Mysterium fascinans (pokój, rytm, harmonia) et tremendum (bojaźń Boża) w doświadczeniu rekolekcji liturgicznych 2011

W dniu wczorajszym zakończyły się IV Rekolekcje liturgiczne Mysterium fascinans. Choć trudno już mówić o jakiś dojrzałych i poukładanych myślach i wnioskach płynących z tych 3 dni, to jednak – zgodnie ze zwyczajem – podzielę się własnymi przemyśleniami. A może lepiej powiedzieć – własnym doświadczeniem tego czasu. Z racji, że to dopiero będzie się gdzieś układało i harmonizowało, rzucę tylko kilka luźnych myśli.

Tegoroczne rekolekcje Mysterium fascinans poruszały temat streszczony w wyrażeniu „liturgia i rzeczy ostateczne”. W tym wymiarze intelektualnym rekolekcji o. Mateusz Przanowski OP otworzył mi oczy w patrzeniu na Eucharystię jako na „zadatek” a dokładnie „zastaw” (łac. pignus),który trzeba rozumieć w kluczu prawnego dowodu, zobowiązania Boga, że doprowadzi człowieka do przyszłej chwały. Często wracał wątek eschatologii zrealizowanej, albo realizującej się, wyrażanej w stwierdzeniu „już” i „jeszcze nie”. Liturgia w tak rozumianej eschatologii jest tym najpełniejszym „już”, w którym Bóg faktycznie do nas przychodzi (eucharystyczna paruzja), a równocześnie otwiera nas, nasze życie i całą naszą rzeczywistość na owe „nowe Jeruzalem” – jak mówił Tomek Dekert w czasie tegorocznego MF: to jest właśnie tajemnica niedzieli, która jest zarazem dniem pierwszym i ósmym – ósmym, ponieważ wymyka się siedmiodniowemu cyklowi tygodniowemu i transcenduje na wieczność. Ważnym odkryciem dla mnie było również spojrzenie na Eucharystię, a dokładnie na Komunię w Ciele i Krwi Chrystusa w kategorii sądu. Eucharystia może przynieść śmierć temu, kto nie baczy na nią, a także (przede wszystkim) jest źródłem życia, dla tych, którzy z pokorą przyjmą Pana. Temat sądu również stawia pytania o lęk, o tak obecną wśród nas eschatologię lęku. Owszem, budzenie lęku w sercach wierzących obrazami setek tysięcy smażących się z olejnych kotłach  potępionych jest jakimś zupełnym zaprzeczeniem Ewangelii. Ale równie wypaczone jest orędzie taniej, płytkiej i przyjemnej nadziei, w myśl której zasadniczo życie wieczne to z natury rzeczy mi się należy. Jak to niezwykle pokazał Ks. Maciej Zachara w czasie niedzielnej homilii – kluczem, absolutnym fundamentem dla chrześcijaństwa jest zrozumienie, że mi się nic od Boga nie należy i że nie jest On do niczego wobec mnie zobowiązany (co nie stoi w sprzeczności z tym, co pisałem nt. referatu o. Mateusza Przanowskiego OP). I to przekonanie, ta prawda o mnie samym, budzi bojaźń Bożą, budzi to tremendum, które jest naturalnym i koniecznym dopełnieniem fascinans w definiowaniu Mysterium. Kiedy staję wobec Boga, kiedy Bóg wchodzi w moje życie, kiedy w ostatecznym spełnieniu spotkam się z Bogiem „twarzą w twarz” muszę czuć wobec Niego bojaźń, bojaźń Bożą, którą J. Ratzinger zdefiniowałby jako „pozwolenie, aby Bóg był prawdziwie Bogiem”.

I te myśli, które rodziły się na konferencjach znajdowały swoje naturalne wypełnienie w czasie liturgii. Nie tyle mówiliśmy o liturgii, co ją właśnie celebrowaliśmy i doświadczaliśmy tej rzeczywistości o której była mowa wyżej. Ja osobiście w niezwykły sposób odczuwałem to w niesamowitym pokoju, który rodził się w moim sercu. Mimo praktycznie kilku dni bez snu, mimo ogromu włożonych sił i trudu pracy, mimo wielu stresujących sytuacji, Pan na liturgii dał mi poczucie błogiego pokoju (nie tylko spokoju),odebrał zmęczenie i bezsenność, wprowadził mnie w liturgiczny rytm, wedle którego stworzył świat  – w czasie tych rekolekcji drugi raz w życiu dane mi było doświadczyć, że „świat kręci się w rytmie liturgii”. Zupełnie niezwykłe było doświadczenie tego pokoju i harmonii w czasie matutinum i laudesów w rycie dominikańskim sobotniego poranka (o 5:00 rano), kiedy Bóg w pięknie śpiewu prowadzonego przez Scholę Cantorum Minorum Chosoviensis wprowadził moją duszę w stan absolutnego pokoju (żeby nie powiedzieć po prostu nieba – chyba to jest właśnie to „już” w „jeszcze nie” eschatologicznego oczekiwania). Przy takim doświadczeniu naprawdę nie sposób zrozumieć ludzi, którzy mówią, że na liturgii się nudzą. Ten pokój, rytm zharmonizował również całe rekolekcje. W moim, ale i wielu innych osób, z którymi rozmawiałem, przekonaniu, rekolekcje po czterech latach poszukiwań znalazły swoją formę. Może nie ostateczną, ale już klarowną – formę, w której „dobrze nam było”, w której „wszystko płynęło spokojnym rytmem”.  Tak właśnie mają wyglądać rekolekcje Mysterium fascinans, w których również jest miejsce na Boże tremednum.

