Lepsze wrogiem dobrego. Propozycja zmian w liturgii słowa

Jeszcze przed rozpoczęciem synodu biskupów, arcybiskup Stanisław Gądecki przedstawił pomysł zmiany kolejności czytań w liturgii słowa. Według metropolity lepszą niż aktualna byłaby kolejność - jak ją nazwał - „chronologiczna”, czyli taka, w której lekcja Ewangelii znajdowałaby się pomiędzy czytaniem ze Starego Testamentu a epistołą. Pomysł, określany przez Autora jako „nieśmiała propozycja" po raz pierwszy pojawił się w wywiadzie dla miesięcznika «Msza Święta» (nr 10/2008, s. 2-4: „Wywiad z Arcybiskupem Stanisławem Gądeckim. Życie i misja Kościoła oparte na słowie Bożym”):

„Ks. Jan Hadalski SChr: Na pewno Ksiądz Arcybiskup jedzie na Synod ze swoimi przemyśleniami biskupa i teologa-biblisty. Czy ma Ksiądz Arcybiskup jakieś konkretne propozycje, projekty, którymi podzieli się z uczestnikami Synodu?

Ks. abp St. Gądecki: Owszem, jednym z takich nieśmiałych projektów jest zmiana kolejności czytań liturgicznych we Mszy Świętej z dotychczasowego porządku, stawiającego na szczycie Ewangelię, na porządek chronologiczny, odzwierciedlający życie Kościoła, gdzie Ewangelia znajduje się – po czytaniu ze Starego Testamentu – w centrum czytań, a po niej następują pisma apostolskie, które są echem Ewangelii. Mimo zrozumiałych problemów związanych z kwestią dat powstawania poszczególnych pism Nowego Testamentu, korzyść wyniesiona z takiej kolejności jest oczywista, zarówno podczas czytania, jak i podczas głoszenia homilii – temat czytań rozwijałby się w bardziej naturalny sposób”.

Media skwapliwie podchwyciły temat i obok doniesień o „policzku” wymierzonym w Benedykta XVI, przedstawiły propozycję arcybiskupa. Rzadko się zdarza, by obecność polskich hierarchów na synodzie była wyraźnie zaznaczona, a jeszcze rzadziej, by pomysł przedstawiany przez polskiego biskupa był tak nowatorski. Faktycznie jest to projekt, który swobodnie można wpisać na listę – o ile taka istnieje – najdalej idących pomysłów reformatorskich.

We wszystkich znanych mi źródłach historycznych dotyczących mszy świętej pierwszych chrześcijan lekcja Ewangelii znajduje się na końcu liturgii słowa. We wszystkich źródłach z okresu średniowiecza dotyczących zarówno liturgii rzymskiej jak i wschodniej sprawa ma się identycznie. Nie inaczej jest we wszystkich tradycyjnych obrządkach pierwszej i drugiej reformacji. Ani św. Justyn, ani Jan Chryzostom, ani mnisi z Sankt Gallen, ani w końcu żaden z ojców soborowych aż do naszych czasów nie wpadli na taki pomysł, a jeśli nawet ktoś nosił się z zamiarem wprowadzenia takiego porządku, czy to w Syrii, Rzymie czy Lubece, to go zaniechał lub, mówiąc kolokwialnie, się nie przebił. Skąd więc pojawiła się taka idea nad Wartą?

Uzasadnienie ks. Arcybiskupa jest czytelne. Zdaje on sobie sprawę, że datacja ksiąg Nowego Testamentu nie jest przesądzona, a co ważniejsze, że niektóre z pism pawłowych są wcześniejsze od zapisu Ewangelii. Mimo to, proponowany porządek miałby odzwierciedlać chronologię Bożego objawienia: Izrael – Chrystus – Kościół. Posługując się „chronologicznym” ułożeniem czytań będzie możliwa – zdaniem arcybiskupa – lepsza ich egzegeza, zrozumienie i oparta o nie homilia. Podsumowując, tradycyjny porządek obrzędów liturgii słowa, należałoby zmienić ze względu na nowe możliwości dydaktyczne. Pomysł metropolity poznańskiego wynika z przekonania, że Słowo Boże a wraz z nim homilia stanowi podstawową treść jeśli nie całej Mszy św., to przynajmniej pierwszej z jej zasadniczych części. Treść działa w pierwszym rzędzie na intelekt i jemu należy podporządkować jej układ.

