Celebrując liturgię z papieżem Benedyktem XVI (2/2)

(link do pierwszej części tekstu)

Czy Papież Benedykt ma na myśli to, że liturgia nigdy się nie zmienia i nie może zmienić? Oczywiście, że nie. Zmieniała się przecież na przestrzeni minionych dwudziestu wieków. Od Mszy opisywanej przez Pawła w Pierwszym liście do Koryntian, przez IV i V stulecie, gdy Msza miała zasadniczo taką samą formę, jaką posiada obecnie w Mszale rzymskim, Sobór Trydencki w XVI wieku, I Sobór Watykański pod koniec XIX wieku – we wszystkich tych okresach następował rozwój form liturgicznych. Do 1962 roku, tuż przed rozpoczęciem II Soboru Watykańskiego, następował stopniowy rozwój rytu mszalnego. Był to rozwój organiczny, nigdy nagły czy brutalny, bez żadnej zmiany w swojej Boskiej treści i istotowej strukturze.

Liturgia, jako dana w swojej istocie przez Chrystusa Pana, jest, jak stwierdza kardynał Ratzinger, „czymś żywym, co wzrasta i odnawia się”. W tym sensie jest to działanie w Kościele Ducha Świętego, który ożywia go w każdym momencie. Taki rozwój nie może być odrzucany, lecz otaczany szacunkiem. Nawiązując znów do słów kardynała Ratzingera: „Tak jak ogrodnik troszczy się o rozwijającą się roślinę, mając odpowiedni wzgląd na tempo wzrostu, żywotność rośliny oraz zasady wzrostu, tak Kościół otacza należną troską żywe formy liturgii, szczególnie Mszy świętej, zawsze odróżniając działania, które są pożyteczne, od tych, które są szkodliwe i niszczące”[16]. Zmiana, odnowa i reforma liturgii jest czymś możliwym i pożądanym, o ile respektuje się jej tożsamość i zwraca uwagę na wewnętrzną strukturę organicznej rzeczywistości, jaką jest kult Chrystusa i Jego Mistycznego Ciała.

Niemniej oznacza to, że błędem byłoby sądzić, że liturgia zawsze się zmienia, czy też że każda parafia lub diecezja powinna stworzyć własną liturgię, by móc się wyrazić, albo że każda Msza ma być „skrojona” na miarę poszczególnych wspólnot. Ci, którzy są odpowiedzialni za przygotowanie i celebrowanie liturgii, muszą posiadać wiedzę na temat wewnętrznej struktury obrzędów, zwłaszcza Mszy świętej, oraz zasad i reguł, które rządzą życiem tych rytów, by ochronić ich życiową moc w zmieniających się czasach i by odpowiednio je wzmacniać i odnawiać. Potrzeba, mówi kardynał Ratzinger, aby ci ludzie byli otwarci zarówno na rozwój, jak i ciągłość z tradycją, oraz by te dwie rzeczy pozostawały w należytej równowadze. Osoby te muszą być świadome obiektywnej tradycji liturgicznej, a przez to zapewniać istotową ciągłość. Trzeba zapytać: czy rzeczywiście jest to dominujące rozumienie i przekonanie w naszych diecezjalnych i parafialnych komisjach liturgicznych oraz w seminariach kształcących naszych kapłanów?

