In dulcedine societatis quaerere veritatem

Ryzykując oskarżenie o klerykalizm, paternalizm i co tam jeszcze, zdecydowałem podzielić się paroma dobrymi radami dla wszystkich zabierających głos w komentarzach na stronie liturgia.pl.

Postanowiłem napisać to, co poniżej, w związku z rozmowami na sąsiednich blogach. Niekiedy bywam uczestnikiem dyskusji, ale tym razem chcę jako duszpasterz przypomnieć parę prostych zasad, które – jak widzę – nie zawsze są brane pod uwagę. Wpis jest długi i podkreśla zachowania negatywne, ale przecież celem dyskusji jest to, co w tytule: poszukiwanie prawdy połączone z przyjemnością (słodyczą) doświadczenia wspólnoty.

Przypominam o podstawowych założeniach dyskusji na tutejszym blogowisku: rozmawiają tu bracia i siostry w wierze, należący do wspólnoty Kościoła, a przy tym odznaczający się zamiłowaniem do liturgii. Taka rozmowa, nawet jeśli dochodzą w niej do głosu rozbieżne stanowiska, zawsze będzie czymś całkowicie odmiennym od sporów politycznych czy moralnych.

Wśród owoców Eucharystii są i takie, które pomagają mądrze rozmawiać. Mam na myśli: osobistą więź z Chrystusem; świadomość własnej grzeszności i omylności; otwartość na braci i siostry, pozwalającą wyjść poza obręb własnego środowiska; jedność z papieżem i biskupami. Zgrzyty w dyskusji bywają bardzo przykrym, ale i prawdziwym objawieniem niedostatków w owocnym korzystaniu z łaski. Wiem, o czym mówię, bo niestety nieraz zdarzyło mi się ulec pokusie brania udziału w dyskusjach, które nie służyły niczyjemu zbudowaniu.

Z błędnych postaw wynikają błędne wypowiedzi. Przykład pierwszy: parę razy w różnych kontekstach pojawiły się na tych blogach słowa oceniające negatywnie czy to poszczególnych biskupów, czy to – hurtem – cały polski episkopat. Mam za złe takim wypowiedziom, że nikogo nie budują, a mogą wprowadzać zamęt w głowach tych, którzy nie rozumieją roli biskupów w Kościele. Jeżeli takie słowa miałyby być głosem świeckich, służącym dobru Kościoła, musiałyby być formułowane w inny sposób i wyrażane w innym miejscu. Przykład drugi: nie brak wypowiedzi, które zamiast budować wspólnotę poszukiwania prawdy służą konfrontacji, ot tak, dla zasady, dla pofolgowania nieuporządkowanej skłonności do kłócenia się.

Spróbuję przełożyć to na praktyczne rady.

Co jakiś czas przypominaj sobie, jaki był pierwotny temat dyskusji. Zwracaj też uwagę na to, czy gospodarz bierze udział w rozmowie, czy może wyszedł z domu, zostawiając gości samych.

Jeżeli po kilku (nie mówię, że kilkunastu) wypowiedziach nikt z was nie jest gotów zaproponować podsumowania, znaczy to, że dyskusja zgubiła swój cel. Jeżeli zależy wam na sensownej dyskusji, to zgodnie z dobrymi zasadami scholastyki, postarajcie się porządnie określić przeciwstawne stanowiska. To się przyczyni do poczucia wspólnoty między osobami o różnych zdaniach. A postronnym czytelnikom, dawno zniechęconym przez nazbyt długie i trudne wypowiedzi (mówię za siebie), pozwoli zrozumieć, o czym mowa.

Nie dziw się, że ktoś ma, twoim zdaniem, zbyt wielką wrażliwość. Przyjmij do  wiadomości, że rozmawiasz teraz właśnie z tą osobą, o takiej wrażliwości. Nie łudź się, że sprawiając komuś przykrość możesz go przybliżyć do prawdy.

Unikaj tego, co może urazić: zbyt mocnych sformułowań, uogólnień i ironii. Nie powołuj się przy tym na żadnego złośliwego polemistę, choćby miał tytuł świętego. Kryterium świętości jest nauka Zbawiciela, a nie wady świętych grzeszników.

Pamiętaj zawsze, że dyskusja z nieznaną osobą przez internet jest czymś zupełnie innym od rozmowy z kimś ci znanym, kto zna twoje poczucie humoru, twoje nastroje itd. Nade wszystko nie zapominaj o podstawowej różnicy między wymianą zdań w prywatnej rozmowie czy korespondencji a rozmową toczoną na oczach świadków.

Zastanów się, czy wśród internetowych rozmówców jest ktoś, kogo lubisz nie lubić. Pomyśl, czy potrafisz odnieść się do tej osoby nie wchodząc w spór. Zastanów się, czy potrafisz wyświadczyć tej osobie jakieś dobro. Zobacz, czy nie doprowadziłeś w swoim sercu do sytuacji, w której rozmówcy przypisałeś rolę szwarccharakteru, a sobie – postaci pozytywnej. Pomyśl, czy wypowiadane słowa nie sprawiają, że w realnym kontakcie nie podalibyście sobie ręki. Jeżeli twoje słowa mają służyć tylko okazaniu wyższości i niechęci, lepiej pomódl się w intencji tego brata czy siostry. Jeżeli uważasz, że możesz pomóc temu komuś, to szukaj jakiejś lepszej możliwości niż dyskusja na oczach kibiców. Możesz poprosić administratora strony o pośrednictwo w prywatnej korespondencji między wami.

