O. Leon Knabit – O Mszy Świętej

Książka znanego tynieckiego benedyktyna, o. Leona Knabita, napisana przy współpracy pani redaktor Dominiki Kozłowskiej, jest na naszym rynku wydawniczym pozycją dość niezwykłą. Łączy bowiem w bardzo umiejętny sposób rzetelną i praktyczną wiedzę na temat liturgii (zarówno przed-, jak i posoborowej) z autentycznym i głębokim zaangażowaniem i duszpasterską troską. Jednocześnie, w obliczu rozgorzałych na nowo po wydaniu w zeszłym roku przez Benedykta XVI listu apostolskiego motu proprio „Summorum pontificum” dyskusji nad kształtem liturgii, jest ona również pozycją bardzo aktualną.

 Książka składa się z dwóch części. Pierwsza z nich, zatytułowana „Przewodnik po Mszy Świętej”, stanowi przystępne wprowadzenie do każdego poszczególnego elementu liturgii mszalnej w rycie posoborowym. Przyjęta tu metoda egzegezy „wers po wersie”, fragment po fragmencie, pozwala na pogłębiony wgląd w bogactwo słów, symboli i gestów funkcjonujących w całej Mszy Świętej, jak również na zauważenie ich podstawowych źródeł oraz stojącej za nimi tradycji. Autor prowadzi nas krok po kroku przez Obrzędy wstępne, Liturgię słowa, Liturgię eucharystyczną i Obrzędy zakończenia, poświęcając słowo komentarza każdemu szczegółowi, nawet czemuś tak na pierwszy rzut oka nieliturgicznemu, jak ogłoszenia duszpasterskie (s. 94). Dzięki temu liturgia mszalna jawi się nie jako zbiór przypadkowych znaków, ale jako organiczna całość, w której każdy element – włącznie z każdym pojedynczym wiernym – ma swoje określone, pełne znaczenia miejsce. Krótko mowiąc, jest to doskonałe kompendium, które oprócz aspektu poznawczego, posiada również pewien wymiar mistagogiczny.

W kontekście aktualnego „powrotu do łask” jakim cieszy się liturgia przedsoborowa, szczególnie ciekawa i ważna jest druga część książki, zatytułowana „Msza Święta dawniej i dziś”. Stanowi ona z jednej strony porównanie przed i posoborowej liturgii mszalnej, a z drugiej zbiór wspomnień i refleksji dotyczących wprowadzonej przed czterdziestu laty reformy liturgicznej. Z uwagi na gorącą niekiedy temperaturę dyskusji nad oboma rytami szczególnie cenny jest w moim odczuciu fakt, iż o. Leon prezentuje coś, co można by określić jako „głos rozsądku”. Rewolucyjny (a więc z pewnym rysem gwałtowności) sposób wprowadzenia liturgicznych reform soborowych stworzył sytuację, w której zwolennicy reformy zdecydowanie odrzucili całokształt dawnego rytu, a z kolei osoby do niego przywiązane poczuły się odrzucone i zareagowały w sposób mniej lub bardziej radykalny. Pewnym absurdem całej tej sytuacji było, iż w zamierzeniu Ojców soborowych reforma nie miała oznaczać deprecjacji tradycyjnych form liturgicznych, ani też jej celem nie było zerwanie ciągłości tradycji. Nagorsze jest to, że po czterdziestu latach, ten bezowocny spór trwa nadal, czego powodem jest fakt, iż „(…) w dyskusji o starej i nowej liturgii zbyt silnie akcentuje się różnice, a zbyt mało podkreśla podobieństwa pomiędzy jedną a drugą Mszą” (s. 114). Ojciec Knabit, który z jednej strony pisze o sobie, jako o kimś, kto wychował się na liturgii przedsoborowej i nie waha się stwierdzić, iż kocha Mszę w starym rycie (s. 113), a z drugiej – co bije z całego tekstu – jest zdecydowanym zwolennikiem zreformowanego kształtu liturgii, stara się pokazać obu stronom, że kruszenie kopii jest w tym wypadku rzeczą niepotrzebną.

