Komentarz III: ciało w zawieszeniu – czyli trochę o czekaniu na Eucharystię

Ostatnio spędziłam trochę czasu, czekając na różne osoby i wydarzenia. To niełatwe doświadczenie własnej niemocy, ponieważ czas bardzo ostro zwalnia, wręcz można poczuć jak się rozciąga, czyniąc na złość naszym pragnieniom przyspieszenia wydarzeń, które pragniemy, aby wreszie nadeszły.

Kto choć raz czekał w swoim życiu na spotkanie z ukochaną osobą, ważny telefon albo utknął na dworcu lub lotnisku, czekając w nieszkończoność na swoją podróż, ten wie, o czym mówię. Pytanie jest następujące: czy czekanie jest sztuką czy tylko niedającym się wyeliminować uprzykrzonym elementem rzeczywistości lub raczej przestrzenią, w której się zanurzamy, wcale tego nie chcąc?

A może czekanie nie jest tylko utrudnieniem w naszym życiu, ale niezbędnym, kształtującym nas doświadczeniem? Czekanie wzmaga głód. Myślę, że ta koncepcja czekania dobrze pasuje do Eucharystii. Czy pragniemy, żeby wreszcie przyszedł? Ten Jedyny, zdolny zaspokoić nie tylko nasze serca, ale również nasze ciała? Tak nasze ciała, ponieważ czekanie jest dość, żeby nie powiedzieć bardzo, wyczerpującym zajęciem dla ciała. Mięśnie są napięte, gotowe do działania, ale samo działanie nie nadchodzi, co sprawia dyskomfort. Nasze ciała się męczą, wyczerpują. Pytanie tylko czy rzeczywiście czekamy na Tego Jedynego, zdolnego ukoić wszelki ból, również fizyczny.

Dobrze byłoby wykorzystać czas przed rozpoczęciem Eucharystii, czas którego często nie zauważamy. Warto przygotować swoje ciało na liturgię, bo to właśnie dzięki niemu możemy w pełni w niej uczetniczyć.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

pesah

Urodzona w 1981 r. i wychowana w Krakowie, z wyboru wciąż w drodze (obecnie w Wielkiej Brytanii), zainteresowana naśladowaniem Mistrza z Nazaretu.