Na marginesie sprawy Agnieszki Radwańskiej

W tym wpisie wyjątkowo nie będzie o liturgii. Chcę nawiązać do medialnej afery wokół Agnieszki Radwańskiej po jej półfinałowym meczu z Sabine Lisicki parę dni temu.

Może nie wszyscy kojarzą o co chodzi, więc najpierw krótko co do faktów: w półfinale Wimbledonu Agnieszka Radwańska przegrała z Sabine Lisicki. Zwyczajowo gracze po skończonym meczu przy siatce wymieniają uścisk dłoni. Radwańska podała rękę Lisicki wyraźnie chłodno, bardzo szybko i zaraz się odwróciła. Widocznie obie dziewczyny za sobą nie przepadają, Radwańska dodatkowo pewnie była sfrustrowana po niekoniecznej porażce (mecz można było wygrać). Na niektórych zdjęciach widać Radwańską w momencie odwracania się, z ręką z tyłu, jeszcze w dłoni Sabine. Tyle się wydarzyło.

Ten pospieszny i oschły gest podania ręki był mało elegancki i zapewne Agnieszka Radwańska mogła zachować się lepiej. Natomiast niepojęte jest dla mnie to co wydarzyło się wokół tego w polskich mediach, które z tego błahego incydentu zrobiły nie wiadomo jaką aferę. Z tym że bulwersują mnie nawet nie tyle same media, bo one w sumie żyją z robienia sensacji z czegokolwiek, szczególnie rozumiem TVN, który ma swoją prywatną wojenkę z Radwańską, więc trudno przepuścić taką okazję do przywalenia nielubianej tenisistce. Bardziej uderzyły mnie komentarze internautów. Pod wiadomością o tej „aferze” w onecie było ponad 4200 (!) wpisów. Wśród nich miażdżąca większość to po prostu jakiś wulkan nienawistnego bluzgu wobec Agnieszki Radwańskiej, że jest zerem, zarozumiałą chamską pannicą, sztucznie wykreowaną gwiazdeczką, że jej się w głowie przewraca, że rok temu olała Olimpiadę, że tylko leci na kasę, oczywiście zaraz się pojawili tacy, co rzekomo znają ją osobiście i wiedzą „jaka ona jest naprawdę” itd. itd. (przy okazji niekiedy dostawało się jeszcze rykoszetem Kościołowi i PiS-owi).

Oczywiście przeczytałem tylko część komentarzy, lektura ponad 4200 wpisów to byłoby ponad moje siły, ale przeczytałem wystarczająco dużo by widzieć jaki ton dominuje i jak się układają proporcje komentarzy wrogich i życzliwych wobec Radwańskiej. Opuszczając tę stronę internetową czułem się jakbym wychodził po prostu z szamba. Próbuję zrozumieć co się dzieje w umysłach tych osobników, że w sumie tak mało ważna wiadomość, której wpływ na ich realne życie jest po prostu zerowy, wywołuje taki paroksyzm wściekłości. I tu nie chodzi wcale o samą Radwańską, bo zjawisko jest o wiele szersze. Pamiętam takie same internetowe bluzgi na Adama Małysza po każdym konkursie, którego nie wygrał – że jest zerem, miernotą, że się skończył, że mu się we łbie poprzewracało, że nigdy nie był dobrym skoczkiem, tylko czasem miał farta, że ten jego durny ryżawy wąsik to obciach, że za ten głupi uśmieszek powinno mu się wpier… itd. itd.; jeśli nie wygrywał ale był drugi albo trzeci, to zaraz leciały teksty, że liczy się tylko wygrana a srebrny czy brązowy medal to klęska i tylko Polacy mogą się cieszyć z czegoś takiego itd.; czy o Lewandowskim po każdym meczu reprezentacji,  w której nie strzelił gola, że olewa reprezentację, bo leci na kasę, a w ogóle to wcale nie jest dobrym napastnikiem tylko w Borussii inni na niego pracują itd. Nawet Jerzy Janowicz już zaczyna obrywać – nie dalej jak dziś rano przeczytałem w internetowym komentarzu, że jest charakteropatą i miernotą, sztucznie wylansowaną. I to nie jest produkt tylko naszych czasów. Np. Wojciech Fortuna mówił, że jak zdobył złoty medal w Sapporo, to zaczął się dowiadywać o sobie niestworzonych rzeczy – jego trener odbierał telefony z absurdalnymi donosami od ludzi, m.in. kiedy Fortuna akurat był ze swoim trenerem, zadzwonił telefon i rozmówca donosił, że właśnie teraz widzi Fortunę jak w knajpie leży zarzygany pod stołem.

W wielu takich komentarzach wyłazi też głęboki polski kompleks niższości wobec mitycznego wspaniałego „świata”, od którego odstajemy podobno o lata świetlne. Wąsik Małysza był obciachowy, bo „na świecie nikt takiego wąsika nie nosi, to tylko w Polsce jest możliwe”. Radwańska zrobiła obciach, bo „żaden tenisista na świecie dotąd tak się nie zachował” (oczywiście bzdura: Andy Murray w zeszłym roku nie podał ręki przeciwnikowi po przegranym meczu, Martina Hingis w 1999 r. po porażce w finale Roland Garros ze Steffi Graf dostała ataku histerii, uciekła do szatni i nie chciała wyjść na dekorację, wyszła dopiero po perswazji mamusi, Serena Williams wymyślała i groziła sędzinie itd. itd.).

