Był sobie ruch…
Jak już pewnie wszyscy zauważyli, do najbystrzejszych nie należę, lotnym umysłem się nie odznaczam, i z opóźnieniem do wszystkiego dochodzę. Uproszczę sobie zatem życie i zadam pytanie, licząc na odpowiedź; nie będę musiał sam się nad tym głowić.
Po co w ogóle zaistniał ruch liturgiczny, jeszcze w 19. wieku, po co się rozwijał, skoro w dawnej liturgii wszystko było, jak nieustannie nam się przypomina, tak doskonałe? Czy to może był taki ruch dla samego ruchu? Czy on był w ogóle potrzebny?
Konia z rzędem za odpowiedź nie obiecuję, bo mnie nie stać.
Dostarczamy wartościowe treści?
Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.
Zobacz także
-
Marcowy numer „W drodze”: Sojusz ołtarza z...
Marcowy miesięcznik „W drodze” już w sprzedaży - a w nim między innymi o niedawno zmarłym założycielu... więcej
-
Śladami katechumenów: Disciplina arcani – tajemnice życia...
Kolejnym etapem na drodze przygotowania bliższego do przyjęcia sakramentu chrztu jest rzeczywistość opisana terminem disciplina... więcej
-
Liturgia w soczewce: II niedziela Wielkiego Postu,...
„Liturgia w soczewce” to nowa propozycja komentarzy do tekstów liturgii niedzielnej Mszy świętej, byśmy mogli... więcej
Marcin L. Morawski
Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.