Fascynacje literackie (2) – w dalszym ciągu Świat Dysku

Dyskusja na blogu Kingi przypomniała mi fragment z książki Pratchetta, pt. Carpe jugulum, który chciałem zamieścić w pierwszym wpisie nt. Świata Dysku. Zrezygnowałem wtedy, bo wydawało mi się, że nieuniknione wyrwanie go z kontekstu sprawi, że będzie tu wyglądał jak ni przypiął, ni przyłatał. Wyrwania z kontekstu nie da się uniknąć, ale nic to. Pod pewnymi względami pasuje idealnie do wspomnianej dyskusji, choć omija najgorętszy aktualnie temat przyjaźni i nawracania.

Nie mogę jednak wrzucić tego fragmentu nie wprowadziwszy szanownych Czytelników nieco w fabułę i charakterystykę postaci, których dialog go w całości wypełnia. Carpe jugulum jest opowieścią o najeździe wampirów z Überwaldu (dyskowy odpowiednik Transylwanii) na mały górski kraik Lancre. Jest to w gruncie rzeczy półka skalna z kilkoma domami i królewskim zamkiem, ale jest również miejscem, które zamieszkują czarownice, a nade wszystko czarownica nad czarownicami czyli Babcia Weatherwax. 

Nie da się w kilku słowach opisać tej postaci, oddać jej specyfiki tak, jak wyłania się ona z kilku książek Pratchetta, których jest ona główną bohaterką (Trzy wiedźmy, Wyprawa czarownic, Panowie i Damy, Maskarada, i Carpe Jugulum; występuje też jako ważna postać w Wolnych ciutludziach, Kapeluszu pełnym nieba i Zimistrzu). Znaczące jest to, że podobnie jak większość głównych bohaterów jego książek, Babcia Weatherwax nie jest jednoznacznie pozytywną postacią. Nie jest też dobrą wróżką, matką chrzestną, itd.* Jak pisze Pratchett w cudownej albumowej Sztuce Świata Dysku, Babcia Weatherwax jest opryskliwą starą kobietą z monstrualnym ego, które nadgryza ją od środka. Ale to właśnie owo ego zmusza ją, żeby ze wszystkich opresji wychodzić zwycięsko, a gigantyczne poczucie powinności sprawia, że jest "dobrą" czarownicą. Babcia jest jednym z intrelokutorów dialogu, jaki chcę zacytować.

Drugim jest omniański kapłan nazywający się w skrócie Wielce Oats (jego pełne imię to: Wielce-Chwały-Godny-Jest-Ten-Który-Wysławia- Oma- Oats; Omnianie mają takie imiona, jeden z nich pracujący jako funkcjonariusz straży miejskiej w Ankh-Morpork nazywa się Wizytuj-Niewiernych-Z-Wyjaśniającymi-Broszurami – w skrócie: funkcjonariusz Wizytuj). W czasie, kiedy toczy się akcja Carpe jugulum Omnia nie jest już tym teokratycznym imperium, jakim była niegdyś (krótki opis można znaleźć w moim pierwszym wpisie). Po zniesieniu terroru Kwizycji miało miejsce setki schizm i kościół omniański rozpadł się na wiele spierających się ze sobą denominacji. Wielce Oats był produktem tej sytuacji: "Po czterech latach studiów teologicznych nie był wcale pewien w co wierzy – po części dlatego, że schizmy Kościoła zdarzały się tak często, iż niekiedy program zajęć zmieniał się w ciągu jednego popołudnia (…) Oats otrzymał święcenia kapłańskie, ale awansował z nieco wielebnego na całkiem wielebnego jako młodzieniec pełen rozterek. Chciałby przedyskutować z kimś swoje odkrycia, ale trwały schizmy tak liczne, że nikt nie stał w miejscu wystarczająco długo, aby go wysłuchać. Ogłuszało stukanie młotków kleryków, którzy przybijali do wrót świątyni własne wersje prawd Oma. Przez chwilę rozważał nawet zakup zwoju papieru i własnego młotka oraz zapisanie się na listę oczekujących w kolejce do wrót, ale zrezygnował z tego zamiaru" (s. 166, 167). Krótko mówiąc, Oats jest wierzącym i wychowanym do bezwarunkowej wiary kapłanem, który zaczyna wątpić w tradycyjne prawdy swojej religii.

