Marto, Marto

Można być bardzo gorliwym zarówno religijnie, jak i w posłudze bliźnim, a jednak nie uchwycić tego jednego - tego, co jest najlepsze. Mało tego, można wręcz walczyć z samym Bogiem i Jego miłosierdziem. Tak było w przypadku św. Pawła. Szczególnie zapalczywy w zwalczaniu uczniów Jezusa w imię tradycji, w istocie walczył z samym Bogiem.

Niestety, tak może być także i dzisiaj. Istnieje wiele przykładów żarliwej „służby” Bogu, która ewidentnie jest służbą szatanowi.Niewątpliwym przykładem jest terroryzm z inspiracji religijnej, mordowanie członków innej religii w imię swojego boga, zniewalanie psychiczne innych w imię szczytnych ideałów, takich jak np. posłuszeństwo, co dokonuje się w różnego rodzaju sektach. Aby mieć moralną pewność, że nasze działania nie prowadzą do zła, musimy je rozeznać. Jak je rozeznać? Najlepiej można je rozpoznać po owocach. Ale jakich? Jakie są owoce? Wymienia je św. Paweł w Liście do Galatów w rozdziale 5. Owoce przede wszystkim odnoszą się do duchowych wartości realizowanych w życiu. W scenie z Ewangelii mamy przykład konfliktu dwóch wartości pozytywnych. Marta, bardzo służebna w odniesieniu do gości, „martwiła się i niepokoiła o wiele”. Maryja z kolei, siedząca u stóp Jezusa, skupiona była na słuchaniu Jego słów.

Zarówno usługiwanie, jak i słuchanie słów Jezusa są czymś dobrym. Problem pojawił się wówczas, gdy Marta podeszła do Pana Jezusa z pretensją, że On nie widzi oczywistej dla niejniesprawiedliwości, bo Maryja zamiast pomóc swojej siostrze,siedzi sobie spokojnie u stóp Jezusa. Wtedy Pan Jezus odpowiedział jej: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10,42). Potrzeba tylko jednego.

Czym jest to jedno? Jest nim spotkanie z Bogiem żywym w sercu. Marta, zatroskana o wiele, łatwo mogła utracić to jedno. Jej słowa zwrócone do Jezusa świadczyły o tym, że się zagubiła w swoich pretensjach. Takie żywe spotkanie z Bogiem całkowicie zmieniło życie św. Pawła. Z zaciekłego wroga stał się chrześcijaninem głoszącym właśnie tę żywą relację. Paweł napisze dalej: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2,20).

I właśnie Ewangelia, która nie jest żywą więzią z Chrystusem, jest niczym, jest pozorem. Maryja z dzisiejszej Ewangelii siedziała u stóp Jezusa, całkowicie zasłuchana w Niego, w żywej relacji, w tym „jednym”, naprawdę potrzebnym. Pewnie po interwencji Siostry poszła jej pomóc, ale więź miłości już została. Później, podczas ostatniej wizyty Pana Jezusa u nich, na kilka dni przed męką, w geście miłości namaści Mu stopy drogocennym olejkiem. To był gest wypływający z serca, które spotkało się z miłością nie do pojęcia.

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 5, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także