Kto dogoni króliczka?

Jak już kilka razy wspominałem (wytrwali odnajdą odpowiednie wpisy), zachęca się autorów blogów do pisania o swoich lekturach. Jak już, także kilka razy, pisałem (j.w.), mam zawsze trudności ze spełnieniem tej prośby. Jeśli wziąć pod uwagę gusta i predylekcje większości czytelników blogów, wypada, lub wręcz należy, czytać, a potem opisywać, pozycje tylko arcykatolickie, lub arcypolskie, a najlepiej połączenie jednych i drugich.

Nie powinienem zatem wspominać, iż czytam dramatopisarza, który, jak chcą niektórzy, przyczynił się do samobójstwa kilku osób. Pisać o szkockim poecie, antropologu i wydawcy Homera, który w krzywym zwierciadle przedstawił współczesną sobie – a niezmienioną aż do dzisiaj – cywilizację, krytykując przy okazji polityczne działania  misjonarzy  – też nie wypada. Mógłbym napisać o książkach Joachima Badeniego OP, które dostałem w prezencie od poprzedniego nowicjatu, ale Badeniego nie trawię. Dyskusje z Balthasarem? Nie ten okres liturgiczny.

Aby jednak coś napisać, i nie wyjść na osobę, która w ogóle nie czyta katolickich książek, wydobyłem spod stosu płyt, książek i pudełek z lekami wiersze Francisa Thompsona. Nie czytałem ich od dawna, ale coś jeszcze pamiętam, i napisać o nich mogę.

Thompson był zdecydowanie katolickim1 poetą, do wydania jego wierszy, które mam, przedmowę napisał sam G.K. Chesterton. Tomik ma tytuł zaczerpnięty z najbardziej chyba znanego wiersza Thompsona: The Hound of Heaven, Niebiański Ogar. Owym Ogarem jest zaś – sam Wszechmogący. Poeta ucieka przed Panem, pragnie się ukryć, jak wieki temu robił to Psalmista (cf. Ps 139), słysząc za sobą biegnącego dostojnie i bez pośpiechu Ogara: (…) with unhurrying chase, / And unperturbed pace, / Deliberate speed, majestic instancy, / Came on the following Feet (…). Szuka schronienia w całym stworzeniu, ale go nie znajduje, gdyż wszystko zdradza tego, kto zdradza Pana, wszystko ucieka przed tym, który ucieka przed Panem, nic nie może go zadowolić…

Ostatecznie, jak można się domyślać, polowanie się kończy, i poeta poznaje miłość Tego, który go ścigał. Podoba mi się ten wiersz nie tylko dlatego, że mam psa i generalnie kocham psy, ale i dlatego, że ów niebiański Ogar kojarzy mi się z innymi, tajemniczymi psami, które od wieków przypominały o istnieniu Innego Świata, który nie wszyscy chcą dostrzec. Francis Thompson w innym wierszu, The Kingdom of God, pisze o dostrzeganiu go wokół siebie: można wtedy zobaczyć Chrystusa chodzącego po wodach Tamizy i drabinę Jakubową nad Charing Cross.

Ten pościg Boga skojarzył mi się ze sztuką Margaret Edson, którą widziałem w filmowej adaptacji z doskonałą rolą Emmy Thompson (zbieżność nazwisk przypadkowa… jak sądzę). Tytuł sztuki jest właściwie nieprzetłumaczalny: Wit, nawiązuje do poezji metafizycznej 17. wieku, a głównie do wierszy Johna Donne’a. (Czy godzi się wymienić jego nazwisko? Wszak to anglikanin, który głosił kazania u św. Pawła, a i masę erotyków w życiu napisał…)

Bohaterka sztuki, Vivian Bearing, jest profesorem literatury angielskiej, specjalistką właśnie od poezji Donne’a. Dowiaduje się, że jest chora na raka, poddają ją eksperymentalnej, wyniszczającej terapii. W szpitalu stopniowo doświadcza ‘odczłowieczenia’ ze strony lekarzy (z których jeden nawet okazuje się być jej dawnym studentem). Vivian opowiada, w retrospekcji, o swoim życiu, spogląda na nie ‘filologicznie’, przez pryzmat poezji Donne’a.

Jedna scena szczególnie zapadła mi w pamięć: Vivian odwiedza jej dawna profesor, Evelyn Ashford, która czyta jej fragmenty książeczki dla dzieci o uciekającym króliku, The Runaway Bunny. Króliczek postanawia uciec, a jego matka mówi: Jeśli uciekniesz, ja pobiegnę za tobą. Dr Ashford, siedząc na łóżku obok umierającej Vivian, zauważa, że ta prosta książka zawiera w sobie to, o czym próbowali pisać poeci metafizyczni: o duszy, za którą podąża Bóg, która nie zdoła przed Bogiem nigdy uciec – On zawsze ją znajdzie.

Tyle o moich lekturach, a właściwie wspomnieniach lektur i oglądanych filmów.

1Aczkolwiek nie wiem, czy aby na pewno powinienem o nim pisać – był uzależniony od opium, a to może wywołać zgorszenie wszystkich nepioi.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.