Będąc kardynałem, Joseph Ratzinger znacząco podkreślał słowa Katechizmu: „Nawet najwyższy autorytet w Kościele nie może dowolnie zmieniać liturgii; może to czynić jedynie w posłuszeństwie wiary i w religijnym szacunku dla misterium liturgii”[17]. Sam wyrażał to jeszcze mocniej: „Papież nie jest monarchą absolutnym, którego wola jest prawem, ale ma być strażnikiem autentycznej Tradycji, będąc samemu pierwszym przykładem posłuszeństwa. Nie może robić, jak mu się podoba – co czyni z jego postawy szczególne przeciwieństwo dla tych ludzi, którzy chcą realizować cokolwiek przyjdzie im do głowy. Oni także, podobnie jak on, są zobowiązani posłuszeństwem wiary”[18]. Na wypadek gdyby ktoś przypuszczał, że jako Papież, Benedykt XVI zupełnie zmienił zdanie na ten temat, warto przywołać dyrektywy, jakie w tym roku dał ruchowi neokatechumentalnemu, przypominając, że jego członkowie nie mogą ani nic dodawać, ani ujmować z porządku Mszy. Forma celebracji liturgicznej i modlitwy, którą nazywamy „rytem”, jest skondensowanym wyrazem żywej tradycji, za pomocą którego Kościół może wyrazić swoją wiarę tak, jak była ona przeżywana przez wiele pokoleń. Papież Pius XII w Mediator Dei (AAS 39,1947) wskazał, że chociaż „liturgia nie jest nadrzędną, niezależną, normatywną zasadą wiary, to stanowi ważne miejsce odkrywania prawd wiary i rozumienia ich – miejsce, które musi czerpać swoją miarę z wiary Kościoła”[19]. Wraz z Papieżem, wszyscy ci, którzy są w jakikolwiek sposób odpowiedzialni za liturgię, zobowiązani są do respektowania jej jako żywego systemu tradycji, który przyjął konkretną formę i który nigdy nie może być rozrywany na części, lecz zachowywany i doświadczany jako żywa całość, która odzwierciedla pełnię Kościoła katolickiego.

Odnowa, do której wezwał II Sobór Watykański, została zamierzona przez biskupów biorących udział w obradach właśnie jako organiczny wzrost, o którym mówi Benedykt XVI. Aby to dostrzec, wystarczy sięgnąć do Sacrosanctum Concilium, Konstytucji o liturgii świętej. Widać to w wielu nawiązaniach do pism ojców Kościoła i Soboru Trydenckiego występujących w tym dokumencie. Konstytucja nieustannie przywołuje chrześcijańską tradycję w sposób, który każe postrzegać proponowane reformy jako uwydatnienie istniejących aspektów liturgii, a nie wyrzucenie obrzędów liturgicznych na śmietnik. Przykładowo: chociaż zezwolono w pewnym stopniu na użycie języków narodowych, bardzo jasno zaznaczono, że język łaciński ma być zachowany w modlitwie w rycie łacińskim. Co tyczy się muzyki, powiedziano, że odpowiednia muzyka współczesna może być używana, ale chorał gregoriański ma zajmować miejsce naczelne, a organy mają być uznawane za tradycyjny instrument muzyki kościelnej.

Zatem jak to się stało, że forma przeciętnej Mszy niedzielnej zmieniła się tak drastycznie w swoim duchu i kształcie? Wspomniałem już o przemówieniu Papieża do kurii w grudniu 2005 roku, w którym stawia pytanie: „Co uczyniło tak trudnym wprowadzenie postanowień Soboru?” W odpowiedzi analizuje w pewnym stopniu drogi interpretowania II Soboru Watykańskiego przez ostatnie czterdzieści lat. Jak zauważa Papież, istniały dwie sprzeczne interpretacje, które konfrontowały się i zwalczały nawzajem. W ramach jednej z nich rozumiano nauczanie Soboru w terminach nieciągłości i zerwania, nauczając i mówiąc jakby Sobór był zerwaniem między Kościołem istniejącym przed 1962 roku a tym, jakim stał się po zakończeniu obrad w 1965. Zgodnie z tą interpretacją Kościół po Soborze powinien być innym Kościołem. Wielu katolików mówiło o Nowym Kościele, przeciwstawiając go Staremu. Niektórzy teologowie katoliccy opowiadali się za takim punktem widzenia poszczególnymi postulatami. Byli oni w znacznym stopniu wspierani i podżegani przez media. Warto się jednak zastanowić: ilu katolików tak naprawdę przeczytało dokumenty zawierające soborowe nauczanie? Większość ludzi czytała sprawozdania w magazynie Time i niezliczonych innych czasopismach pisane przez dziennikarzy, którzy chcieliby odmienionego Kościoła katolickiego.