Bardzo ważnym aspektem doświadczenia tego czasu jest również potwierdzenie głębokiego przekonania, które rodziło się we mnie od kilku lat i w tym roku zyskało jakoś swoje konkretne wypełnienie w rekolekcjach MF. Od samego początku, jak przed czterema laty zrodziła się idea Mysterium fascinans uważałem za słuszne nazwanie tej inicjatywy słowem „rekolekcje”. Przez wszystkie lata budziło to jednak pewne dyskusje i kontrowersje. Wiele osób sugerowało zmianę nazwy na „sympozjum” albo na „warsztaty”. I dzisiaj Bogu dziękuję, że wtedy nie uległem tym namowom, gdyż zmiana nazwy pociągnęłaby za sobą zmianę kierunku rozwoju MF. Poszedłby on w inną stronę – akcentowany byłby wymiar naukowy. A tak z każdym kolejnym rokiem akcent coraz bardziej, a w tym roku po raz pierwszy już wyraźnie został postawiony na celebrację liturgii. I tak już będzie – i tak jest dobrze. Absolutny prymat celebracji jest kluczem dla budowania rekolekcji MF. W tym roku nawet osoby, które wcześniej sugerowały zmianę nazwy, mówiły: „to były dla mnie rekolekcje”. To jest kolejny z miliona dowodów, że Duch Święty działa w tym wydarzeniu, w tej idei. Po 4 latach nie mam co do tego absolutnie żadnych wątpliwości.

Ważne jest jednak to, że pomimo akcentu postawionego na liturgię i liczne celebracje, sfera naukowa nie znika, ale znajduje swoje właściwe miejsce. Jak mówił w czasie swojego referatu, a potem w rozmowie prywatnej ze mną o. prof. Cesare Giraudi SI, to go zupełnie zachwyciło w Mysterium fascinans: wzajemne przenikanie się tych dwóch sfer: naukowej i modlitewnej. Jak się wyraził – uprawienie teologii liturgii ze wzrokiem (teologiczne oko kameleona – jak metaforycznie nazwał to o. prof. Giraudo) skierowanym na ołtarz: jest to teologia/mistagogia „w k/Kościele” w myśl słów: „najpierw modlą się, potem wierzą; modlą się by móc wierzyć; modlą się, by wiedzieć jak i w co mają wierzyć”.  Ojciec Giraudo pokazywał to również na przykładzie św. Ambrożego, który wygłaszał swoje katechezy mistagogiczne skierowane do neofitów właśnie w budynku kościoła z ołtarzem w centrum. I choć dzisiaj także możemy wołać: „św. Ambroży, wyjdź do nas i wyjaśniaj nam liturgię i sakramenty”, to jednak nadal jedyną słuszną odpowiedzią są słowa: „nie, to wy przyjdzie do mnie, wejdźcie do kościoła, aby poznać liturgię i sakramenty”. Jak głęboko ufam, to właśnie dzieje się w czasie rekolekcji Mysterium fascinans.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Ks. Krzysztof Porosło

Ks. Krzysztof Porosło na Liturgia.pl

Ksiądz archidiecezji krakowskiej (święcenia przyjął w 2013 r.). W 2015 r. rozpoczął studia doktoranckie z teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Nawarry w Pampelunie (Hiszpania), które ukończył w 2019 r. obroną doktoratu. Od 2019 r. wykłada teologię dogmatyczną na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie. Od września 2020 r. jest diecezjalnym duszpasterzem akademickim przy Kolegiacie św. Anny w Krakowie. Pomysłodawca i współorganizator rekolekcji liturgicznych „Mysterium fascinans”, które odbywają się od 2008 r. Autor lub redaktor 15 książek poświęconych przede wszystkim zagadnieniom liturgicznym.