Jeszcze o obmyciu nóg – zdanie odrębne

Nie chciałem wchodzić z tym wpisem w Wielkim Tygodniu, celowo odłożyłem to o kilka dni, tym bardziej, że kończyłem wtedy przygotowywać mini-cykl wpisów o historii i genezie rytu wręczenia świecy w liturgii chrzcielnej, co zacznę zamieszczać jutro. Z drugiej strony nie chciałem pomijać milczeniem tego tematu, który wywołał ożywioną dyskusję. Mój głos jest „zdaniem odrębnym” wobec wpisów o. Tomasza Grabowskiego i o. Wojciecha Gołaskiego. Z góry bowiem zaznaczam, że nie jestem przeciwny dekretowi Franciszka i całą sprawę widzę inaczej niż o. Tomasz i o. Wojciech. Tomasza zresztą lojalnie uprzedziłem kilka dni temu w mailu, że taki wpis powstanie i krótko mu streściłem sedno mojej niezgody z jego argumentacją.

Interpretacja ewangelicznej sceny obmycia nóg (J 13, 1-20). Nasza różnica zdań dotyczy przede wszystkim interpretacji tej sceny ewangelicznej, reszta to konsekwencje tej podstawowej różnicy. Nie zgadzam się bowiem z tak radykalnym wiązaniem Jezusowego obmycia nóg Apostołom z ich wyborem do kapłaństwa ministerialnego. Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko przyjęciu takiej interpretacji jako jednego ze znaczeń tej sceny, ale nie zgadzam się na potraktowanie tego ekskluzywnie, jako interpretacji jedynej czy głównej. Wybór Apostołów do szczególnej misji jest faktem, ale Dwunastu, jak ze wszech miar słusznie podkreślił w dyskusji p. Michał Rychert, reprezentuje całego Nowego Izraela, czyli Kościół. To co czyni Jezus wobec nich ma znaczenie powszechne i odnosi się do wszystkich chrześcijan, bez zawężania do kapłaństwa ministerialnego. Obmycie nóg to jeden z momentów objawienia Chrystusa – Sługi, który w miłości dokonuje całkowitego daru z siebie, co ściśle wiąże się z darem Eucharystii a przede wszystkim z Krzyżem. Dlatego np. św. Tomasz z Akwinu w swoim komentarzu do Ewangelii wg św. Jana widział w geście wlania wody do miednicy znak zbawczej Krwi przelanej na krzyżu. Obmycie nóg poprzedza podarowanie uczniom nowego przykazania miłości na wzór Chrystusa, „tak jak Ja was umiłowałem”, czyli miłości w wymiarze krzyża. Obrządek rzymski ściśle powiąże obmycie nóg z objawieniem nowego przykazania przez antyfonę „Mandatum novum do vobis” – „Przykazanie nowe daję wam”, co da nazwę samemu obrzędowi – mandatum. I znowu, przykazanie miłości ma znaczenie powszechne, w zamyśle Jezusa jego realizacja ma być znakiem rozpoznawczym Jego uczniów, czyli  chrześcijan (J 13, 35), co oczywiście nie wyłącza kapłaństwa ministerialnego (oby rzeczywiście kapłani byli pierwszymi w realizacji tego przykazania!), ale do niego się nie ogranicza. Obrządek rzymski w ramach obrzędu mandatum będzie też przewidywał hymn Congregavit nos in unum Christi amor z antyfoną Ubi caritas, co odnosi się znów do miłości i zakorzenionej w miłości Chrystusa jedności, która jest w zamyśle Pana kolejnym znakiem rozpoznawczym Jego uczniów, czyli wszystkich bez różnicy chrześcijan (J 17, 21). Tak więc lex orandi rytu rzymskiego, czyli treść obrzędu, nie zawiera niczego co kazałoby wiązać ryt mandatum z kapłaństwem ministerialnym w sposób ekskluzywny.

Ks. prof. Stanisław Mędala w niedawno wydanym komentarzu do Ewangelii wg św. Jana (seria wydawnicza Nowy Komentarz Biblijny – Nowy Testament t. IV cz. 2, Częstochowa 2010) wylicza i omawia cztery podstawowe kierunki egzegezy fragmentu J 13, 1-20:

a) przykład pokory i uniżenia;

b) znak zbawczego dzieła Jezusa;

c) znak powierzenia uczniom szczególnej misji;

d) odniesienie do sakramentów (chrzest, Eucharystia, pokuta za grzechy popełnione po chrzcie, święcenia).

