Niewygodne pytania

Arcykapłani zatem postanowili zabić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa (J 12.10).

Giotto, Wskrzeszenie Łazarza

Po co przywracać biologiczne życie człowiekowi, jak ten i tak umrze jeszcze raz? Takie pytanie spontanicznie do głowy nie przychodzi, chociaż jest sensowne. Adam – każdy z nas jest tak zapatrzony w wartość biologicznego życia, że jakoś mu trudno porachować śmierci Łazarza, a sam z pewnością nie chciałby dwa razy umierać. Pytanie o sens wskrzeszenia Łazarza nie jest głupie ani bezczelne. Stoi za nim uznanie, że umieranie jest trudem, cierpieniem, wydarzeniem tak dramatycznym, że trzeba mieć wyjątkowy powód, by przeżywać to dwukrotnie. Dla Jezusa, za Niego umrze wielu, ale nikt dwa razy. To drugie umieranie Łazarza zapowiada się jako gorsze od pierwszego. Jest postanowione przez arcykapłanów. Nie będzie umieraniem z powodu choroby wśród swoich, którzy kochają, ale z ręki siepacza. Śmierć trudna.

Jezus mówi o Łazarzu: „przyjaciel nasz”. To sformułowanie ma jedyny w swoim rodzaju ciężar gatunkowy. Jaka jednak jest ta przyjaźń, bo przecież Jezus celowo zwłóczy? Pozwala przyjacielowi umrzeć. Ile niewygodnych pytań! Wygląda na to, że Jezus traktuje jego chorobę i śmierć instrumentalnie, przedmiotowo. Wykorzystuje ją w celach może i chwalebnych, ale wykorzystuje.

W centrum tych pytań staje sprawa przyjacielskiej relacji – tego, co w niej dopuszczalne, godziwe, właściwe. Mężczyźni – przyjaciele w sprawach zasadniczych są między sobą małomówni, bo się rozumieją. Oni to samo kochają, na tym samym im zależy, o to samo walczą. Są też zgodni w męskiej radykalności walki o wspólny cel, kiedy trzeba dam krew, dam życie. To jest wkalkulowane w ich przyjaźń. Męska przyjaźń w jej rozkwicie, rzeczywistej pełni taka jest. Jest to braterstwo broni. Razem walczymy, razem umieramy za to, co kochamy. Gdy trzeba ja dla sprawy zgodzę się na śmierć twoją i proszę, moją traktuj tak samo. Niewypowiedziane a obecne. Taka przyjaźń jest ekstremalną rzadkością w ludzkim świecie, ale tutaj mamy z nią do czynienia. Jeśli się tego nie uzna, to wyżej wypowiedziane oskarżenie Jezusa o przedmiotowe traktowanie Łazarza pozostawałoby w mocy.

Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł – mówi Marta. Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł – jak echo powtarza Maria. Czy ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł – pytają zgromadzeni Żydzi. To zdanie uderza w Jezusa trzykrotnie. Czy Łazarz przed swoją śmiercią też tak myśli? Stajemy w obliczu tajemnicy przyjaźni tych dwóch mężczyzn.

Wzruszenie Jezusa. Można domniemywać jego przyczyny – wierność przyjaciela, który nie zwątpił pomimo braku reakcji na posłanie sióstr, mimo tego zdania, które nad nim krążyło, boleśnie go dotykało. Przyjaźń jako najgłębsze braterstwo ducha. W świecie ludzkich przyjaźni nie można przekroczyć tego, co dzieje się pomiędzy Łazarzem i Panem. Przyjaźń Łazarza to zaufanie, wierność, miłość. Ufnie powierza się nieobecności przyjaciela. Przeczuwa, że ta śmierć ma sens, usłuży Jezusowej sprawie.

Łazarz kocha Jezusa. W miłości jest zgoda na przedmiotowe potraktowanie. Miłość wyraża się przez zgodę na rozporządzenie sobą przez kochającego. Jest to ufne powierzenia się temu, kto kocha i samooddanie się mu, gdzie nie stawia się warunków. To właśnie pozwala Jezusowi tak się zachować, jak się zachowuje.

Na bazie prawdziwej przyjaźni – miłości dzieje się chyba jeszcze coś. Nie potrzeba wielkiej przenikliwości, by w widoku Łazarza, który wychodzi z grobu, zobaczyć praobraz zmartwychwstania Jezusa. Łazarz wychodzący z grobu jest ikoną Chrystusa. Dla kogo jest ta ikona? Dla nas jest wątłym refleksem samego zmartwychwstania. Nie jest nam potrzebna. Dla Żydów, którzy w Niego uwierzyli, jest praktycznie niedostrzegalna. Na nich wrażenie robi władza Jezusa nad śmiercią. Jest synem Boga, co oznacza, że jest Mu maksymalnie bliski, bo włada życiem i śmiercią. W to uwierzyli.

Dla kogo więc ta ikona zmartwychwstającego Jezusa, jaką jest Łazarz wychodzący z grobu? Odpowiedź jest tyle cudowna, co szokująca. Jest znakiem dla samego Jezusa! Ta odpowiedź wydaje się szalona – robić cud dla siebie, ale wcale taką nie jest. Jezus jako człowiek bierze udział w wydarzeniu, w działaniu, które Go nieskończenie przerasta. Czyni rzeczy, których człowiek nie ma mocy uczynić. I jako człowiek doskonały musi być tego świadom. Ta świadomość jest wyrazem Jego pokory. To Jego pokora pozwala Mu zobaczyć antycypująco w Łazarzu swoje przeznaczenie. Gdy staje przed grobem, to wzrusza Go nie tylko myśl o wierności i miłości Łazarza, ale także obraz tego, co stanie się Jego udziałem, obraz który sam swoim działaniem współtworzy.

Współtworzy, a nie „robi cud” dla ludu, bo ma taką moc. Tę ikonę siebie w sytuacji absolutnie dla ludzkiego gatunku nowej – ikonę siebie w sytuacji ostatecznego spełnienia misji – na którą patrzy Jezus, można dostrzec tylko wtedy, gdy nie ma się Jezusa za kogoś, kto demonstruje swoją moc, za kogoś, kto wie i umie wszystko. Widzieć ją można, gdy Jezusa ma się za prawdziwego człowieka, gdy kocha się Jego człowieczeństwo, gdy wierzy się, że Jego bóstwo ujawnia się poprzez Jego człowieczeństwo, poprzez taką pokorę tego człowieczeństwa, która umożliwia Panu dostrzeżenie w widoku Łazarza w powijakach obrazu siebie samego po tamtym szabacie pierwszego dnia tygodnia.

Marian Grabowski

 

 

 

 

 

 

Zobacz także