Nie wiecie, o co prosicie

Środa VIII tyg. zw., rok I, lit. słowa: Syr 36,1.4–5a.10–17 Mk 10,32–45

Nie wiecie, o co prosicie (Mk 10,38).

Trzeba by powiedzieć mocniej: Niczego nie rozumiecie! Scena z Ewangelii ukazuje dramatyczną rozbieżność ludzkiego i Bożego myślenia. Pan Jezus po około trzech latach nauczania i świadectw zbliża się do kresu swojej misji, przychodzi do Jerozolimy, gdzie zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie (Mk 10,33).

To już trzeci raz mówi uczniom o tej strasznej perspektywie. Mówi do nich jak do przyjaciół, najbliższych sobie osób. Zamiast zrozumienia i wczucia się w dramatyzm sytuacji słyszy pytanie: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie (Mk 10,37). Kompletny brak wyczucia tego, co się w Nim działo i tego, o co chodzi w głoszonej przez Niego Ewangelii! To wszystko dzieje się na kilka dni przed męką i śmiercią!

W takim momencie można się całkowicie załamać. Cały wysiłek włożony w kształtowanie uczniów wydaje się bezowocny. Nadal kierują nimi pragnienia i myśli według kategorii tego świata. Po ludzku można powiedzieć, że Jezus poniósł klęskę pedagogiczną. Uczniowie niczego nie zrozumieli. To ludzkie poczucie powiększy tak ogromne cierpienie, jakie Go czeka. Co może ich jeszcze oświecić?

Sama sytuacja stanowi doskonałą ilustrację prawdy o nas samych. Odsłania niesamowity opór umysłu w przyjęciu czegoś, co przekracza znane nam kategorie, przy jednoczesnym upartym trzymaniu się wyobrażeń, jakie sobie wytworzyliśmy wcześniej. Trzykrotnie powtarzana zapowiedź męki nie trafia, nie zostaje przyjęta i przemyślana. Widać uczniowie odrzucili ją. Przywiązanie do własnych wyobrażeń było silniejsze niż słowa Mistrza. Rozproszenie się uczniów świadczy o tym, że dotyczyło to wszystkich, a nie tylko Jakuba i Jana.

Uświadomienie sobie tej trudnej prawdy dotyczącej każdego z nas jest niezmiernie ważne w życiu duchowym. Nie wystarczy zmienić jednej wizji Boga na inną, aby prawdziwie stać się Jego uczniem. Żydzi przecież mieli dobrą wizję Boga, ale jednak nie byli w stanie Go przyjąć, gdy do nich przyszedł! Aby Go prawdziwie przyjąć i za Nim pójść, trzeba otwartości myśli uwolnionej od oczekiwań według własnych wyobrażeń, zdolności rzetelnego rozeznawania prawdy i zawierzenia Temu, który ją głosi. Wobec przerażającej tajemnicy naszego upartego trzymania się własnych wyobrażeń i sposobu myślenia jest to wysiłek ogromny. Podjęcie go samemu oznacza nieustanne kwestionowanie i sprawdzanie wszelkich myśli, intuicji, uczuć, wyobrażeń, jakie się w nas rodzą. Brak poczucia pewności nieustannie będzie nas wówczas prześladował. Wątpienie stanie się z czasem ważniejsze od pojawiającej się prawdy i wartości. Klęska jest niejako założona jako nieuchronny wynik całego wysiłku. Przekonanie, że nigdy nie dojdziemy do prawdy, stanowi założenie a priori współczesnego myślenia. Taka wydaje się dzisiejsza duchowa sytuacja intelektualistów.

Wysiłek podejmowany na własną rękę prowadzi do nieuchronnej przegranej. Albo ulegniemy zwiedzeniu, albo i tak nie dojdziemy do prawdy. U podstaw takiej pesymistycznej wizji leży ogromna ambicja posiadania wiedzy będącej absolutną pewnością. To, co było pokusą przy grzechu pierworodnym, nadal nad nami dominuje i podobnie jak u początków, jest przyczyną przegranej.

Jeżeli po ludzku spojrzeć na pedagogiczny wysiłek Jezusa, to wydaje się, że rodzi się podobnie pesymistyczny wniosek: „I tak nie da się uczniom pokazać prawdy”. Jezus jednak się nie załamuje. Inaczej widzi siebie i swoją misję. W Ewangelii mówi na końcu:
Kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu (Mk 10,44n).

Jego troska nie koncentruje się wokół uchwytnego efektu: nawrócenia uczniów, ale na służbie prawdzie do końca. Nieco później, podczas Ostatniej Wieczerzy, powie o konieczności swojego odejścia, aby mógł przyjść Duch Prawdy, który dopiero doprowadzi uczniów do całej prawdy (zob. J 16,13). Sam widzi siebie jak sługę nieużytecznego, który zrobił swoje. Jego dzieła dokończy Inny. Wcześniej niejednokrotnie wskazywał na postawę dziecięcą jako warunek wejścia do królestwa. Polega ona na ufnej otwartości na Ducha i braku ambicji posiadania absolutnej wiedzy. Dziecko się uczy i cieszy się każdym nowym odkryciem. W jego postawie odkrywana prawda i wartość jest ważniejsza od sceptycznego wątpienia. Dziecko jest w drodze do dojrzałości i nie musi się uważać za kogoś ważnego i posiadającego absolutną wiedzę i władzę. Jest otwarte na to, co przychodzi i nie stara się uparcie trzymać przyjętych pojęć. Ono się uczy, a nie stara udowodnić swoich racji. Dziecięca postawa wyrasta ze świadomości uczestnictwa w ogromnym misterium Boga, który się nam daje i pragnie udzielić nam pełni życia. Jeżeli cokolwiek ma się w nas dokonać, to będzie to Jego dzieło, któremu nie możemy przeszkadzać.

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 3, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także