In illo tempore, czyli: drzewiej to bywało super i w ogóle the best

Jedynym lekiem na słabnącą wiarę jest komunia. Choć niezmiennie jest samym sobą, doskonałym, pełnym i nietkniętym, Przenajświętszy Sakrament nie działa całkowicie i raz na zawsze dla nikogo z nas. Podobnie jak akt Wiary, musi być ciągły i wzrastać przez praktykowanie.

Częstość przynosi najlepsze efekty. Siedem razy w tygodniu jest bardziej pokrzepiające niż siedem razy z przerwami. Mogę także polecić Ci jako ćwiczenie (do którego, niestety, bardzo łatwo jest znaleźć sposobność): przyjmuj komunię w okolicznościach obrażających twój smak. Wybierz sapiącego lub bełkoczącego księdza albo dumnego i pospolitego zakonnika. A także kościół pełen zwykłego mieszczańskiego tłumu, źle wychowanych dzieci – od tych, które wrzeszczą, po te wytwory katolickich szkół, które siadają i ziewają, gdy tylko zostanie otwarte tabernakulum – brudnych młodzieńców bez krawatów, kobiet w spodniach i często z włosami w nieładzie i niczym nie przykrytymi. Przystąp do komunii razem z nimi (i módl się za nich). Będzie tak samo (a nawet lepiej), jak na mszy pięknie odprawionej przez wyraźnie świętego człowieka i wysłuchanej przez kilka pobożnych i schludnych osób. (Nic nie może być gorszego od bałaganu, jaki został po nakarmieniu pięciu tysięcy ludzi – po którym nasz Pan zapowiedział nakarmienie mające dopiero nadejść).*)

Tak w 1963 roku pisał do swojego syna głęboko wierzący i znający doskonale liturgię profesor Oksfordu. Chodzi, oczywiście, o J.R.R. Tolkiena. To czasy jeszcze „mszy trydenckiej”, którą Tolkien doskonale znał – często do niej służył, nie tylko jako dziecko. Jak widać, nawet wtedy można było ostro skrytykować liturgiczną celebrację: sam ryt nie wystarcza, aby liturgia była piękna, święta i godna. Ryt nie sprawi, że kapłan będzie godniej celebrował Eucharystię, a wierni – i, zwróćmy uwagę, mowa jest o „wytworach katolickich szkół”, a więc ludziach jakoś uświadomionych w kwestiach wiary i liturgii – godniej w niej uczestniczyli. Ryt nie sprawi, że jest piękniej i wznioślej, jeśli zawiodą celebrans i wierni. Nihil novi sub sole. Parafrazując Homera: hemon en gounasi keitai, to od nas (i mam tu na myśli nie tylko świeckich, ale i kapłanów) zależy – dosłownie: na naszych kolanach leży – piękno i godność liturgii świętej. W najczcigodniejszym rycie można ją sprawować byle jak i niedbale.

*) J.R.R. Tolkien "Listy", tłum. A. Sylwanowicz; Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 505 – 506.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.