„Litościwi” Polacy i kanadyjski kapelan

Postanowiłem opowiedzieć historię, którą i mi opowiedziano, w związku z rozmową, jaka się wywiązała przy wpisie o oddawaniu narządów. Pojawił się tam wątek śmierci. Kto dzisiaj rozmyśla nad śmiercią, nad własną śmiercią? Niektórzy nawet tego słowa, którego rdzeń można znaleźć i w łacińskim czasowniku morior, i w pochodzącym z greki imieniu Ambroży, nie chcą wypowiadać.

Było to w czasie drugiej wojny światowej. W szpitalu, do którego trafiali ranni żołnierze, znalazł się pewien młody, ciężko ranny Kanadyjczyk, z indiańskiej rodziny. Ten chłopak wiedział, że umiera, i prosił swojego kapelana, aby przy nim był aż do końca, i pomógł mu zachować jak najdłużej przytomność, a przynajmniej powiedział mu wyraźnie, kiedy agonia będzie już w ostatnim stadium. Ksiądz spełnił jego prośbę; kiedy widział, że chłopak odchodzi, głośno nad nim krzyknął: "Uważaj, umierasz!"

Kiedy ten młody człowiek umarł, obecni na sali szpitalnej Polacy z oburzeniem zwrócili się do kapelana: "Jak ksiądz mógł tak postąpić, tak okrutnie uświadamiać komuś śmierć, zamiast przekonywać go, że wszystko będzie dobrze, albo przynajmniej pozwolić mu odejść w całkowitej nieświadomości!"

Kapelan odpowiedział: "Po pierwsze, on mnie o to prosił, i spełniłem tę prośbę. Po drugie, to był – po narodzinach – najważniejszy moment jego życia. Kiedy się rodzimy, nie jesteśmy tego świadomi, ten moment rozpoczęcia życia nam umyka. On chciał świadomie wejść w ten drugi najważniejszy moment w życiu, może nawet ważniejszy niż ten pierwszy."

Osoba, która mi tę historię opowiedziała, lubiła słowo "zwłoki" – etymologicznie to, co zostało zwleczone. Zrozumiała to, kiedy umarła jej matka: "Po prostu nagle wiedziałam, że to, co jest w trumnie, to nie jest matka, że ona jest gdzieś indziej. To jest tylko to, co ona z siebie zwlekła. Tak jak jej palto, które kilka dni potem komuś oddawałam."


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.