Dialog pomiędzy Wielce Oatsem a Babcią Weatherwax toczy się w dość specyficznej sytuacji. Czarownica została pogryziona przez wampiry, które chciały uczynić ją również wampirem, choć podległym. W jakiś sposób oparła się tej przemianie (nie chcąc psuć przyjemności ewentualnym Czytelnikom Carpe jugulum nie napiszę w jaki), ale w momencie, w którym toczy się wspomniany dialog nie jest to jeszcze oczywiste, zwłaszcza dla Oatsa. Oboje wędrują na mule do Überwaldu, gdzie uciekła królowa Lancre w towarzystwie innej czarownicy, niani Ogg i w czasie tej wędrówki rozmawiają.

T. Pratchett, Carpe jugulum, tłum. P. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa (brak roku wydania), s. 222-225:

Niska, przygruntowa mgła dryfowała między drzewami wysuwając wąskie pasemka, kiedy kopyta muła zakłócały jej spokój. Deszcz ściekał z gałęzi. Gdzieś huczały nawet posępne gromy – nie te szczere, rozcinające z trzaskiem całe niebo, ale te drugie, które kręcą się po horyzontach i plotkują złośliwie z innymi burzami.

Wielce Oats kilka razy próbował nawiązać rozmowę z samym sobą, ale z rozmowami jest ten kłopot, że ta druga osoba musi się włączyć. Od czasu do czasu słyszał za sobą chrapanie. Gdy się obejrzał, jaustrząb [czyli feniks, tymczasem incognito – T.D.] na ramieniu babci zamachał mu skrzydłami w twarz.

Czasem chrapanie kończyło się stęknięciem, po czym babcia klepała go w ramię i wskazywała kierunek, niczym nie różniący się od innych.

Zrobiła to teraz.

– Co śpiewasz? – zapytała babcia.
– Nie śpiewałem głośno…
– Jak się to nazywa?
– Ma tytuł Om w świątyni swojej.
– Ładna melodia – stwierdziła babcia.
– Podtrzymuje mnie na duchu – wyznał Oats. Mokra gałązka smagnęła go po twarzy.

Jest możliwe, pomyślał, że wiozę za sobą wampira, choćby była nie wiem jak dobra.

– Czerpiesz z niej pociechę, tak?
– Chyba tak.
– Nawet z tego kawałka o "pogromieniu zła twym mieczem"? Mnie by to niepokoiło, gdybym była Omnianką. Jak jest? Dostajecie lekkiego klapsa za białe kłamstwo, ale za morderstwo sieka was na kawałki? Coś takiego nie dawałoby mi zasnąć w nocy.
– No, właściwie… Szczerze mówiąc, wcale nie powinienem tego śpiewać. Konwokacja Ee usunęła tę pieśń ze śpiewników jako niezgodną z ideałami nowoczesnego omnianizmu.
– Ten wers o miażdżeniu niewiernych?
– Właśnie ten.
– Ale i tak go śpiewałeś…
– To wersja, której nauczyła mnie babcia – odparł Oats.
– Taka była skora do miażdżenia niewiernych?
– Hm… Głównie, tak myślę, popierała miażdżenie pani Ahrim, jej sąsiadki, ale ma pani właściwe wyobrażenie. Uważała, że świat byłby lepszy, gdyby więcej w nim było gromienia i miażdżenia.
– Możliwe, że to prawda.
– Ale raczej nie tyle gromienia i miażdżenia, ile by sobie życzyła – uznał Oats. – Babci łatwo przychodziło osądzanie innych.
– Nic w tym złego. Sądzić jest rzeczą ludzką.
-Wolimy ostateczny osąd pozostawiać Omowi – powiedział Oats i teraz, w mroku, to stwierdzenie wydało mu się zagubione i całkiem samotne.
– Być człowiekiem znaczy osądzać cały czas – odezwał się głos zza jego pleców. – To i tamto, dobro i zło, codzienne dokonywanie wyborów… to jest ludzkie.
– I jest pani pewna, że podejmuje właściwe decyzje?
– Nie, ale się staram.
– I ma pani nadzieję na miłosierdzie?

