O czci wobec Ciała Pańskiego

Wywołana przez wypowiedź papieskiego ceremoniarza, który wyjaśniał przyjmowanie Komunii świętej w postawie klęczącej, znów przetacza się fala dyskusji o sposobie przystępowania do tego Sakramentu. Poniższy, krótki tekst powstał jako refleksja, wynikająca z obserwacji w polskich kościołach. Mam cichą nadzieję, że wywoła dyskusję...

Wszyscy się z pewnością zgodzą, że Najświętszy Sakrament wymaga jak największej czci z naszej strony – jako Sanctissimum, właśnie: najświętszy, najczcigodniejszy ze wszystkich sakramentów, jako prawdziwe Ciało i Krew Chrystusa, Syna Boga żywego, który jest po trzykroć święty. Przyklękamy przed Nim, otaczamy wonnymi obłokami kadzidła, adorujemy… A jednak w pewnych sytuacjach można odnieść wrażenie, że ta cześć znika – mam nadzieję, że nie jest to działanie świadome, jednak dla obserwatora (przynajmniej takiego jak ja) owe szczegóły i ‘drobnostki’ są ważne i dużo mówią o stosunku wobec Najświętszej Eucharystii.

Jedna sprawa dotyczy kapłanów, czy szerzej: szafarzy tego Sakramentu. Watykańska instrukcja Liturgicae instaurationes z 1970 roku stwierdza: „Trzeba zachować jak największą cześć, przysługującą Najświętszemu Sakramentowi, podczas łamania chleba konsekrowanego, jak również przy spożywaniu tego chleba (…) przy udzielaniu Komunii świętej i spożywaniu cząstek, które po Komunii świętej pozostają”. Z kolei Jan Paweł II w swoim wielkoczwartkowym liście z 1980 pisze takie oto znamienne słowa: „Trzeba więc, abyśmy wszyscy, którzy jesteśmy szafarzami Eucharystii, przyjrzeli się uważnie naszym czynnościom przy ołtarzu, zwłaszcza temu, jak piastujemy [podkreślenie moje] w naszych rękach ów pokarm i napój, które są Ciałem i Krwią naszego Boga i Pana, jak rozdajemy Komunię świętą, jak dokonujemy puryfikacji”.

Tymczasem w naszych kościołach wciąż jeszcze zdarzają się kapłani, udzielający Komunii z szybkością karabinu maszynowego – najwyraźniej znak przeklętego tempa naszych czasów… Ale o coś innego mi chodzi, rzeczywiście, drobiazg, którego pewnie większość z czytających te słowa nie zauważa… Wyobraźmy sobie moment po udzieleniu Komunii świętej w czasie mszy; księży mamy dwóch, jeden to celebrans, drugi pomagał przy rozdzielaniu Eucharystii. Księża wracają do ołtarza, okazuje się, że w cyboriach czy innych naczyniach zostało niewiele komunikantów, zatem można je wszystkie umieścić w jednym z nich, a dokonać puryfikacji drugiego. Co zatem robi zdecydowana większość kapłanów? Ano przesypuje święte hostie z jednego naczynia do drugiego, jednym, zdecydowanym ruchem, tak jakby wsypywali płatki śniadaniowe do miseczki, albo – brutalnie nieco obrazując – kartofle z siatki do wiaderka. Rozumiem, tak jest szybciej… Tylko że to nie płatki, nie kartofle, nawet nie pigułki czy diamenty, ale Ciało Pańskie! Nie bez powodu Jan Paweł II pisał o piastowaniu świętych Postaci. Czy naprawdę tak trudno jest przełożyć delikatnie hostie z jednego naczynia do drugiego? Taki drobiazg, ale jednak – w moim odczuciu – wyrażający szacunek wobec tego wielkiego Sakramentu. I naprawdę nie chodzi mi tu o jakieś skrupulanctwo czy przesadę. Chorego, przy zmianie pościeli, nie zrzuca się przecież z łóżka, tylko przenosi; dziecka z wózka do łóżeczka też się nie wrzuca; fiolki z pobraną do badania krwią przenosi się ostrożnie. A tutaj mamy Ciało Tego, który jest żywym Bogiem.

Drugi drobiazg, na który zwróciłem uwagę, to zachowanie wiernych przy przyjmowaniu Komunii świętej na rękę. Kapłan kładzie hostię na dłoń wiernego, który odsuwa się na bok, robiąc miejsce następnej osobie, i tak właśnie z boku stojąc, spożywa Ciała Pana. Ewentualnie spożywa je idąc z powrotem do ławki. Znowu, jak rozumiem, chodzi o czas… Kiedy ja spożywam świętą hostię, następna osoba już może podejść do szafarza. I właściwie co jest niestosownego w tym, że robimy krok w bok, jak na musztrze, i tam spożywamy Komunię świętą? Niby nic, a jednak… A jednak wygląda to jakoś dziwnie. Powiedziałbym nawet, że trochę wstydliwie, jakby po kryjomu. Cóż by szkodziło spożyć hostię stojąc wciąż przed kapłanem? Nie, nie chodzi mi tutaj o to, żeby szafarz „pilnował”, co robimy z Ciałem Pana. W moim odczuciu, po prostu, wygląda to godniej i naturalniej niż odchodzenie na bok. Trudno mi tu znaleźć jakieś porównanie – może takie, że na przyjęciu nie bierzemy potrawy z talerza, aby ją zjeść pod stołem czy odwracając się od niego… Przyjęcie Komunii świętej nie powinno być traktowane instrumentalnie, w końcu jest to kontakt z żywym Panem. Pośpiech jest tu jak najbardziej niestosowny, bo przecież czas jest Chrystusowy: „do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie na wieki”.

Chciałbym, aby te refleksje, dotyczące drobiazgów związanych z Najświętszą Eucharystią, przyczyniły się do większej czci, większego szacunku wobec tego wielkiego Sakramentu.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.