Ci, którzy kształtują opinię publiczną wśród wiernych Kościoła, bardzo zmyślnie powołali do życia wymyśloną opozycję między tekstami soborowymi a tym, co zaczęto nazywać „Duchem Soboru”, wyrażającym pragnienia, postulaty, a często nawet osobiste zachcianki tych, którzy promowali tę ideę. W imię ducha Soboru nawet na najwyższych szczeblach Kościoła proponowano i wprowadzano w życie innowacje, które wcale nie odzwierciedlały zamierzeń biskupów podczas Soboru i nie mogą być uzasadnione tekstami soborowymi. W ten sposób uczyniono wiele złego katolickiemu nauczaniu i kulturze katolickiej, nawet w oficjalnych wskazaniach wydanych po Soborze w celu wprowadzenia reformy liturgicznej. Próba stworzenia nowego Kościoła, podporządkowana duchowi świata, przyniosła ze sobą celebrację liturgii, która w praktyce często przypominała bardziej nowy twór niż reformę żywej, tradycyjnej modlitwy Kościoła katolickiego.

Podobnie jak wszyscy papieże po Soborze, Benedykt XVI podkreśla, że jego autentyczna interpretacja opiera się na ciągłości z tradycją i magisterium Kościoła, wyrażanymi przez wszystkie poprzednie sobory powszechne. Vaticanum II nie było soborem zerwania, ale odnowy, reformy, w której Kościół poddaje się ożywiającej sile Ducha Świętego, działającej w każdym momencie dziejów Kościoła. Właśnie z tego powodu nauczanie II Soboru Watykańskiego dało cenny impuls dla nowego rozumienia i praktyki w duszpasterstwie, co było dla Kościoła błogosławieństwem. Przyczynił się, jak stwierdził Benedykt XVI, „Sobór Watykański II, definiując na nowo relację między wiarą Kościoła a pewnymi istotnymi elementami myśli nowożytnej, dokonał rewizji czy wręcz korekty pewnych decyzji z przeszłości, ale przy tej pozornej nieciągłości zachował i pogłębił rozumienie swej wewnętrznej natury i prawdziwej tożsamości”[20]. Autentyczna odnowa pobudzona przez Sobór w Kościele zawsze opiera się u swoich korzeni na tym, co zostało dane.

Dlatego właśnie, jak zaznacza Papież, „Kościół, zarówno przed, jak i po Soborze, był i jest tym samym Kościołem, jednym, świętym, powszechnym i apostolskim […], głoszącym śmierć Pańską, aż przyjdzie”[21]. Taki był Kościół czasów apostolskich, średniowiecza, Soboru Trydenckiego i Vaticanum I, taki jest też Kościół II Soboru Watykańskiego i trzeciego tysiąclecia. Niektórzy liturgiści, zapominając o tym, próbują po Soborze dokonać odnowy przez powrót do jakiegoś wyobrażonego „złotego wieku” liturgii. Mylnie odczytując historię, zaczęli „odkopywać” najstarsze formy liturgii rzymskiej i pozbawiać obrzędy wszystkich dodatków, tak jakby późniejszy uprawniony rozwój nie wyrastał ze zdrowego życia modlitwy i kultu Kościoła. Opisywana tendencja już dawno pojawiła się w ruchu liturgicznym. Sięgająca korzeniami osiemnastowiecznego oświecenia i ruchu romantycznego, została uznana za ślepą uliczkę przez Piusa XII w Mediator Dei. Prawdziwa reforma liturgiczna to coś o wiele więcej niż odkopywanie rzeczy z przeszłości. Złoty wiek Kościoła trwa teraz, ponieważ tradycja wiary i życia sakramentalnego jest zawsze współczesna z Duchem Świętym, przebywającym w Kościele w każdym momencie historii. Właśnie dlatego wiedza badaczy musi być kierowana przez doświadczenie pasterzy i rozumienie wiernych.

W swoim nauczaniu Benedykt XVI podkreśla, że misterium liturgii nie może być uchwycone jednowymiarowo – względy duszpasterskie, chociaż niezbędne, nie mogą same określać sposobu celebrowania liturgii. Dlatego Papież nieustannie wskazuje na szerszy cel liturgii – oddawanie chwały Bogu i przynoszenie zbawienia duszom. Właściwa celebracja ma silny efekt wychowawczy, ale liturgia nie może być z tego powodu traktowana głównie jako narzędzie wychowania. Prezentowanie ewangelii na Mszy w formie dziecięcego przedstawienia, zamiast powierzenia proklamacji diakonowi lub prezbiterowi, szkodzi sakramentalnej naturze liturgii. Liturgia włącza tych, którzy uczestniczą w niej sercem, umysłem i ciałem, w głębszą jedność z Chrystusem i Jego Kościołem. Nie ma służyć przede wszystkim temu, by wspólnota doświadczała siebie, a jeszcze mniej właściwe jest nadawanie jej charakteru imprezy, formy rozrywki, pogodnej i beztroskiej. Takie nastawienie niszczy liturgię.