Kościsty palec ukłuł go w plecy.

– Miłosierdzie to piękna rzecz, ale sąd musi być pierwszy. Inaczej byś nie wiedział, czemu to miłosierdzie okazujesz. Zresztą zawsze słyszałam, że Omnianie byli chętni do gromienia i miażdżenia.
– To były… inne czasy. Dziś używamy miażdżących argumentów.
– I długich, ostrych dyskusji, tak?
– No cóż, każda kwestia ma dwie strony…

Odpowiedź pojawiła się niby strzała.

– I co robicie, jeśli któraś z nich jest niesłuszna?
– Chodziło mi o to, że należy spojrzeć na sprawę z punktu widzenia tej drugiej strony – tłumaczył cierpliwie Oats.
– Chcesz powiedzieć, że z punktu widzenia oprawcy nie ma w torturach nic złego?
– Pani Weatherwax, jest pani urodzoną dyskutantką.
– Nie!
– Z pewnością podobałoby się pani na synodzie. Znani są z tego, że całymi dniami mogą się spierać, ile aniołów może tańczyć na główce szpilki.

Czuł niemal, jak pracuje babciny umysł.

– Jaka duża ta szpilka?
– Tego niestety nie wiem.
– Bo jeśli chodzi o zwyczajną krawiecką szpilkę, to będzie ich szesnaście.
– Szesnaście aniołów?
– Zgadza się.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Może lubią tańczyć.

Muł wolno wybierał drogę w dół zbocza. Mgła była tu gęściejsza.

– Policzyła pani te szesnaście? – odezwał się po chwili Oats.
– Nie, ale to odpowiedź nie gorsza od dowolnej innej, jaką możesz otrzymać. I o tym dyskutują wasi świątobliwi mężowie?
– Zwykle nie. Toczy się na przykład interesująca debata o naturze grzechu.
– I co o nim myślą. Są przeciwko?
– To nie takie proste. Nie wszystko jest czarne albo białe. Istnieją liczne odcienie szarości.
– Nie.
– Proszę?
– Nie ma szarości, tylko biały, który został ubrudzony. Dziwię się, że o tym nie wiesz. A grzech, młody człowieku, jest wtedy, kiedy traktujesz ludzi jak rzeczy. W tym samego siebie. Na tym polega grzech.
– To jednak bardziej skomplikowane…
– Nie. Wcale nie. Kiedy ludzie mówią, że coś jest o wiele bardziej skomplikowane, to znaczy, że się obawiają, że prawda im się nie spodoba. Ludzie jako rzeczy, od tego wszystko się zaczyna.
– Na pewno istnieją gorsze zbrodnie…
– Ale wszystkie zaczynają się od myślenia o ludziach jak o rzeczach…
 

————————————————–
*) Wyprawa czarownic opowiada o konfrontacji Babci Weatherwax z jej rodzoną siostrą, która jest "dobrą wróżką" to jest taką, która chce, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Ci, którzy nie są, albo wyrażają swoje szczęście w sposób niewystarczający nagle znikają, giną w niewyjaśnionych okolicznościach itd. Jest to, jeszcze bardziej niż inne książki P. opowieść o opowieściach i o tym, do czego może doprowadzić bezpośrednie przeniesienie wzorców z opowieści na myślenie o życiu. Jak mówi Babcia Weatherwax (parafrazuję): gdyby chcieć mieć pewność stwierdzenia, że po swoim ślubie książę i Kopciuszek żyli długo i szczęśliwie (sakramentalna fraza, która następuje zaraz po opisie ślubu), to trzeba by im odciąć głowy. 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.