W podsumowaniu zaś pisze, że scena obmycia nóg „kryje w sobie wiele znaczeń, które można odczytywać na różnych poziomach” (s. 69). Zatem, posiłkując się językiem włoskim, odczytanie tej sceny w kluczu wyboru do kapłaństwa ministerialnego jest uprawnione jako una teologia, ale nie jest to, jak czyni o. Tomasz, la teologia.  Jak najbardziej można odnieść gest Jezusa do posługi kapłańskiej, ale nie ekskluzywnie i tylko jako jedno ze znaczeń, nie jedyne i raczej nie pierwszoplanowe. Dodajmy, że część biblistów zestawia gest Jezusa z opisanym u św. Łukasza sporem między uczniami podczas Ostatniej Wieczerzy o to kto z nich jest najważniejszy (Łk 22, 24-27). Ciekawym potwierdzeniem tej intuicji są choćby objawienia bł. Anny Katarzyny Emmerich, według jej przekazu ten spór o pierwszeństwo między uczniami rozgorzał bezpośrednio przed Jezusowym aktem obmycia im nóg i do tego ich sporu Jezus nawiązał w dyskursie zaraz po obmyciu nóg. Wygląda więc na to, że pośród wielu możliwych znaczeń gestu Jezusa należy na miejscu pierwszym postawić gest Chrystusa – Sługi jako znak daru z siebie w miłości, z obejmującym wszystkich wierzących zobowiązaniem do naśladowania Go. Czyn Jezusa to ilustracja jego wcześniejszych słów o tym, że nie przyszedł aby Mu służono, lecz aby służyć i że przełożeństwo jest służbą (Mt 20, 28) – wszelkie przełożeństwo, nie tylko to które wynika z przyjętych święceń.

 

Gest Jezusa w Kościele: chrzest i przykład pokory. Jeżeli obmycie nóg odnosi się przede wszystkim do kapłaństwa ministerialnego, to powstaje pytanie dlaczego nie zrozumiał tego Kościół czasów apostolskich i poapostolskich. To że gest Jezusa był przyjęty we wczesnym Kościele, poświadcza zarówno Nowy Testament (1 Tm 5, 10) jak i starożytna literatura chrześcijańska. Wczesny Kościół praktykował gest Jezusa rozumiejąc go na dwa sposoby: jako chrzest i jako znak pokornej służby. Chrzcielna interpretacja gestu Jezusa to dziś dla nas jakaś egzotyka, ale źródła do IX wieku przekazują dane o takim rozumieniu obmycia, to bardzo ciekawa tradycja ale nie rozwijam tego, zachęcam przy tej okazji do przeczytania moich dwóch wpisów blogowych sprzed 3 lat na temat chrzcielnego rozumienia obmycia nóg:

http://www.liturgia.pl/blogi/Maciej-Zachara-MIC/Obmycie-nog-jako-ryt-chrzcielny-cz-1.html

http://www.liturgia.pl/blogi/Maciej-Zachara-MIC/Obmycie-nog-jako-ryt-chrzcielny-cz-2.html

Dominujące w starożytnym Kościele stało się praktykowanie obmycia nóg jako znaku pokornej służby chrześcijan, również duchownych między sobą, ale bez żadnego ekskluzywizmu. Św. Atanazy (+ 373) poleca, aby biskupi obmywali nogi prezbiterom, traktując to jako znak ewangelicznej służebności przełożonego względem swoich podwładnych i wymieniając obmycie nóg pośród innych przejawów troski biskupa o prezbiterów. Konstytucje apostolskie (ok. 375) polecają, aby diakoni obmywali nogi chorym i słabym.

 