Myślę że prawdziwym powodem wściekłości na Radwańską, Małysza, Fortunę itd. jest samo to że odnieśli sukces – ten sukces trzeba zdezawuować. Jak pojawia się pretekst do przywalenia, to się od razu przywala. Przypomina mi się stara piosenka Wojciecha Młynarskiego „Szajba”, właśnie o tym zjawisku (tekst jest tutaj, niestety nie mogę znaleźć nagrania). Kojarzy mi się to też z ziemkiewiczowym „polactwem”, czyli ludem o mentalności niewolniczej, który sam siebie nie szanuje, sam czuje się mały i skarlały, więc łatwo reaguje z wścieklością na czyjąś wielkość, którą musi albo zniszczyć albo jej zaprzeczyć. Owo „polactwo” miota się zresztą między dwoma skrajnymi uczuciami: euforią że komuś „z naszych” się udało a zawiścią – wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że te same osoby piały z zachwytu nad Radwańską po ćwierćfinale z Na Li i mieszały ją z błotem po półfinale z Lisicki. I to wcale nie znaczy, że ci co bluzgają sami są jakimiś życiowymi nieudacznikami, którym nic nie wyszło. Tu chodzi o mentalność, która nie jest zależna od tego jaki samemu ma się życiowy dorobek. Pamiętam jak byłem zaszokowany czytajac wywiad ze znaną polską pisarką i satyryk, wywiad w którym aż kipiało od agresji (m.in. mówiła o wstręcie jaki ma wobec dzieci i jak jest szczęśliwa, że nigdy żadnego nie urodziła i że choć tyle się jej udało, że na stare lata nie musi mieć żadnych wnusiów) i w którym w pewnym momencie wypowiedziała się ze straszną pogardą o sobie samej i o swojej własnej twórczości – akurat ja jej twórczość i jej ciekawe poczucie humoru zawsze ceniłem, jak widać ceniłem o wiele bardziej niż ona sama.

I tu wątek chrześcijański, choć nie wprost liturgiczny. Po lekturze tych bluzgów na Agnieszkę Radwańską czułem się jakbym wychodził z przedsionka piekła i to skojarzenie jest chyba adekwatne. Diabły są archaniołami, które same upodliły swoją godność, więc nie mogą ścierpieć, że ludzie są powołani do chwały, zatem za każdą cenę chcą wtrącić jak najwięcej ludzi w swoją otchłań. A z kolei wielkość Boga tworzy inne wielkości. Życiowy bankrut Abram stał się patriarchą narodu i ojcem wiary. Zgraja hebrajskich niewolników stała się przez interwencję Boga narodem wybranym. Skromna nazaretańska dziewczyna stała się Bogurodzicą i Królową Niebios. Galilejscy rybacy, celnicy itd. zasiedli na dwunastu tronach, aby sądzić 12 pokoleń Izraela. Właśnie takie jest działanie Boga i po tym można też poznać działanie Boga w człowieku. Człowiek Boży nie będzie nigdy zawistny o czyjąś wielkość, a już na pewno nie o wielkość tak ulotną i pozorną, jak kariera sportowa. A widząc w kimś prawdziwą wielkość sam będzie się z niej cieszył.

Aha, jeszcze jedno. Wszystkim internetowym bluzgaczom chciałbym zadedykować słowa Jezusa o tym że z każdego bezużytecznego słowa zdamy sprawę przed Bogiem. A już na pewno ze słów wypowiedzianych o innych ludziach. I tak a propos, jako postscriptum parę zdań z pewnego filmu sportowego. 20 lat temu BBC nakręciła film „An Impossible Job” o drużynie angielskiej w przegranych eliminacjach do Mundialu’1994. Bohaterem (czy raczej antybohaterem) filmu był ówczesny trener Anglii Graham Taylor, za swoja zgodą filmowany i nagrywany w czasie kolejnych meczów (sam Taylor był zresztą potwornie poniewierany przez media i angielskich kibiców, dziś już wspomina się go o wiele życzliwiej). Film jest dostępny w odcinkach na youtube, tutaj odcinek 1. W czasie meczu Anglia – San Marino w pewnym momencie któryś z piłkarzy z ławki rezerwowych mówi coś obelżywego o kimś z boiska, a trener Taylor natychmiast odwraca się i mówi (można to zobaczyć na 6:25 min. filmiku): „Ej, pamiętaj że mówisz o ludziach! Więc uważaj na to co mówisz!” Bluzgacze, jeśli nie chcecie słuchać Jezusa, posłuchajcie chociaż angielskiego trenera Grahama Taylora, bo mówi coś bardzo słusznego (i ewangelicznego).

 

(a tak przy okazju, w filmie „An Impossible Job” są też wątki polskie, bo Polska była w grupie z Anglią, mecze z Polską są w odcinkach 2 (od 7:50 min.) i oraz 6 (od 4:50 min.) – na tym drugim meczu zresztą byłem na stadionie Wembley razem z grupą polskich parafian z londyńskiego Ealingu)


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....