Kult katolicki nie może być również czymś na kształt warsztatów, podczas których ludzie są cały czas czymś zajęci. Wierność temu, co zostało dane, jest pierwszym znakiem prawdziwej liturgii – w przeciwieństwie do kreatywności, która niesie ze sobą nieustanne zmiany i zawsze wiąże się z ryzykiem trywializacji tego, co powinno być święte i uroczyste. W 2000 roku kardynał Ratzinger pisał, jak pilny jest ten problem:

Z pewnością potrzebujemy przynajmniej nowej świadomości liturgicznej, by pozbyć się skłonności do arbitralnej twórczości. Sprawy zaszły już tak daleko, że poszczególne grupy preparują niedzielną liturgię dla siebie. Na pewno można w ten sposób zaoferować dzieło kilku przemyślnych i pracowitych ludzi, którzy coś przygotowali. Ale wtedy doświadczam w tym nie Całkowicie Innego, Świętego, który ofiarowuje się za mnie, ale raczej przemyślności i pracowitości tych kilku ludzi. I spostrzegam, że to nie jest tym, czego szukam. To za mało[22].

„Jeśli liturgia jawi się przede wszystkim jako warsztat naszego działania, wtedy zapomina się o tym, co najistotniejsze: o Bogu. W liturgii nie chodzi bowiem o nas, ale o Boga. Zapominanie o Nim jest największą pokusą naszych czasów. Wbrew temu, liturgia powinna być znakiem Bożej obecności. W każdej celebracji prymat Boga musi być pierwszym i głównym aspektem”[23].

Kardynał Ratzinger wciąż przypomina w swoich pismach, że najważniejszym zadaniem dzisiaj jest odzyskanie szacunku dla liturgii i poczucia, że nie można nią manipulować. Musimy ponownie uznać ją za żywy byt, który wzrasta, został nam przekazany i dzięki któremu włączamy się w liturgię niebios. Wiąże się to z uznaniem jej struktury za wyraz wewnętrznej rzeczywistości duchowej, która wydarza się podczas Mszy. Najistotniejsze jest, by dać się poprowadzić od zewnętrznych reguł i obrzędów, gestów, znaków, słów (jakkolwiek są one ważne, ponieważ otrzymaliśmy je od Chrystusa) do wewnętrznej treści liturgii. Tylko dzięki niej osiągamy to, co Vaticanum II opisuje jako aktywne uczestnictwo – gdy modlimy się, mówimy do Boga, a nie jedynie do siebie nawzajem. Rzeczywistością Mszy świętej, sercem liturgii jest misterium paschalne – słowa Jezusa, Jego śmierć, zmartwychwstanie i Jego wniebowstąpienie są źródłem i początkiem Eucharystii[24].

Wprawdzie Eucharystia zaczęła się na ostatniej wieczerzy jako posiłek, ale był to posiłek o niepowtarzalnym charakterze. Dlatego kardynał Ratzinger zaznacza, że

Nowa chrześcijańska Pascha jest interpretowana w chrześcijańskich przekazach o ostatniej wieczerzy wyraźnie jako wydarzenie ofiarne. Młody Kościół, opierając się na słowach Pana, wiedział, że krzyż był ofiarą, a ostatnia wieczerza byłaby pustym gestem bez rzeczywistości krzyża i zmartwychwstania, które są w niej antycypowane i po wszystkie czasy udostępniane w swojej wewnętrznej treści[25].

O tej wewnętrznej treści pisze kardynał:

Eucharystia jest czymś o wiele większym niż posiłek. Ceną dowiedzenia tego była śmierć – i majestat tej śmierci jest w niej obecny. Kiedykolwiek mamy z nią do czynienia, powinniśmy być przepełnieni czcią w obliczu tego misterium, trwogą w obliczu tajemnicy śmierci, która staje się pośród nas rzeczywistością. Z pewnością obecne jest równocześnie przezwyciężenie tej śmierci w Zmartwychwstaniu i dlatego możemy celebrować ją jako święto życia i przemiany świata[26].

