Mieszaniny świąteczne

Już prawie wszystko gotowe. Nawet siano pod obrus. Jak nigdy. I Jezusek będzie figurował w zmyślnej szopce. Trzeba świadomie przeżyć święta, trzeba odświeżyć i nadać rangę symbolice pstrokatej choinki.

Pośród bakalii, mąk i suszonych grzybów pląta się myśl o Wcieleniu. Patronuje pieczeniu ciast, pasztetowi z rozmaitych zwierząt. Lecz najpierw bezmięsna Wigilia. Postne, tradycyjne potrawy, mimo dobrobytu do dwunastu trudno dobić. Może uda się zrobić osiem. Żeby zbliżyć się do źródeł świętowania, Żeby w miarę skutecznie przywitać Nowonarodzonego. Ucztując i śpiewając, bośmy wszyscy z Niego.

Jeszcze sprzątanie i przeobfite torby zakupów. Jeszcze ćwikła z chrzanem i suszone śliwki. No i szczypta pokuty, by nie stracić smaku, jak ta sól. Może jakaś spowiedź, by ugruntować się w dobrym przygotowaniu.

A przy pustym talerzu wigilijnym cienie przodków, możliwość kogoś, kto przyjdzie. Miejsce dla tych nierozmownych jak zesłańcy Sybiru lub krzykliwych jak partyzanci przy kolędniczym bimbrze, gdy tysiąc bombowców leciało do Berlina. Wszyscy przy jednym talerzu. Taka tradycja.

Zwierzęta szczekają i miauczą ludzkim głosem, karp skwierczy, galareta się trzęsie. Cuda ogłaszają. Więc radujmy się i dużo jedzmy. Smakujmy tradycyjne modlitwy, które wypowiedzą za nas radość. Byśmy przez te święta tradycyjnie stali się lepszymi ludźmi.

A niech to, jeszcze opłatek. A więc życzę dużo Zbawienia. I pomyślności w tym naszym świeckim życiu. Niech nam karp ością w gardle nie staje. A jeśli karp przestanie być obyczajem świątecznym, to nic. My też staniemy się wkrótce starym obyczajem, sianem pod obrus − z naszymi opowieściami o ostrych zimach, z dziwacznymi kolędami i strzępkami zwyczajów po babci.

Ulepione także przeze mnie uszka na moich oczach czynią mnie świętującym. Czym ja bym był bez tych uszek! Bez rytuału tego ich kształtu i smaku, nieodłącznie sklejonego z myślą o Narodzeniu Pańskim. Gdybym włożył je między bajki, a gotowanie barszczu potraktował jak stary przesąd, nie umiałbym już świętować.

O grzybowa tajemnico obyczaju! Posiłku niezwyczajny! O uszka z grzybami! Farszem i ciastem wychwalajcie Pana!

Już prawie wszystko gotowe. Nawet siano pod obrus. Jak nigdy. I Jezusek będzie figurował w zmyślnej szopce. Trzeba świadomie przeżyć święta, trzeba odświeżyć i nadać rangę symbolice pstrokatej choinki.

Pośród bakalii, mąk i suszonych grzybów pląta się myśl o Wcieleniu. Patronuje pieczeniu ciast, pasztetowi z rozmaitych zwierząt. Lecz najpierw bezmięsna Wigilia. Postne, tradycyjne potrawy, mimo dobrobytu do dwunastu trudno dobić. Może uda się zrobić osiem. Żeby zbliżyć się do źródeł świętowania, Żeby w miarę skutecznie przywitać Nowonarodzonego. Ucztując i śpiewając, bośmy wszyscy z Niego.

Jeszcze sprzątanie i przeobfite torby zakupów. Jeszcze ćwikła z chrzanem i suszone śliwki. No i szczypta pokuty, by nie stracić smaku, jak ta sól. Może jakaś spowiedź, by ugruntować się w dobrym przygotowaniu.

A przy pustym talerzu wigilijnym cienie przodków, możliwość kogoś, kto przyjdzie. Miejsce dla tych nierozmownych jak zesłańcy Sybiru lub krzykliwych jak partyzanci przy kolędniczym bimbrze, gdy tysiąc bombowców leciało do Berlina. Wszyscy przy jednym talerzu. Taka tradycja.

Zwierzęta szczekają i miauczą ludzkim głosem, karp skwierczy, galareta się trzęsie. Cuda ogłaszają. Więc radujmy się i dużo jedzmy. Smakujmy tradycyjne modlitwy, które wypowiedzą za nas radość. Byśmy przez te święta tradycyjnie stali się lepszymi ludźmi.

A niech to, jeszcze opłatek. A więc życzę dużo Zbawienia. I pomyślności w tym naszym świeckim życiu. Niech nam karp ością w gardle nie staje. A jeśli karp przestanie być obyczajem świątecznym, to nic. My też staniemy się wkrótce starym obyczajem, sianem pod obrus − z naszymi opowieściami o ostrych zimach, z dziwacznymi kolędami i strzępkami zwyczajów po babci.

Ulepione także przeze mnie uszka na moich oczach czynią mnie świętującym. Czym ja bym był bez tych uszek! Bez rytuału tego ich kształtu i smaku, nieodłącznie sklejonego z myślą o Narodzeniu Pańskim. Gdybym włożył je między bajki, a gotowanie barszczu potraktował jak stary przesąd, nie umiałbym już świętować.

O grzybowa tajemnico obyczaju! Posiłku niezwyczajny! O uszka z grzybami! Farszem i ciastem wychwalajcie Pana!


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Mateusz Czarnecki

Absolwent Polonistyki UJ, zajmuje się redakcją książek. Mąż wspaniałej żony i tato czterech córek. Mieszka na wsi polskiej.