Lektura
Swego czasu kupiłem wspaniałą książkę.
Rzecz o melancholii. Poważne studia, wyjątkowo duża cena. Wykosztowałem się, ale czując w rękach ważkość każdej stronicy, nie żałowałem zakupu i nie żałuję. Wprawdzie ciężar właściwy dzieła pozwoliłaby mi ocenić dopiero jego lektura, ale tej jeszcze nie podjąłem. Nie podjąłem i nie mam pewności, czy podejmę.
Z rozkoszą rozsmakowywałem się w spisie treści, wyrywkowych zdaniach, a nadto czytałem o niej świetne recenzje, rozmowy na okoliczność jej wydania. Ale czytanie tak fenomenalnej rozprawy wymaga celebracji, a celebracja − czasu. A czas − spokoju, a spokój − odpowiednich warunków. To wydarzenie, na które trzeba sobie zasłużyć, przygotować się. Lektura musi być powolna, ale zarazem daleka od znużenia; odurzająca, lecz podejmowana z jasnością umysłu. I jak tu, pośród sprawunków codziennego dnia, podołać takiemu wyzwaniu?
Nie od razu odgadłem, jak się sprawy mają. W naiwności myślałem sobie: „Zacznę wieczorem i tak co dzień po kawałku, sukcesywnie”. Potrzeba było trochę czasu, bym się zmiarkował, że to księga warta znacznie więcej niż zwykłe przeczytanie. I moją ciekawość muszę poskromić.
Dałem się uwieść myśli, że dzięki niej zdobędę jakąś wiedzę, zainteresuję się czy zainspiruję. Niskie to pobudki i jawne ubóstwo duchowe. Poszerzenie horyzontów jest przecież zwiewnym elementem czytania. Nie o horyzonty chodzi, lecz o wymiar wertykalny. Nie o wiedzę, lecz − znajomość rzeczy, zrozumienie.
Książka leży więc wśród książek, tam na półce. Nieprzewertowana i niewzruszona. A ja tylko spozieram na nią ukradkiem, od czasu do czasu przecierając z cierpliwie gromadzącego się na okładce i na brzegach kurzu. I rozmyślam, i próbuję odgadnąć, co też jest w niej zapisane.
Zaocznie przenikam zawarte na jej kartach obserwacje i spostrzeżenia, intuicyjnie wyczuwam właściwą ich treść. Samo to moje niesięgnięcie po książkę. To na jej temat. Z moich licznych, niewyartykułowanych komentarzy do niej, uwag do numerów rozdziałów, powstaje traktat, mój własny, o melancholii.
Wprawdzie nadal jeszcze książkę chciałbym przeczytać, jednak nie spodziewam się, by dała mi więcej niż dotychczas.
Moja lektura − to brak lektury. A nieznane rozważania o melancholii to sposób myślenia o niej, poznawania jej, a być może i popadania w nią.
Dostarczamy wartościowe treści?
Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.
Zobacz także
-
O tradycji udzielania bierzmowania w dzień oktawy...
Niedawno miniona oktawa Wielkanocy to dobra okazja do przypomnienia pewnej tradycji poświadczonej w niektórych źródłach... więcej
-
Posługi współczesnego Kościoła – recenzja ks. dr....
Zostałem jakiś czas temu poproszony o krótki komentarz do książki Dawida Makowskiego „Posługi współczesnego Kościoła.... więcej
-
Proste polskie propria – 4. niedziela wielkanocna
Dzielimy się z Wami nowym projektem Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego: Proste polskie propria to szansa na... więcej
Mateusz Czarnecki
Absolwent Polonistyki UJ, zajmuje się redakcją książek. Mąż wspaniałej żony i tato czterech córek. Mieszka na wsi polskiej.