To właśnie misterium paschalne, macierzysta forma liturgii, jest w niej uobecniane i powinno określać styl i charakter celebracji. Eucharystia jest ofiarą, która uobecnia ofiarę Jezusa na krzyżu. Kościół szybko przylgnął do ofiarnego wymiaru Mszy świętej, aby nie przeoczyć doniosłości krzyża, zmartwychwstania i wniebowstąpienia, które na zawsze stały się w liturgii obecne i dostępne w swojej wewnętrznej treści.

Rozwijając tę myśl, kardynał Ratzinger rozważa tradycyjną wiarę Kościoła. Według św. Augustyna, liturgia eucharystyczna uobecnia to, co działo się w przeszłości, przenosząc nas, jakbyśmy patrzyli na naszego Pana wiszącego na krzyżu. Śmierć Chrystusa i wydarzenie zbawcze nie są powtarzane. Chrystus już więcej nie umiera, ale wiecznie owocujące wydarzenie staje się obecne w inny sposób, w znakach. Dlatego św. Jan Chryzostom, biskup Konstantynopola, mógł powiedzieć: „Czy nie składamy ofiary codziennie? Zaprawdę, składamy, uobecniając Jego śmierć. Jest jedna ofiara i jeden najwyższy kapłan, który ofiarowuje oczyszczającą nas ofiarę. Dziś ofiarowujemy to, co już zostało ofiarowane, ofiarę, która jest niewyczerpana. Czy też raczej: uobecniamy to ofiarowanie”[27]. Mówiąc słowami anafory (modlitwy eucharystycznej) wschodniej liturgii św. Jakuba, Msza święta jest „budzącą bojaźń i bezkrwawą ofiarą”.

Istnieją też inne wymiary Eucharystii. Ogłaszając Rok Eucharystii, Jan Paweł II stwierdził: „Eucharystia jest tajemnicą obecności, przez którą spełnia się w najwznioślejszy sposób obietnica Jezusa, że pozostanie z nami aż do skończenia świata”[28]. Misterium rzeczywistej obecności Chrystusa jest tym, co skupia wszystkie wymiary Eucharystii – jako ofiary, uczty, komunii, antycypacji nieba. Msza święta jest pamiątką ofiary Chrystusa, lecz jest to pamiątka szczególna, uobecniająca to, co jest wspominane. Jest w niej rzeczywiście obecny Chrystus, Głowa Kościoła, kapłan i ofiara, który jest u–obecniany w liturgicznych słowach i działaniu.

Kościół naucza i wierzy, opierając się na tradycji, że dzięki konsekracji podczas Mszy chleb i wino ulegają radykalnej przemianie, stają się żywą sakramentalną obecnością ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana. Z Bożej przyczyny, poprzez służbę kapłana, konsekracja przemienia ofiarowywane dary, chleb i wino, by stały się substancjalną, sakramentalną obecnością ciała i krwi Chrystusa. Tym, co ulega zmianie w chlebie i winie, jest ich fundamentalna zasada bytu, nie zaś coś, co mogłoby zostać zmierzone i policzone – wygląd pozostaje. W medytacji nad eucharystyczną obietnicą Chrystusa z szóstego rozdziału Ewangelii wg św. Jana, kardynał Ratzinger zauważa: „Wiara w Boga, który stał się człowiekiem, jest wiarą w Boga, który ma ciało – jest ona rzeczywista i spełniona. Eucharystia daje nam pełne zjednoczenie z Bogiem tylko dlatego, że sama jest cielesna i jest sakramentalnym wydarzeniem w którym cielesny Pan przyjmuje naszą cielesną egzystencję”[29]. Uczestnictwo w liturgii oznacza urzeczywistnianie tego i włączanie się w to, dlatego też cisza otaczająca sam moment przyjęcia Komunii świętej jest tak istotna.

