Jarosław – miasto na szlaku

Pewnie trudno byłoby znaleźć miejsce, które z równą naturalnością i wdziękiem zasymilowałoby złożoność tego międzynarodowego festiwalu. Skąd taka pewność? Tkankę miejską Jarosławia wypełniają wewnętrzne szlaki, wystarczy przemierzyć je kilkakrotnie, żeby zrozumieć fenomen otwarcia tego miasta na obce idiomy kulturowe.

Szlak pierwszy może prowadzić na przykład od cerkwii, przez dawną synagogę, do opactwa. Drugi – z rynku, przez Bramę Krakowską, obok niegdyś ewangelickiego kościoła św. Ducha, pod mury klasztoru oo. Franciszkanów. Na tej samej trasie, z rogatek miasta do centrum, w niedalekiej odległości mijam kamienną pozostałość po meczecie (?) i klasztor oo. Dominikanów z cudownym wizerunkiem Matki Bożej Jarosławskiej. Sama obecność tak odmiennych ‘świadków’ historii pozwala komuś, kto przybywa z zewnątrz, na wkorzenienie się. Przestrzeń Jarosławia powoduje szybką identyfikację; nie wydaje się hermetyczna. Komfort przebywania w niej daje świadomość, że choć ślady po niegdyś żywotnych kulturach, są dziś głównie architektoniczne – to jeszcze nie tak dawno kilka grup wyznaniowych umiało żyć obok siebie na niewielkiej przestrzeni.

Powszechnie zwykło się określać Jarosław jako miasto styku trzech kultur: polskiej, ukraińskiej i żydowskiej. Jednak źródła historyczne każą domyślać się o wiele większej ich różnorodności: polsko-rusko-węgierskie wpływy, stopniowe osiedlanie się ludów pochodzenia trackiego z południa Europy, ślady kultury łużyckiej, rzymskiej i greckiej. Rozwijające się i dobrze ulokowane miasto na szlaku handlowym od Morza Czerwonego aż na zachód Europy przyciągało kultury i odmienności. Tolerancja wpisana jest w to miejsce, które w średniowieczu znane było jako jeden z największych targów dla tej części Europy. Od 15 sierpnia przez niecały miesiąc w Jarosławiu trwał jarmark, na który zjeżdżali Persowie, Turcy, Armeńczycy, Grecy, Włosi, Niemcy i Hiszpanie. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, dokonanych transakcji i wymian materialnych.

* * *

Przeszłość Jarosławia pozwala lepiej nazwać i docenić to wszystko, co wydarza się w nim również podczas Festiwalu. „Nie chodzi tu o współzawodnictwo, konkurencję czy epatowanie formalną atrakcyjnością poszczególnych idiomów. Chodzi raczej o refleksję nad bogactwem i różnorodnością tradycji, o poszerzanie własnej przestrzeni duchowej” (ze wstępu do książeczki festiwalowej). 

 

Zobacz także