Komentarz IV: moje ciało jak ołtarz

Jeśli nie możesz powiedzieć Bogu nic, bo tak boli, twoje ciało mówi za ciebie, przyłącza się do Jego Ofiary. Czy świadomie to inna sprawa, ale - jak mówi Miłosz - nie ten najlepiej służy, kto rozumie.

Ostatnia niedziela. Popołudniowa msza w londyńskim kościele (Saint Immaculate Conception). Nie ma krwi, ale moje ciało, moje serce krwawi. Brakuje oddechu, a bezsilne łzy spływają po policzkach. I nie mogę zrobić nic. Nie ma żadnej kontroli. Błagam o ocalenie marzenia, niezwykłej rzeczywistości, w której uczestniczyłam tak krótko, a która rozsypała się tak niezrozumiale. Błagam, choć wiem, że nawet Bóg jest bezsilny wobec ludzkiej wolności. I nie może zrobić nic. Zgięta w pół, na kolanach, ze zmiażdżonym sercem, totalnie samotna składam ofiarę – ofiarę z podeptanych marzeń i pragnień, ofiarę, której wcale nie chcę, a która jest nieuchronna. I jest w niej cały ból, gniew i bezsilność i nie ma w niej żadnej pokory. Błagam o śmierć, choć wiem, że nie będzie mi dana. I umieram, odrzucona, razem z Nim, który doszczętnie odrzucony, sam nie odrzucił nigdy. Moje ciało jest ofiarą i ołtarzem.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

pesah

Urodzona w 1981 r. i wychowana w Krakowie, z wyboru wciąż w drodze (obecnie w Wielkiej Brytanii), zainteresowana naśladowaniem Mistrza z Nazaretu.