Podajmy choćby kilka niewielkich przykładów. Druga część O Mszy Świętej rozpoczyna się od refleksji nad znaczeniem „Summorum pontificum”. Tutaj o. Leon przede wszystkim uspokaja tych, którzy obawiają się, iż dokument ten jest krokiem w kierunku supremacji dawnego rytu. Zwraca uwagę na niekompetencję, lub pogoń za sensacją cechujące wiele z medialnych doniesień (notabene, pomijając kwestię sensacji, ignorancja wielu dziennikarzy w kwestiach związanych np. z teologią chrześcijańską stanowi w ogóle plagę), które albo wyważają otwarte drzwi, albo podają informacje w stanie mocno zniekształconym. Wskazuje na duszpasterski wymiar motu proprio Benedykta XVI, związany przede wszystkim z troską o osoby, które są przywiązane do liturgii przedsoborowej, a które w tym swoim pragnieniu były dotychczas nieco marginalizowane. Wreszcie, co wydaje mi się bardzo istotne, opisuje zniesienie ograniczeń w odprawianiu Mszy w dawnym rycie (gdyż tego właśnie dotyczy papieski list) jako „zwiększenie pluralizmu form liturgicznych” (s. 103). Wielość owych form cechowała chrześcijaństwo przez większość czasu jego istnienia i wprowadzona przez Sobór Trydencki standaryzacja była w historii religii chrześcijańskiej pewnym novum. Jakkolwiek „Summorum pontificum” oczywiście nie wprowadza takiego pluralizmu, jaki funkcjonował przed okresem reformacji, to jednak ten aspekt jest moim zdaniem bardzo ważny jako nawiązujący do utraconej niestety tradycji.

Ojciec Leon zwraca się również do tych, którzy deprecjonują liturgię posoborową. Z jednej strony odpiera zarzut „nowinkarstwa” przypominając, że nowy ryt nie jest w rzeczywistości nowinką, lecz w świadomy i konsekwentny sposób nawiązuje do tradycji starszych, niż Sobór Trydencki, sięgając wręcz „obrzędów i modlitw średniowiecznych, a nawet wczesnochrześcijańskich” (s. 104). Z drugiej natomiast – i tu uwidacznia się szczególnie mocno wspomniany powyżej „głos rozsądku” – uświadamia czytelnikom problemy, z jakimi wiązałoby się (i z racji przyzwolenia danego w „Summorum Pontificum” jest to problem aktualny, choć może nie na dużą skalę) szerzej zakrojone przywrócenie rytu trydenckiego. Oczywiście chodzi tu przede wszystkim o język łaciński, którego znajomość wśród wiernych jest praktycznie żadna, a wśród duchowieństwa niewiele lepsza. Z kwestią języka, co zrozumiałe, wiąże się również problem uczestnictwa, któremu Autor O Mszy Świętej poświęca dużo uwagi. W tym miejscu chyba najbardziej ujawnia się jego poparcie dla soborowej reformy. Podawane przez niego sugestywne opisy liturgii, w których w gruncie rzeczy akcja liturgiczna dzieje się sobie, a wierni robią to, co mogą czy umieją, a co nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, co dzieje się na ołtarzu, pozwalają w pełni docenić ryt, w którym, przynajmniej potencjalnie, wierzący katolik może w doświadczyć pełni zaangażowania w dokonujące się misteria.

Książkę wieńczy kilka krótkich tekstów zawierających kolejno: 1) opis reformy liturgicznej; i 2) roli opactwa tynieckiego we wprowadzaniu tejże reformy w Polsce; 3) refleksje na temat zalet i wad reformy; oraz 4) rozważania nad znaczeniem niedzielnej Mszy Świętej. Jej dodatkowymi atutami są język i charakter prowadzonego wywodu, pozbawiony niezrozumiałego żargonu oraz pełen ciekawych przykładów i anegdot oraz system znajdujących się na marginesach odnośników, które bądź wskazują na rozważany w danym miejscu temat, bądź rozszerzają dyskurs o cenne informacje, jak to ma miejsce np. na s. 102-103, gdzie można znaleźć kalendarium wydań Mszałów, od tego wydanego w 1570 r. przez Piusa V, aż do trzeciej edycji Mszału posoborowego wydanej w 2002 r.