Biorąc się do pisania weź pod uwagę skuteczność. Czy naprawdę sądzisz, że do przekonania bliźniego przyczynia się ironizowanie na temat jego wypowiedzi? Czy myślisz, że przekonasz kogokolwiek dając mu do zrozumienia, że jest głupszy od ciebie? Czy uważasz, że porozumieniu służy wypominanie dawnych błędów?

Uwaga najbardziej praktyczna: odczekaj, zanim coś napiszesz. Skąd wiesz, że nagły impuls do odpisania to nie pokusa? Znasz siebie na tyle, żeby odróżnić, czy teraz działa w tobie święte oburzenie, czy zgoła nieświęta żółć?

Czy dlatego musisz udowodnić swoją rację, że sam siebie uważasz za mądrego? A może jesteś odosobniony w takim sądzie na własny temat? Mądrzej uznać siebie za głupca niż wychwalać własną mądrość. Mądrości dowodzi się przez mądre słowa, a nie przez dobre mniemanie o sobie. Mądrość jest czymś zupełnie innej natury niż umiejętność zastosowania ciętej riposty. Nawiasem mówiąc: zauważyłeś, jak szybko blednie to, co wydawało się arcyinteligentną uwagą?

Szkolna zasada: jeżeli czegoś nie rozumiesz, to być może z powodu własnej  niewiedzy.

Miej zawsze przed oczyma niebezpieczeństwa, które czyhają na ciebie, a nie na innych. Stań się znawcą własnych, a nie cudzych wad. Przyjmij do wiadomości, że z każdą postawą wiążą się typowe dla niej pokusy.

Nie trać czasu i energii na porównywanie stopnia kultury (czy agresji) z innymi dyskusjami. Rozmawiasz tu i teraz, biorąc odpowiedzialność za tę oto wymianę zdań.

Popatrzmy na internetowe dyskusje od jeszcze innej strony, mianowicie od strony przyjemności. Warto pamiętać, że staje się wobec wyboru pomiędzy przyjemnościami niskiego rzędu a tymi, które są szlachetne. Mianowicie mamy do wyboru takie postawy jak zadowolenie z siebie (mam zawsze rację; co za głupiec; ależ przypływ adrenaliny; ale mu dosoliłem) oraz satysfakcja z rzetelnej wymiany zdań, pełnej wzajemnego szacunku. Przyjemność uczenia się od siebie nawzajem przewyższa złudną satysfakcję z posiadania ostatecznej racji. Radość z bycia w jednej wspólnocie poszukiwaczy prawdy jest szlachetniejsza od zadowolenia z pognębienia przeciwnika.

A patrząc od strony duchowej: ileż w tych dyskusjach przykładów błędnego rozeznania! Jak łatwo jakiś omawiany problem przybiera postać wielkiego duchowego wyzwania, a jak trudno zauważyć, że właściwym wyzwaniem jest sam sposób prowadzenia rozmowy. To diabelska pokusa: wmówić człowiekowi, że obrażając innych z powodu stosunku do jakiejś kwestii liturgicznej pełni się dzieło Boga. Najbardziej przykre w tych dyskusjach jest to, że ludzie potrafią się chlubić własnymi błędami. Spełniają się słowa psalmu 10: Chełpi się grzesznik swą pożądliwością. Nie musisz obnosić się ze swoją pychą, niechęcią do innych i uporem, tak jakby to był powód do chluby. Miejscem wyjawiania grzechów jest konfesjonał.

Z rozmową na tematy teologiczne związane są dodatkowe pokusy, oprócz tych, które zawsze grożą dyskutantom. Wśród nich: utożsamienie swojego stanowiska z nauką Kościoła; niezrozumienie dla obcych a pełnoprawnych nurtów teologii; brak zrozumienia dla etapów rozwoju wiary. Zatrzymam się na tym ostatnim punkcie. Otóż bodaj tylko duszpasterz i tylko w bezpośrednim kontakcie ma szansę ocenić, jaki charakter ma dana wypowiedź. To samo zdanie może wyrażać czyjeś błędne credo (herezję) albo zaledwie trudność w wierze. Zadaniem doświadczonego duszpasterza jest pomóc dojść do prawdy. Tego celu nie osiągnie się przez złośliwe świecenie latarką po oczach (jak – cytuję z pamięci – pewien rodzaj nauczania określił swego czasu kardynał Macharski).

Wszystkie te uwagi odwołują się rzecz jasna do dobrej woli. Jeżeli ktoś postanowił sobie, choćby nieświadomie, bawić się w gry typu Ja mam rację, ty nie masz racji, ten w oczywisty sposób zaprzecza zasadom zdrowej wymiany zdań. A kto mądry, ten skorzysta nawet ze zrzędliwych banałów o. Błażeja.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Błażej Matusiak OP

Błażej Matusiak OP na Liturgia.pl

Urodzony w 1970 r., dominikanin, filolog klasyczny, teolog, doktor muzykologii, duszpasterz, katecheta, recenzent muzyczny, eseista i tłumacz, mieszka w czeskiej Pradze, gdzie opiekuje się polską parafią. Publikacje: Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki (Kraków 2003); recenzje płytowe w Canorze, cykl audycji „Musica in Ecclesia” w Radiu Józef.