Niepoważni

Przypowieść o uczcie stwarza wiele kłopotów, przede wszystkim z tego powodu, że Ewangelista złączył ze sobą dwie przypowieści zupełnie różne, mówiące o zupełnie innych sprawach. Niemniej każda z nich jest dla nas zaskakująca.

Czwartek XX tygodnia zwykłego, lit. słowa: Sdz 11,29–39a; Mt 22,1–14

Przypowieść o uczcie stwarza wiele kłopotów, przede wszystkim z tego powodu, że Ewangelista złączył ze sobą dwie przypowieści zupełnie różne, mówiące o zupełnie innych sprawach. Niemniej każda z nich jest dla nas zaskakująca.

Pierwsza przypowieść mówi o zaproszeniu na ucztę. Odpowiada jej przypowieść z Łk 14,16–24. Dziwne jest dla nas samo odmawianie królowi. Jakie były tego motywy? Jakie mogły być? Normalnie nie jest to dla nas zrozumiałe. Bo takie rzeczy się nie dzieją w zwykłych warunkach. Pomijając nawet samą godność i nobilitację zaproszonych, które powinny ich skłonić do przyjęcia zaproszenia, pozostawała jeszcze obawa, że władca mógłby odmowę przyjąć jako zniewagę i się zemścić, co zresztą następuje. Dlaczego więc zaproszeni odmawiali?! Jest to przedziwne, jednak w przypowieści nie chodzi o realizm w tej materii. Jest to przypowieść alegoryczna, w której Pan Jezus chciał powiedzieć Żydom, że nie przyjmując Go jako Mesjasza i Syna Bożego, odrzucają zaproszenie samego Boga na ucztę weselną i dlatego będą odrzuceni.

Historia ze znieważaniem sług i zabiciem ich, w zwykłych realiach niewyobrażalna, w istocie się realizowała, bo przecież sam Jezus został wyrzucony z miasta i zabity. To samo spotkało i Jego uczniów, poczynając od św. Szczepana. Święty Łukasz podaje dla tej przypowieści właściwą puentę: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty (Łk 14,24). Z historii wiemy, że zapowiedź zburzenia miasta realizowała się później, gdy Rzymianie zburzyli Jerozolimę.

W ten sposób ta nierealna przypowieść w rzeczywistości się zrealizowała w sposób bardzo konkretny! Trzeba pamiętać, że to samo odnosi się do naszego życia. Także zupełnie bezsensowne działania, takie jak odmowa przyjęcia zaproszenia na ucztę królewską, stale się w naszym życiu powtarzają. Wystarczy pomyśleć o naszym zaangażowaniu w Eucharystię, która jest właśnie tą ucztą. Ilu w ogóle się nią nie przejmuje i na nią nie chodzi, bo mają „ważniejsze spawy”. A jeżeli na nią przychodzimy, to o czym podczas niej myślimy? Jak często poddajemy się rozproszeniu: myślimy o swoich sprawach, tak jak gdyby były one ważniejsze od spotkania z Bogiem! A przecież wiemy, że tutaj jest obecny sam Bóg i nie tylko zaprasza nas do ucztowania z Nim, ale się nam ofiarowuje! W swoich deklaracjach pewnie powiemy, że Eucharystia jest najważniejszym momentem naszego dnia i centrum życia, ale jak jest w naszym autentycznym przeżywaniu? I rzeczywiście, uznając swoją głupotę i niegodność, widzimy, jak Bóg rzeczywiście zaprasza wszystkich z opłotek. Sami zresztą do nich należymy. W tej Bożej otwartości jest nasza nadzieja. Istotne jest, by to uznać.

Druga przypowieść mówi o innym aspekcie uczty: konieczności pewnego minimum, którego symbolem jest szata godowa. Boże wymagania względem nas są naprawdę niewielkie. Jeżeli ich nie wypełniamy, to w istocie lekceważymy Go. I dlatego został wyrzucony z uczty człowiek, który nie miał tej szaty. Niestety, wielkim problemem dzisiejszej pobożności jest niepoważne traktowanie Boga. Chcemy Go mieć takiego, jaki nam odpowiada. Kiedy pojawiają się jakieś wymagania, przez nas niechciane, uważamy, że to tylko staroświeckie przekonania i zmieniamy sobie obraz Boga na taki, który nam pasuje, czyli na taki, który niczego nie wymaga. Bardzo mocno mówi o tym dzisiaj papież Benedykt XVI. Uważa on, że jest to choroba naszego czasu. O tym przypadku mówi druga przypowieść o uczcie. Jesteśmy niepoważni, niepoważnie traktujemy Boga, co wychodzi także w pierwszej przypowieści, natomiast o sobie samych mamy wysokie mniemanie – uważamy, że się nam należy udział w uczcie. Tutaj trzeba, aby każdy z nas zrobił sobie rachunek sumienia, na ile poważnie traktuje Boga.

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 4, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

 

Zobacz także