 

Zobacz także:
Abp Gądecki o Synodzie
W sprawie zmiany czytań liturgicznych osiągnąłem swój cel

Owszem, tak się mają sprawy, gdy mówimy o wykładzie akademickim czy też szkolnej lekcji. Katecheza, której dostarcza liturgia Mszy św. nie ogranicza się jednak do kazania i nie dociera do uczestników tylko przez wypowiadaną treść. Ryt mszy nie ogranicza się do oddziaływania tylko w zakresie „rozumu teoretycznego” (w klasycznej epistemologii określano w ten sposób zdolność operowania pojęciami). Redukcja rytu do przekazywania treści jest błędem, który po części wynika z niezrozumienia jego roli, a po części z kompleksu wobec oświecenia. Pobożność posługująca się środkami oddziałującymi obok umysłu poprzez gest, emocję i zmysły na ciało była niejednokrotnie dyskredytowana. Szczególna krytyka tejże pobożności, a pośrednio rytu na niej opartego, znalazła wyraz w reformie prowadzącej do powstania Novus Ordo. Liturgię mszy podporządkowano sformułowaniu Konstytucji o świętej Liturgii – cytowanemu w oderwaniu od kontekstu – by wierni uczestniczyli [w czynnościach liturgicznych] świadomie, czynnie i owocnie (KL 11). Świadome uczestnictwo szybko przeformułowano na uczestnictwo w zrozumiałej liturgii. Czynne zaangażowanie – wbrew różnym próbom – sprowadzono do słuchania i wypowiadania zrozumiałych tekstów. Owocność tegoż uczestnictwa upatruje się przede wszystkim w zastosowaniu w życiu codziennym otrzymanego na liturgii pouczenia. W takim ujęciu dydaktyczna funkcja rytu jest nie tylko najważniejsza, ale wręcz jedyna.

 

Celem rytu nie jest przekazanie pouczenia, ale przemienienie osoby celebrującej. Przemienienie nie oparte na sile dydaktyki, ale na uczestnictwie w rzeczywistości duchowej. Ryt angażuje ciało, a więc zmysły i emocje, przez które dociera do intelektu. Słowo jest w nim kluczowym elementem, ale nie jedynym. Zaangażowanie wiary w końcu pozwala, by to co usłyszane, ale i zobaczone, dotknięte czy smakowane, „budziło” ducha. Dla uczestnika celebracji częstokroć ważniejsze jest to jak się mówi, w jakiej przestrzeni ma miejsce dany gest czy modlitwa, to, co się robi i jak się wykonuje obrzędy, niż to, co jest mówione. Treść dociera poprzez dramatyzm i dynamikę, piękno śpiewu, ciszę, a także gest. Dlatego kwestia kierunku, w którym się odprawia mszę, kolejności w procesji, kolor szat, zapach kadzidła czy też kolejności czytań ma istotne znaczenie. Podporządkowanie tych elementów dydaktycznej funkcji liturgii słowa jest błędem. (Nota bene, obecnie i tak jest ona przeakcentowana w stosunku do liturgii eucharystycznej.) Słowa z Ewangelii poprzedzone procesją z ewangeliarzem, uroczystym śpiewem, zapaleniem świec i zapachem z kadzidła wieńczą liturgię słowa. Są dobitnym znakiem przyjęcia nie tylko słów, ale też osoby Chrystusa. To Jemu, a nie księdze okazujemy w nich szacunek. Objawienie w Nim dotarło do kresu. Już nic więcej powiedzieć nie można. Nic ważniejszego nie można usłyszeć. (Należało by się zastanowić, czy właściwym miejscem kazania jest obecnie przewidziane. Czy nie lepiej byłoby kierować się wcześniejszym zwyczajem wygłaszania homilii poza liturgią.) Odpowiedzią na obecność Chrystusa w słowie ewangelii jest wyznanie wiary.

Przeciwko powyższemu projektowi można by jeszcze długo wyliczać argumenty. Można też analizować przyczyny, z powodu których dochodzi do dyskusji wokół pomysłu tak fundamentalnie niezgodnego z tradycją liturgii. Nie zamierzam tego robić. Chciałbym natomiast – w charakterze zakończenia – zwrócić uwagę na jedną różnicę pomiędzy Novus Ordo, a rytami wcześniejszymi. Obecnie słyszymy na początku lektury Ewangelii formułę „Słowa Ewangelii według świętego…”. W rytach wcześniejszych natomiast: „Słowa świętej Ewangelii według…”. Już ta niewielka zmiana sugeruje zasadniczą różnicę w podejściu do rytu. W pierwszym wypadku ważniejsza jest akademicka ścisłość, w drugim jedność objawienia w Ewangelii. W pierwszym świętość przypisuje się wyłącznie autorom tekstów, w drugim tekstowi. Pierwsze ujęcie prezentuje fragment dzieła, drugie Artystę.

Tomasz Grabowski OP

 

Zobacz także