O lekturze „biblii szatana”

Początkowo chciałem wspomnieć o tym w ramach jednej z dyskusji, ale zrezygnowałem (mógłbym spowodować tym niepotrzebne nieporozumienia) i postanowiłem zrobić odrębny wpis, bo moim zdaniem sprawa na to zasługuje. Absolutnie nie robię tu reklamy pismu zatytułowanemu "biblia szatana" i nie zachęcam nikogo do lektury, ale chcę się podzielić pewnymi spostrzeżeniami po mojej własnej lekturze.

Jakiś czas temu miałem ważny powód, żeby przeczytać fragmenty "biblii szatana" (bynajmniej nie była to jakaś osobista ciekawość, powód był naprawdę istotny). Od razu zaznaczam, że "biblia szatana" nie jest rojeniem jakiegoś pierwszego lepszego świra, tylko miarodajnym wykładem teorii i praktyki satanistycznej. Jej autorem jest zmarły kilkanaście lat temu założyciel i najwyższy kapłan "kościoła szatana". 

Przeczytałem dwa rozdziały (przed lekturą i po niej modliłem się do Ducha Swiętego, czytałem z różańcem w dłoni), jeden był o miłości i nienawiści, drugi o seksualności.

Pytanie za 100 punktów: co może być w piśmie satanistycznym na temat miłości i nienawiści? Idę o zakład, że na 100 zapytanych osób, ok. 95 odpowiedziałoby, że musi tam być wezwanie do powszechnej nienawiści. Nic błędniejszego! Streszczając, jest tam napisane, że każdemu człowiekowi trzeba oddać to, co mu się słusznie należy. Są ludzie, którym należy się miłość i szacunek i takim osobom trzeba okazać miłość i szacunek. Natomiast są ludzie, którzy zasługują na nienawiść i pogardę, i takim osobom trzeba okazać nienawiść i pogardę. I gdzieś między wierszami wtrącone zdanie o tym, że nauczanie Jezusa o miłości do nieprzyjaciół i o nadstawieniu drugiego policzka (Mt 5, 38-48) oczywiście jest głupotą i nie ma najmniejszego sensu.

Przechodząc do rozdziału o seksualności, znów pytanie za 100 punktów: co w piśmie satanistycznym może być o seksie? Myślę, że ok. 95 proc. osob odpowiedziałoby, że na pewno wezwanie do powszechnej rozwiązłości. Nic podobnego! W największym skrócie, jest tam napisane, że każdy człowiek ma w dziedzinie seksualnej pewne właściwe sobie potrzeby, które powinien rozpoznać, a następnie zaspokajać. Jeśli ktoś ma potrzebę, żeby realizować swoją seksualność tylko w monogamicznym trwałym małżeństwie, to ma obowiązek tak żyć i nie wolno wtedy zdradzać męża czy żony, bo żyłoby się w nieprawdzie o sobie. Ale jeśli ktoś ma inną potrzebę, np. żyć w związku homoseksualnym albo uprawiać seks grupowy albo cokolwiek innego, ma w zgodzie z prawdą o sobie tak robić, bo każdy musi rozpoznać, co dla niego naturalne. I gdzieś między wierszami wtrącone, że chrześcijańska nauka o cnocie czystości jest oczywiście głupia i jest takim samym zniewoleniem, jak nieskrępowana rozwiązłość.

Spostrzeżenie pierwsze, które mną wstrząsnęło: przecież to wszystko brzmi cholernie rozsądnie i mnóstwo osób tak właśnie uważa. Odnośnie do seksualności, przecież taka właśnie "katecheza" idzie z mediów, reklamy i z kolorowych pism (i to bynajmniej żadnych pornoli). Jakiż tam znowu atak na wartości chrześcijańskie? Skądże! Przecież nikt nikomu nie zakazuje żyć wiernie w małżeństwie, ale pozwólmy innym żyć w zgodzie ze swoją własną naturą. I to powtarzanie, także przez tzw. autorytety, że katolickie nauczanie o czystości to "skrajność". A co do miłości i nienawiści, przecież jakie to mądre i sprawiedliwe, oddać każdemu to co się należy. I dla kogo z nas słowo Jezusa z Kazania na Górze o miłości nieprzyjaciół nie jest skandalem? Ileż prób wytłumaczenia, co naprawdę Pan Jezus miał na myśli, kiedy powiedział to, co powiedział? Że to tylko niektórzy mają takie powołanie, że to nie dla "zwykłych chrześcijan", że to tylko taka "rada" (jak w szkole dodatkowa praca domowa "dla chętnych", czyli dla durniów). Tak tak, warto być świadomym, kto naprawdę stoi u źródła tego rodzaju "rozsądku".

Spostrzeżenie drugie: zastanowiło mnie, że w rozdziale o miłości i nienawiści nie jest napisane kto właściwie ma decydować o tym, kto z ludzi zasluguje na miłość, a kto na nienawiść. Wnosić zatem chyba należy, że to każdy sam ma zadecydować, podobnie jak każdy sam decyduje o swoich potrzebach seksualnych. To JA decyduję! Czy słyszycie tu echo pokusy rajskiej: "Będziecie jak bogowie" (Rdz 3, 5)? Ja jestem panem swego życia. Nie przypadek, że pierwsze przykazanie w Prawie zaczyna się od słów: "Słuchaj, Izraelu!" (Pwt 6, 4), a najstarsze chrześcijańskie wyznanie wiary mówi: "Jezus Chrystus jest Panem" (Flp 2, 11). Czyli to kłamstwo, że ja jestem panem swego życia. Jezus jest Panem mnie całego, czyli także mojej pracy, moich studiów, moich pieniędzy, moich relacji, mojej rodziny, mojego ciała, moich uczuć, mojej seksualności. Diabeł tłumaczy, że to wszystko opresja i pompuje balon mojej pychy: odrzuć to, decyduj sam, jesteś kimś! (po to oczywiście, żeby na końcu powiedzieć: jesteś nikim, i wtrącić w rozpacz.)

Spostrzeżenie trzecie: ten ludzki rozsądek "biblii szatana" skojarzył mi się z tym fragmentem Ewangelii, gdzie Piotr kusi Jezusa, żeby nie szedł na krzyż, i Jezus odpowiada: Zejdź mi z oczu, szatanie, jesteś mi zawadą, bo nie myślisz na sposób Boży, ale na ludzki (Mt 16, 23; Mk 8, 33). A przecież przez Piotra nie przemawia nic demonicznego, tylko ludzki afekt wobec Jezusa oraz rozsądek (coż to za pomysł iść na krzyż?), Piotr chce dobrze. A jednak… Ludzki afekt i ludzki rozsądek nie poddany Bogu staje się w końcu Bogu przeciwny.

Do "biblii szatana" zajrzałem raz i już nie mam zamiaru do niej wracać. Nikogo też do tej lektury nie zachęcam. Ale muszę powiedzieć, że nie było to bez duchowego pożytku. Ilekroć przychodzi do mnie pokusa, żeby zabiegać o swoją ważność i swoje znaczenie (czyli dosyć często), albo żeby położyć rękę na jakimś aspekcie swego życia w postawie: wara, to moje, tu tylko JA decyduję!, wiem wtedy dobrze, kto stoi u źródła i że nie jest to bynajmniej Ojciec w Niebie, tylko pewien zupełnie inny tatuś.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....