Nektariusz, łacina i kilka pytań

Przepiękny grecki hymn Agne Parthene znam już od dłuższego czasu. Ale dopiero niedawno dowiedziałem się, że napisał go Nektariusz z Eginy. A dopiero w zeszłym tygodniu kolega z Ośrodka, Mateusz Solarz, uświadomił mnie, że jest to autor w zasadzie współczesny (zm. 1920 r.). A wtedy przypomniałem sobie postać innego twórcy greckich hymnów, mnicha z Atosu, Dionysiosa Firfirisa, który z kolei zmarł w 1990 r. I zadumałem się.

W takich chwilach doskwiera mi własna ignorancja. Nie jestem bowiem w stanie zweryfikować pytań i interpretacji, które od razu pojawiają się w mojej głowie. To znaczy, pewnie bym był, gdybym mógł teraz poświęcić czas na przestudiowanie książek Wellesza, Tafta, Jungmanna itd itd., o grzebaniu w źródłach i podróżach zagranicznych nie wspominając. Ale nie mogę, jedyne więc co jestem w stanie zrobić, to wyartykułować intuicje i skojarzenia. Dotyczą pojęcia tradycji i problemu jej rozwoju. 

Punktem wyjścia jest dla mnie zauważenie, że istnieją takie miejsca w świecie chrześcijańskim, gdzie kultywowana jest żywa tradycja liturgiczna. Kultywowana to znaczy uprawiana (zgodnie ze źródłosłowem) – inaczej: pielęgnowana i rozwijana. Ani nie zamknięte muzeum, ani nie otwarty produkt specjalistów (stosuję te pejoratywne określenia nie jako metafory obu naszych form rytu, lecz pewnych – wydaje mi się, że częstych, jeśli nie dominujących – sposobów ich realizacji; nie muszą one być ani jednym, ani drugim). Żywa wariacja wewnątrz bardzo określonej formy*. Forma odpowiada za "tradycyjność" śpiewu, za jej zakotwiczenie w tradycji zarówno w aspekcie czasowym, jak i kolektywnym. Ale nie pozbawia wymiaru indywidualnego (Lykourgos Angelopoulos pisał o muzyce Firfirisa jako o "interpretation full of monastic joyous sadness and based on a rocky faith"). Odbierany silnie przeze mnie niezwykle emocjonalny charakter śpiewów greckich daje mi dodatkowy asumpt do domyślania się owego aspektu indywidualnego, choć oczywiście można to też interpretować w kluczu zbiorowym. To tylko intuicje, być może tylko miejscami dotykające prawdy, a może po prostu błędne.

Jedna rzecz mocno mnie zastanowiła w momencie, kiedy zdałem sobie sprawę, że Agne Parthene nie jest hymnem np. z końca I tysiąclecia. Chodzi o język. Na tyle, na ile się orientuję (niestety słabo) ewolucja języka i zmiany w nim na tym obszarze chrześcijańskiej oikoumene, który od samego początku posługiwał się greką nie doprowadziły nigdy do jakiejkolwiek przerwy w jego stosowaniu. Nie wiem, czy język liturgii kiedykolwiek różnił się znacząco od języka mówionego (jak to miało miejsce u nas, albo na przykład w Rosji). I w zasadzie tu powinienem skończyć, bo wiem za mało. Ale domysł mogę przedstawić, najwyżej ktoś go zweryfikuje albo sfalsyfikuje, co tylko wyjdzie mi na zdrowie.

Jednka myśl natrętnie plącze mi się po głowie. Czy mianowicie jednym z głównych historycznych składników bądź faktorów powolnego obumierania kultywowania żywej tradycji na Zachodzie, którego jakąś kulminacją – ale bynajmniej nie przyczyną – było to, co działo się po Soborze Watykańskim II (nie myślę tu bezpośrednio o samym nowym rycie, lecz o sposobie jego wprowadzania i całej towarzyszącej temu atmosferze), nie była, że tak to nazwę, nieelastyczność językowa? Innymi słowy, czy fakt, że od bardzo dawna, język Kościoła i liturgii jest de facto językiem martwym nie doprowadziło nas do momentu, w którym, jeśli chodzi o twórczość tradycyjną (analogiczną do tego, co robiili ludzie typu Nektariusza czy Dionysiosa Firfirisa), jesteśmy bliscy całkowitej impotencji? Głośno myślę.

I jeszcze tytułem ilustracji: Agne Parthene śpiewane przez mnichów z Atosu (z klasztoru Simonopetra) i… ten sam hymn w wersji arabskiej.

____________________________________________________
*) Będąc niestety ignorantem w kwestiach związanych z historią hymnografii bizantyjskiej nie wiem, na ile takie utwory jak Agne Parthene czy dzieła Firfirisa są w sensie ścisłym tradycyjne, a jaki jest w nich udział wyłącznie autorskiej inwencji. Podejrzewam jednak, że akurat w przypadku tych śpiewów ten podział jest po prostu nieadekwatny.

 

 


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Tomasz Dekert

Tomasz Dekert na Liturgia.pl

Urodzony w 1979 r., doktor religioznawstwa UJ, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Główne zainteresowania: literatura judaizmu intertestamentalnego, historia i teologia wczesnego chrześcijaństwa, chrześcijańska literatura apokryficzna, antropologia kulturowa (a zwłaszcza możliwości jej zastosowania do poprzednio wymienionych dziedzin), języki starożytne. Autor książki „Teoria rekapitulacji Ireneusza z Lyonu w świetle starożytnych koncepcji na temat Adama” (WAM, Kraków 2007) i artykułów m.in. w „Teofilu”, „Studia Laurentiana” i „Studia Religiologica”. Mąż, ojciec czterech córek i dwóch synów.