Kluczowa rola monastycyzmu. Znowu, jeśli gest Jezusa miał być ściśle związany z wybraniem Apostołów do kapłaństwa ministerialnego, czyli powinien być spełniany pomiędzy duchownymi, to jak rozumieć praktykowanie tego przez mnichów i to od starożytności? O. Tomasz szeroko do tego nawiązał, ale przecież mnisi nie byli duchownymi, zwyczaj udzielania im święceń jest o wiele późniejszy. Tym bardziej niezrozumiałe byłoby praktykowanie obmycia nóg w klasztorach żeńskich, o której to praktyce zresztą o. Tomasz też wspomniał. Kwestia w tym, że wspólnoty monastyczne, poczynając od IV wieku, stały się miejscem przetrwania wielu praktyk, które wcześniej były ogólnochrześcijańskie i takimi są z natury (choćby np. modlitwa oficjum). W późnej starożytności i wczesnym średniowieczu większość osób, którym zależało na prowadzeniu na serio życia ewangelicznego, szła do klasztorów, stąd przechowanie w klasztorach praktyk zwyczajnie ewangelicznych, a zapominanych gdzie indziej. Obmywanie nóg to jedna z tych ewangelicznych praktyk, które uległy najpierw „monastycyzacji”, a następnie „klerykalizacji”. Jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie silny wpływ monastyczny na Kościół jerozolimski przyczynił się do narodzin w Jerozolimie zwyczaju obmycia nóg w Wielki Czwartek, w końcu V lub w VI wieku. Z Jerozolimy zwyczaj zaczął się rozszerzać gdzie indziej. Bezspornym faktem jest także „monastycyzacja” kleru na Zachodzie, czyli próby organizowania życia duchowieństwa na wzór klasztorny (stąd pochodzi np. zobowiązanie księży do modlitwy oficjum) i być może, jak twierdzi część autorów, rozpowszechnienie się zwyczaju mandatum w kapitułach katedralnych też było przejawem wspomnianej „monastycyzacji” duchownych. Nie wchodząc tu w jakąś dokładną analizę historii mandatum, ogólną linię tej historii zinterpretowałbym tak: to co na początku było po prostu praktyką ewangeliczną, odnoszącą się do wszystkich wierzących, z czasem przez splot okoliczności historycznych zostało zawężone do zakonników i duchownych. Podejrzewam przy tym, że teologia J 13 jako wyboru Apostołów do kapłaństwa ministerialnego narodziła się właśnie w następstwie i jako skutek kościelnego zwyczaju mandatum na Lateranie i w kapitułach katedralnych. Zaznaczam, że mówię to ostrożnie jako swoje przypuszczenie, nie znam aż tak dobrze historii teologii. Nie jest to zresztą żadne dezawuowanie, teologia może być merytorycznie trafna lub nietrafna, niezależnie od tego jak się narodziła. W historii zresztą wiele razy tak bywało, że interpretacja teologiczna wyrastała z już istniejącego zwyczaju kościelnego, który powstał dawniej z zupełnie innych przyczyn. Teologia ta następnie uzasadniała i utrwalała zwyczaj. Tak się działo na dobre i na złe, bo zwyczaje i wyrosłe z nich teologie bywały lepsze i gorsze.

 

Współczesne reformy. Ograniczenie mandatum do księży i zakonników rozumiem jako zawężenie praktyki ewangelicznej, a współczesne reformy od Piusa XII do Franciszka widzę jako próbę przezwyciężenia tego zawężenia. Tak postrzegam reformę z 1955 r., która z jednej strony była czymś nowatorskim (włączenie mandatum w kontekst wielkoczwartkowej Mszy Wieczerzy Pańskiej), ale w swej istocie była próbą powrotu do źródła ewangelicznego. Zezwolenie na sprawowanie mandatum w kontekście Eucharystii stanowiącej już część Triduum Paschalnego tym mocniej wskazuje na obmycie nóg jako na znak Chrystusa – Sługi, czyniącego dar z siebie na krzyżu i w Eucharystii. A skoro tak, to nie widzę żadnego głębokiego powodu by z rytu mandatum z zasady wyłączyć kogokolwiek, kto ma prawo obecności w zgromadzeniu liturgicznym. Dlatego dla mnie dyskutowany dekret wydany z inicjatywy Franciszka nie jest niczym więcej niż tylko wyrównaniem pewnej niekonsekwencji reformy z 1955 r., podtrzymanej potem po Vaticanum II.

 

Jeszcze o całowaniu i paru innych sprawach z dyskusji. Osobna sprawa to jak praktycznie wykonywać obrzęd mandatum. Jeden z dyskutantów poddał w wątpliwość sam sens podtrzymywania tego obrzędu. Pamiętajmy, że ten obrzęd w ogóle nie jest obowiązkowy a również dekret z 6 stycznia nie stanowi zobowiązania do czegokolwiek, nie wprowadza żadnych parytetów płci, a jedynie znosi dotychczasowe ograniczenia. Podpisuję się pod wszystkim co w dyskusji na temat wykonywania mandatum napisał ks. Jakub Korczak. Jeszcze słowo o całowaniu. Sprawa jest bardzo prosta: Mszał Pawła VI w ogóle nie przewiduje żadnego całowania stóp (przewiduje Mszał Piusa V), więc cała dyskusja na ten temat jest bezprzedmiotowa. Po prostu nie należy wprowadzać w obrzęd czegoś czego nie ma w posoborowym Mszale i czego również nie zrobił Jezus! Ewangelia J 13 nic nie mówi by Jezus całował stopy Apostołom, wspomniane już przeze mnie objawienia bł. Anny Katarzyny Emmerich też o niczym takim nie mówią.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....