Generalnie w omawianej pozycji trudno znaleźć coś, czemu należałoby się słowo krytyki. Tym niemniej w dwóch kwestiach, mnie osobiście trudno jest się zgodzić ze swojego rodzaju puryzmem o. Leona. Na s. 85. pisze on o występującym gdzieniegdzie na Mszach młodzieżowych zwyczaju wylewnego przekazywania sobie znaku pokoju, kiedy uczestnicy ściskają się, lub wędrują na drugi koniec kościoła, robiąc przy tym zamieszanie. Abstrahując od wszystkich słusznych wątpliwości co do tego zwyczaju, to obserwując praktyczny zanik w wielu parafiach nawet zwykłego podania ręki i przejście na przygnębiające „Pokój nam wszystkim” przy przechylonej zdawkowo głowie, lub patrzeniu w podłogę, wydaje mi się, że ta pierwsza alternatywa mimo wszystko bardziej pasuje do tego, co zwykliśmy określać jako „wspólnotę liturgiczną”. Oczywiście najlepszy byłby jaki złoty środek, gdyż owa wylewność faktycznie nie powinna powodować załamania akcji liturgicznej.

Druga moja wątpliwość dotyczy wyrażonej na s. 157. „porady” dla rodziców, by nie zabierali na „dorosłe” Msze dzieci, które mogłyby swoim zachowaniem komuś przeszkadzać. Zamiast tego, o. Leon sugeruje, żeby brać je do kościoła, kiedy nie odbywa się tam liturgia i niejako „na sucho” wszystko im tłumaczyć. Być może jest to kwestia pewnej różnicy perspektyw (autor niniejszego tekstu jest ojcem dwóch córek i czeka na trzecie dziecko), ale moment, w którym dziecku można coś wytłumaczyć mając nadzieję, że zrozumie, nadchodzi moim zdaniem za późno. Nie roszcząc sobie pretensji do bycia specjalistą od psychologii rozwojowej wydaje mi się jednak, że na wczesnym etapie, podstawową kwestią w wychowaniu religijnym jest modelowanie. Trzy-, cztero-, czy pięcioletnie dziecko nie podchodzi w zasadzie do żadnej rzeczy najpierw od strony racjonalnego zrozumienia (np. tego, jak powinno się zachowywać w danym momencie Mszy), ono uczy się przez naśladownictwo, a potem próbuje to pojąć, jakoś sobie wytłumaczyć, a i wtedy tłumaczenie to nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Wychowanie, w tym również religijne, jest procesem, w którym trudno zakładać, że gotowy „produkt” otrzymamy z dnia na dzień i – w interesującym nas przypadku – przy użyciu takiej metody, jaką sugeruje autor O Mszy Świętej. Mówiąc krótko, uczestnictwo w liturgii trudno modelować „na sucho”, gdyż będzie to raczej wykład, lub teatr, nie zaś liturgia. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że dzieci powinny biegać samopas po całym kościele i wrzeszczeć, gdyż rola rodziców nie zamyka się w samym modelowaniu, ale polega też np. na utrzymaniu pewnej dyscypliny. Jednakże nie wydaje mi się, że w rachunku zysków (docelowe wychowanie ludzi, mających liturgię niejako „we krwi”) i strat (rozproszenie uwagi niektórych wiernych) te drugie przeważały nad pierwszymi.

Powyższe wątpliwości dotyczą tylko małych szczegółów. Generalnie książkę o. Leona można polecić jako znakomitą pozycję, która w bardzo ciekawy i przystępny sposób mówi o jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym aspekcie życia chrześcijańskiego.

Leon Knabit OSB, O Mszy Świętej, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2007, s. 164.

Książka jest dostępna w naszym sklepie internetowym

Tomasz Dekert

Zobacz także