Finał Pucharu Włoch vs. odpust św. Filipa Neri

Na marginesie wiadomości o planowanym zniesieniu zakazu zabaw w piątki przez KEP, nawiązuję w tym wpisie do pewnego epizodu, o którym przeczytałem miesiąc temu na portalu największej włoskiej gazety sportowej, La Gazzetta dello Sport. Moim zdaniem jest to część tego samego zjawiska.

W skrócie rzecz przedstawia się następująco: w niedzielę 26 maja odbywał się finałowy mecz o Puchar Włoch w piłce nożnej. Mało że mecz odbywał się na Stadio Olimpico w Rzymie, to jeszcze finalistami były dwa kluby rzymskie: AS Roma i SS Lazio. Oczywiście dla kibiców rzymskich (czyli dla znaczącej części populacji mieszkańców stolicy, i to płci obojga) było to bardzo ważne wydarzenie. Traf chciał, że tego samego dnia w rzymskiej parafii pw. św. Filipa Neri przypadał doroczny odpust z tradycyjną uroczystą procesją, niestety o takiej godzinie, że obydwa wydarzenia zachodziły na siebie. Proboszcz zebrał wiele komunikatów od parafian, że wobec powyższego nie przyjdą na procesję i żeby bliżej zorientować się w sytuacji, sam przeprowadził coś w rodzaju sondażu. Wyszło na to, że na procesję przyjdzie, no może nie jedynie pies z kulawą nogą, ale w każdym razie mało kto. Cóż robić? Proboszcz wybrał Salomonowe, w swoim mniemaniu, rozwiązanie: przeniósł odpust parafialny o tydzień na 2 czerwca. Wilk syty i owca cała. Można spokojnie iść na stadion albo przed telewizor, a za tydzień jako dobry parafianin i gorliwy czcziciel św. Filipa Neri pójść na procesję, i wszystko jest w porządku.

Tak przy okazji, już św. Jan Chryzostom widział, że wielu wiernych w Konstantynopolu chętniej chodzi do hipodromu i do teatru niż do kościoła, tyle że nie będąc człowiekiem kompromisu nie dostosowywał godzin liturgii do godzin spektakli i zawodów sportowych.

Bardzo dobre bywają takie sytuacje, które nagle stawiają wobec wyboru, co ważniejsze. Salomonowe rozwiązania są wówczas formą ucieczki. I żeby było jasne, pasję kibicowania, i to rzymskiego, rozumiem doskonale, czemu sam dałem wyraz tutaj, i jako kibic Romy sam śledziłem wiadomości o tym finale.

Pamiętam jeszcze taką sytuację z krótkiego okresu mojej pracy duszpasterskiej na Ealingu w Londynie dawno temu (1993/1994). Pracowałem w polskiej parafii, ale uczestniczyliśmy w comiesięcznych ogólnych spotkaniach dekanalnych. Tematem spotkania pewnego razu było duszpasterstwo młodzieży i jeden z proboszczów sygnalizował problem, że wielu młodych tłumaczy np. nie mogłem być w kościele, bo akurat tego dnia mój Arsenal grał bardzo ważny mecz. Na to jedna katechetka (!) powiedziała ni mniej ni więcej: „No ale jeśli on jest kibicem i kocha swoją drużynę, to czy to jest problem? Mecz jest wydarzeniem niepowtarzalnym, a Msza święta będzie ta sama w następną niedzielę”. Tego już jednak nie zdzierżył pewien starszy benedyktyn z Ealing Abbey i grzecznie acz dosadnie powiedział coś na temat „zawsze takiej samej” Mszy, którą niby można sobie podarować.

 

P.S.

A sam mecz skończył się niestety rezultatem niesłusznym, czyli 1:0 dla Lazio.

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....