Ponieważ w najgłębszym sensie Eucharystia jest ofiarą i obecnością, domaga się adoracji. Eucharystia, a zatem również liturgia, ujawnia swój pełny potencjał wtedy, gdy jest wsparta adoracją, otaczana nią i gdy z niej wypływa. Adoracja jest konieczna dla prawidłowej relacji z Bogiem, jest raison d’etre liturgii, otwartymi drzwiami do Boga. Mówiąc słowami Katechizmu, „[…] jest pierwszym aktem cnoty religijności. Adorować Boga oznacza uznać Go za Boga, za Stwórcę i Zbawiciela, za Pana i Mistrza wszystkiego, co istnieje, za nieskończoną i miłosierną Miłość”[30]. I dalej: „W liturgii Kościół błogosławi i wielbi Boga Ojca jako źródło wszelkich błogosławieństw stworzenia i zbawienia, jakimi pobłogosławił On nas w swoim Synu, by udzielić nam Ducha przybranego synostwa”[31]. Rubryki Mszału Rzymskiego nakazują celebransowi, by przyklękał z uwielbieniem po konsekracji chleba i wina – powinien to uczynić natychmiast po podniesieniu hostii i kielicha dla adoracji przez wiernych. Duch uwielbienia wypływa z serca Mszy i powinien przenikać całą celebrację.

Niektórzy liturgiści uważają, że adoracja Najświętszego Sakramentu rywalizuje z wspólnotową celebracją liturgii. Kardynał Ratzinger odpowiada na te zarzuty: „Wręcz przeciwnie, adoracja Najświętszego Sakramentu stwarza niezbędne środowisko dla celebracji liturgii”[32]. Jedynie w dającej wytchnienie przestrzeni uwielbienia celebracja eucharystyczna może naprawdę ożyć. Tylko wtedy, gdy Kościół i poszczególne wspólnoty są stale wyczulone na obecność Pana i przepojone gotowością, by odpowiadać na tę obecność, wezwanie do bycia razem wprowadza nas w jedność z Chrystusem i Kościołem.

Ofiara, obecność i adoracja są istotą liturgii katolickiej. Tego naucza Benedykt XVI, o tym świadczą też sprawowane przez niego celebracje. Jego zdaniem „Właściwym centrum, ku któremu kieruje się spojrzenie, jest […] Maiestas Domini, zmartwychwstały i wywyższony Pan”[33]. Ta prawda prowadzi go do wniosku, że muzyka liturgiczna, podobnie jak sama liturgia, wypływa z tego, co zostało nam przekazane. Wzorem jest tutaj prefacja Mszy świętej: „[…] z aniołami i wszystkimi świętymi wysławiamy Ciebie, jednym głosem wołając: «Święty, Święty, Święty Pan»”. „Nie jest więc tak, że człowiek coś sobie wymyśla, a potem to śpiewa, lecz zapożycza on śpiew od aniołów i musi wznieść swoje serce, aby współbrzmiało ono z dochodzącymi doń dźwiękami”[34]. Przypomina to również, że ci, którzy są odpowiedzialni za muzykę liturgiczną, powinni podchodzić do swojego zadania z czcią, wrażliwością i gotowością na służbę przez uczestnictwo w czymś, co jest przede wszystkim działaniem Chrystusa–kapłana w swoim Kościele.

Przed II Soborem Watykańskim odnowa muzyki kościelnej dążyła ku pogłębieniu misterium liturgii i jej niebiańskiego wymiaru. Sobór w Konstytucji o liturgii wyraził podobny zamiar. Jak przypomina kardynał Ratzinger, chodzi tu o muzykę, która „[…] nie może być rytmiczną ekstazą” – z tego powodu muzyka rockowa i znaczna część pozostałej nie może należeć do liturgii Kościoła katolickiego, ponieważ „jest w nich coś, co sprzeciwia się wierze, a nawet człowieczeństwu”. Dlatego kardynał stwierdza: „Muzyka Kościoła powinna wprowadzać wiernych w misterium Chrystusa, czynić ich bardziej członkami Jego Ciała, Kościoła katolickiego wszystkich miejsc i czasów, współobywatelami świętych i aniołów”.

