Chrystus – Bóg przychodzący do nas i zabierający nas

eucharist1Dzisiejsza Uroczystość odnosi nas do tajemnicy Wcielenia: materia Ciała i Krwi Pańskiej realizuje i symbolizuje obecność Boga wśród nas. Celebracja tych rzeczywistości jest więc w swojej istocie niczym innym, jak wejrzeniem na Chrystusa, który dla nas stał się człowiekiem.

Niewiele wątków chrześcijańskich zrobiło w ostatnich kilkudziesięciu latach tak zawrotną karierę, jak wiekowa prawda o Chrystusie jako Człowieku. Ten fakt da się z pewnością co najmniej dwojako tłumaczyć. Z jednej strony typem współczesnej mentalności, dowartościowującej to, co ludzkie. Z drugiej strony specyfiką aktualnych potrzeb: Obecność „Boga z nami” w tym wszystkim, co trudne i przerastające nasze możliwości jest rzeczywistością wlewającą w serca odwagę i siłę. Chrystus jako Bóg Wcielony jest dowodem Boga pochylającego się nad naszą biedą. Jest porażającym objawieniem Boga, któremu jesteśmy drodzy.

Przyjęcie na siebie tego, co kruche i bezbronne nie jest jednak jedynym wymiarem tajemnicy Jego Przyjścia, nawet jeśli jest wymiarem najbardziej obecnie podkreślanym. Chrystus, który się wcielił, jest bowiem nie tylko Bogiem Przychodzącym do nas, ale i Bogiem Zabierającym nas. Można odnieść wrażenie, że właśnie ta druga strona tajemnicy Wcielenia cieszy się ostatnio słabszą koniunkturą. Jej istotą jest prawda o Chrystusie jako Nowym Adamie.

Św. Tomasz – odwołując się w tej materii zarówno do Pisma, jak i do tradycji – pisał o Chrystusie jako pierwowzorze (exemplar) Nowego Stworzenia. Odniesienie do Listu do Kolosan jest oczywiste. Pomyślmy jednak – za św. Tomaszem – tę  myśl do samego końca. Wzorzec jest tym, co pierwsze, wobec tego, co wtórne. Wtórność nie jest jednak jedynie sprawą następstwa czasowego. We wtórności zawarte jest także podobieństwo oparte na pochodzeniu. Pierwowzór istnieje poprzez swoją formę w egzemplarzach od niego pochodzących. Takim pierwowzorem, zakładając gigantyczną analogię, jest Chrystus dla rodzaju ludzkiego. Nie jest On jedynie dobrym przykładem do naśladowania (a więc exemplum), ale kimś, kto odkupując ludzkość naznaczył ją Sobą, określił ją na nowo według tego, kim sam był. Obdarował ją nowym obliczem i formą. Dionizy Areopagita, który stanowił dla Tomasza inspirację w tej materii, pisał, że dzieje się tak, bo począwszy od Wcieleniu Bóg stwarza człowieka według nowej miary. Czyni więc tak jak twórca, który – wszedłszy w posiadanie drogocennego wzorca – kształtuje według niego kolejne przedmioty określonego rodzaju.  

Podobieństwo oparte na pochodzeniu, ofiarowane nam poprzez Wcielenie, nie jest przy tym w żadnym razie rzeczywistością statyczną. Jest ciągną kreacją – jest dynamiką coraz większego upodabniania do Pierwowzoru. Opuszczeniem tego, co jest, dla tego, co może zaistnieć. Jest stałym przekraczaniem obecnej kondycji. W tym właśnie sensie Chrystus jest Bogiem z nami nie po to, by „utrwalić” naszą ludzką kondycję w jej obecnym status quo, ale po to, by ją wzbogacić szlachetnym pierwiastkiem, który ma moc pociągania wszystkiego ku sobie, ku właściwej sobie doskonałości.

Człowiek na drodze urzeczywistniania podobieństwa nie jest pozostawiony swoim siłom. Dałoby się raczej powiedzieć, ze wręcz przeciwnie. To Bóg jest naszym Stwórcą. To on – poprzez działająca w nas i z nami Moc Ducha – stwarza nas według Wzoru. Nie jesteśmy więc stwórcami samych siebie (jakkolwiek efektownie by to brzmiało), ale tworzonymi. To Bóg jest tym, który formuje nas od wewnątrz, doprowadzając nas tam, gdzie sami nigdy nie bylibyśmy w stanie dojść. I czyniąc nas tymi, którymi sami nie moglibyśmy się stać, za względu na ograniczoność naszych horyzontów.

* * *

Myślę, że przy całym słusznym zachwycie rzeczywistością Boga, który zamieszkał wśród nas, nie byłoby dobrze sprowadzić tej tajemnicy do wymiaru akceptacji człowieczeństwa, solidarności z tym, co typowo ludzkie (co może także występować w zupełnie karykaturalnej formie: Bóg tak bardzo zachwycił się ludzką naturą, że „no naprawdę nie mógł już wytrzymać” i postanowił się wcielić). Bóg, w którego wierzymy i którego potrzebujemy jest nie tylko Bogiem tego, co bliskie, ale i Bogiem tego, co bezkresne. W tym właśnie sensie z prawdą o Wcieleniu należy się obchodzić z największą ostrożnością – tak, by w imię współczesnej, dowartościowującej człowieczeństwo wrażliwości i doraźnych potrzeb Boga „bliskiego”  nie roztrwonić jednej z najbardziej porywających tajemnic: tajemnicy Chrystusa zabierającego nas do Swojego życia.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.