Moje małe greckie wakacje (rozdział I)

Mimo że nie ma już żadnych zajęć na uniwersytecie i w szkole, od greki wakacji sobie nie robię. Co tydzień czytamy Homera z panią Elżbietą, o której kiedyś pisałem, mam też nadzieję skończyć wreszcie tłumaczenie Kabasilasa. Czasami ktoś zada jakieś pytanie, dotyczące greckich słów, i, oczywiście, wciąż jest przy mnie grecki Nowy Testament.

Na jednych z ostatnich zajęć na uniwersytecie czytaliśmy trzynasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian. Tekst znany, można nawet rzec, że oklepany, a jednocześnie niesamowicie trudny do przetłumaczenia. Pisałem już kiedyś o błędnym przekładzie jego pierwszej części, składającej się z ciągu zdań warunkowych; teraz spróbuję napisać o części drugiej, w której Paweł podaje przymioty miłości. Najlepszy jest tu przekład opisowy, jak się o tym przekonaliśmy, tłumacząc ten fragment na zajęciach.

W przekładzie Biblii Tysiąclecia czytamy, że miłość jest cierpliwa. W „Słowniku języka polskiego" znaleźć można taką definicję: cierpliwy – znoszący ze spokojem przeciwności, przykrości, cierpienia; umiejący czekać; wytrwały, opanowany. Z podanych tu znaczeń ostatnie pasuje najlepiej do greckiego makrothumeo: długo powstrzymywać gniew, długo nie wybuchać gniewem. Na określenie znoszenia przeciwności greka ma inne słowa; czekanie, zakładające pewną stałość, też inaczej się wyraża. Tu chodzi o kogoś, kto łatwo nie wybucha gniewem, potrafi się opanować. (Ja nie potrafię. Wywalam się już na początku hymnu o miłości.) W hebrajskim jest to ponoć określane jakimś zwrotem, w którym pojawiają się nozdrza – czyli ktoś, kto nie będzie łatwo dyszał gniewem?

Dalej mamy: miłość jest łaskawa. Ale nie chodzi tu o kogoś, kto łaskawie, wielkopańsko na coś zezwala. Chresteuomai – takie słowo się tu pojawia – jest pokrewne przymiotnikowi chrestos (o którym też już pisałem; zaczynam chyba uprawiać autoreklamę…), który znaczy: miły, przyjemny, wygodny, dobry, życzliwy, silny, mężny – właściwie wszystkie dobre cechy można by nim określić. Angielskie słowniki tłumaczą chresteuomai jako to be kind or merciful. Może więc lepiej przetłumaczyć: miłość jest życzliwa, przyjazna, wybaczająca, miłosierna? Łaskawy po polsku ma często dosyć ironiczne  znaczenie, jak o tym wspomniałem powyżej, na przykład: „Łaskawie pozwolił mi skorzystać z telefonu, łaskawie zgodziła się mnie przyjąć”. Życzliwy raczej takich skojarzeń nie niesie, i w moim odczuciu lepiej tu pasuje. (Chociaż fonetycznie tego słowa nie lubię, ale to inna sprawa.)

Miłość nie zazdrości. Tu chyba najwięcej nieporozumień się pojawia. Przecież w Starym Testamencie Pan Zastępów jest zazdrosny o swój lud! A tu Apostoł mówi, że miłość nie zazdrości. Ale tu nie chodzi o zazdrość o ukochaną osobę, ale raczej o zawiść, zazdrość wobec kogoś, komu np. lepiej się powodzi niż nam – takie ma znaczenie greckie dzeloo. Miłość nie zna niezdrowej rywalizacji, patrzenia zawistnym okiem na cudze szczęście.

Miłość nie szuka poklasku. Czyli: nie pyszni się, nie jest samochwalna. Można powiedzieć, że miłość jest skromna, nie rozpowiada o sobie, jaka to jest wspaniała, cudowna i najlepsza. Nie jest zarozumiała, zapatrzona w siebie.

Dalej, miłość nie unosi się pychą. Dosłownie: nie nadyma się. Czasownik phusioo pochodzi od rzeczownika phusa, który oznacza miech kowalski, a w dalszym znaczeniu – wytwarzany przez ów miech podmuch. Bardziej współcześnie, chociaż może nieco kolokwialnie, można powiedzieć, że miłość nie jest nadęta. Raczej nie mówimy na co dzień, że ktoś unosi się pychą – ale możemy powiedzieć, że jest nadęty – pyszny, patrzący na innych z góry. Jest taka bajka Fedrusa – o żabie, która chciała dorównać wielkością bykowi, więc nadymała się i nadymała – aż wreszcie pękła. W bajce pojawia się wprawdzie żaba, ale warto wiedzieć, że ropucha (która przecież także może się nadymać) to po łacinie bufo – a my po polsku możemy powiedzieć, że ktoś jest bufonem – zarozumialcem, pyszałkiem, jest nadęty.

Cdn.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.