Z podobnych względów Sobór potwierdził, że łacina jest językiem Kościoła łacińskiego. Jest odpowiednia by wyrażać misterium liturgii i jej wewnętrzną świętość oraz tradycję, dla której liturgia jest centralna. Kardynał Ratzinger krytykuje coś, co nazywa „fanatycznymi nastrojami”, które w niektórych miejscach po Soborze ujawniły się w sprzeciwie wobec używania łaciny, bezmyślnym zastępowaniu jej tłumaczeniami, często nienajlepszymi językowo bądź doktrynalnie[35]. Nie taki kierunek jest i był intencją Kościoła – Papież podkreśla konieczność odzyskania zdrowej równowagi.

Podobnie można było odnieść wrażenie, że tradycyjna, taka jak przed Soborem, forma Mszy świętej została wykluczona. Obecnie wyjaśniło się już, że nie ma takiej możliwości. „W Kościele zachodzi ciągłość. To, co do 1969 roku (gdy promulgowano nową liturgię) było liturgią Kościoła i rzeczą najświętszą, nie mogło po 1969 stać się czymś nie do przyjęcia”[36]. Jako pokazało motu proprio Summorum Pontificum, wyjściem nie byłoby narzucenie całemu Kościołowi Mszy bł. Jana XXIII z Missale Romanum z 1962. Benedykt XVI stanowczo podtrzymuje reformę II Soboru Watykańskiego, chociaż często krytykuje to, co w imię Soboru czynią niektórzy. Papież jasno wskazuje, że istnieje jeden ryt rzymski dla Kościoła łacińskiego, w którym dopuszczona jest zarówno zwyczajna forma według mszału Pawła VI, jak i nadzwyczajna (teraz) forma z mszału papieża Jana XXIII. Obie formy wzajemnie się łączą i obie wyrażają jedną wiarę, jedno sakramentalne życie, w zgodzie z jednym nauczycielskim autorytetem. Dzięki temu skorygowano historyczną anomalię, a oficjalny kult Kościoła znajduje się we właściwej relacji ze swoimi źródłami. Ta normalizacja pozwala nam dostrzec, że w Kościele łacińskim przyjęte są obie formy, z 1962 i 1969 roku, jako wyrażające jedną wiarę, jedno życie sakramentalne, w zgodzie z jednym nauczycielskim autorytetem.

Benedykt XVI będzie przypominał nam zarówno w swoim nauczaniu, jak i celebracjach, że liturgia istnieje po to, by umożliwić nam uczestnictwo w misterium Boga, dzięki czemu możemy się stać tacy, jakimi chce nas Bóg, „zdolnymi do niesienia oddziaływania, które pochodzi od Niego”. Papież nie pozwoli nam zapomnieć, że Kościół podnosi się lub upada wraz z liturgią, a jej właściwa celebracja stanowi centrum każdej autentycznej odnowy Kościoła.

Przeł. Michał Koza

Pierwodruk: „Logos: A Journal of Catholic Thought and Culture”, 2008, Volume 11, Number 1, s. 127–148.


[16] A. Reid, The Organic Development of the Liturgy, South Bend, 2004, s. 3.

[17] Tłum. za Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 2002.

[18] A. Reid, dz. cyt., s. 3.

[19] D. Berger, Tomas Aquinas and the Liturgy, Fort Collins 2003, s. 19.

[20] Benedykt XVI, Spotkanie z kardynałami, biskupami i pracownikami Kurii Rzymskiej, L’Osservatore Romano, 2006, nr 2.

[21] Tamże.

[22] Benedict XVI, God and the World: A Conversation With Peter Seewald, San Fran-

cisco 2002, s. 415.

[23] A. Reid, Organic Development, s. 13.

[24] Por. J. Ratzinger, God is Near Us: The Eucharist, the Heart of Life, San Francisco 2003, s. 45.

[25] Looking Again…, s. 23.

[26] J. Ratzinger, God is Near Us…, s. 45.

[27] R. L. Wilken, The Spirit of Early Christian Thought: Seeking the Face of God, New Haven 2003, s. 35.

[28] Jan Paweł II, Mane nobiscum Domine, nr 16.

[29] J. Ratzinger, God Is Near Us…, s. 78.

[30] KKK 2096.

[31] KKK 1110.

[32] J. Ratzinger, God is Near Us…, 97.

[33] Tegoż, Nowa pieśń dla Pana…, s. 202.

[34] Tamże, s. 203.

[35] Por. tamże, s. 219.

[36] Looking Again…, s. 149.

Zobacz także