. Bach, Leonard Bernstein, Marc Chagall, Paul Claudel. O tym ostatnim Benedykt powiedział: „Poeta, dramaturg i dyplomata francuski, właśnie słuchając w bazylice Notre Dame w Paryżu w 1886 roku śpiewu „Magnificat” podczas Mszy Bożego Narodzenia, dostrzegł obecność Boga. Wszedł do kościoła nie ze względu na wiarę, ale żeby szukać argumentów przeciwko chrześcijanom, a właśnie wówczas łaska Boża dokonała swego dzieła w jego sercu”.

Francuska Wikipedia podaje co prawda, że było to podczas nieszporów tego dnia, ale cytuje jego własne słowa na temat zdarzenia: „Stałem obok drugiego filaru po prawej stronie, w pobliżu zakrystii. Chór dziecięcy właśnie śpiewał coś, o czym później dowiedziałem się, że było to Magnificat. W jednej chwili dotknięte zostało moje serce i uwierzyłem.”

Jakże to podobne do tego co na jednym z jarosławskich seminariów powiedział Andrij Szkrabiuk. Przesiąknięty ateistyczną, sowiecką propagandą wszedł do, zajętej wtedy przez prawosławnych, katedry świetojurskiej we Lwowie, gdzie akurat pełniono Służbę Boża i też od jednego razu został dotknięty.

Czy nasza współczesna, zachodnia, ponoć odnowiona liturgia ma wciąż tę moc?

Jeszcze inny aspekt związany z tym odnawianiem.

W minioną niedzielę zwoziłem chłopaków z wakacji. Towarzystwo się pospało a ja słuchałem sobie audycji w radiowej „dwójce”. Mówiono o Hemingway’u, z racji minionej niedawno 50 rocznicy śmierci. Muszę się przyznać, że bardzo lubię jego twórczość. Oczywiście to jest literatura pogańska, w tym sensie, że jej autor szuka punkt oparcia i go nie znajduje i stąd tragiczny koniec. Jednak w tych poszukiwaniach jest szlachetność ducha, która przyciąga (i wtedy można nawet wybaczyć, że jedno z arcydzieł ciągle odgrywa niebagatelną rolę w podtrzymywaniu fałszywego obrazu wojny domowej w Hiszpanii)

W audycji zaprezentowano wiersz Thomasa Mertona, powstały na wieść o śmierci pisarza. Recytowano go w tłumaczeniu Miłosza, którego w sieci nie znalazłem, dlatego tu podaję oryginał i tłumaczeni Artura Międzyrzeckiego.

 

An Elegy for Ernest Hemingway
Now for the first time on the night of your death
your name is mentioned in convents, ne cadas in
obscurum.

Now with a true bell your story becomes final. Now
men in monasteries, men of requiems, familiar with
the dead, include you in their offices.

You stand anonymous among thousands, waiting in
the dark at great stations on the edge of countries
known to prayer alone, where fires are not merciless,
we hope, and not without end.

You pass briefly through our midst. Your books and
writing have not been consulted. Our prayers are
pro defuncto N.

Yet some look up, as though among a crowd of prisoners
or displaced persons, they recognized a friend
once known in a far country. For these the sun also
rose after a forgotten war upon an idiom you made
great. They have not forgotten you. In their silence
you are still famous, no ritual shade.

How slowly this bell tolls in a monastery tower for a
whole age, and for the quick death of an unready
dynasty, and for that brave illusion: the adventurous
self!

For with one shot the whole hunt is ended!

 

Elegia dla Ernesta Hemingwaya
Teraz w wieczór twojej śmierci, po raz pierwszy wymawiają twe imię
w klasztorach, ne cadas in obscurum.

Z prawdziwym dzwonem twoja historia staje się wersja ostateczną. Ludzie
w klasztorach, pracownicy requiem, obeznani ze śmiercią, wpisują cię na listę
obrządków.

Bezimienny wśród tysięcy, znany z modlitwy samotnej, oczekujesz w ciemności
na wielkich stacjach u skraju krain, gdzie ogień -wierzymy w to – nie jest
bezlitosny i nie trwa w nieskończoność.

Na krótko zatrzymujesz się między nami. Nie zajrzano do twoich książek
i pism. Módlmy się pro defunto N.

A jednak podnoszą się czyjeś oczy, jak gdyby w tłumie więźniów albo
wysiedleńców: poznali przyjaciela, którego widywali niegdyś w dalekich stronach.
Ciągle świeci im słońce zapomnianej wojny: nadałeś wielkość ich mowie. Nie zapomnieli o tobie. Twoja sława, nie cień pogrzebny, błąka się w ich milczeniu.

Jak wolno bije dzwon w klasztornej wieży, na cały wiek, na rychła śmierć nie
przygotowanej dynastii, i na tę mężną iluzję: przygodę własnego życia.

Te łowy skończone od jednego strzału.

——————————————————–

I pytanie, o dawniejszą liturgię. Si caderet in obscurum?  Czy ten wiersz jeszcze byłby dla kogokolwiek zrozumiały?


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Piotr Chrzanowski

Z wykształcenia inżynier mechanik, od dłuższego czasu z zawodu dyrektor. Mieszka pod Bydgoszczą. Mąż z ponad dwudziestoletnim stażem i ojciec dwóch synów w wieku licealnym.