Po żałobie

Zaczęło się od informacji: brzmiała nieprawdopodobnie. Jak żart. Ale niestosowny. Śmierć jest niestosowna. Śmierć − taki żart. Tyle że nieśmieszny.

Zaczęto powtarzać. Z ust do ust, nieustannie. Radio, telewizja, łzy. Zginęli, choć mieli na to kilka chwil, do tego z zaskoczenia. I już.

Ale politycy. Tylu na raz. Przecież to wręcz niemożliwe. Śmierć prominentów. Wbrew przewidywaniom, ponad sporami, bez względu na sondaże. Eschatologia w polityce.

Znajomy starszy pan − marksista − mówi mi: to było logiczne. Przyznaję rację. Dobrze wierzyć w logiczność. Przyczyna − skutek, taki porządek świata. Rzekomo. Ale zwracam się ku czarnobiałym twarzom ze zdjęć.

Zaczęła się żałoba. W trakcie niewstrzymanych rozmów. Już to naród, już to Bóg. Roją się uzasadnienia: świeckie i religijne. Do tego magia dat i okoliczności. Wszystko w krzywym zwierciadle mediów.

A tu poranek i wieczór i dzień następny, i pojutrze. Śmierć ciągle dudni w uszach. Bo jak przyzwyczaić się do bliskości takiego faktu. Nieludzko to.

Śmierć powoli ustępuje. I Bóg ustępuje. I już nie Bóg jest, a wołanie do Boga, nie wypadek, ale symbol. Nie ciała, lecz trumny.

Jarmark hołdów. Uklęknienia. Hasła. Zginęli jak patrioci. Największa, największa tragedia w dziejach Polski. Radość. Nareszcie wszyscyśmy zjednoczeni.

Zaczął się pogrzeb. Kościół Mariacki, Wawel. Fragmenty widzę w telewizorze. Takim małym, u znajomych. Pośród rozmów o kuchni i o dzieciach. O, jak długa ceremonia, jak grobowa. Ale my o plackach do kawy, o wiosennych pracach, telewizor z Wawelem i konduktem w drugim planie. Przecież to nie cynizm. Pogrzeb. Piękne stroje. Czapki z piórem strzelców podhalańskich.

Jest wnuczka prezydenta. Patrzy jak różni składają jej kondolencje. Współczuję. Jestem poruszony. Stoi wobec tych szefów, katakumb, transmisji i reportaży. Było już, widziałem, o rzęsistych łzach, zadumie i modlitwie, o rozpaczy. Teraz kolejny temat.

A tam w Rosji jeszcze nie wszyscy zidentyfikowani. Niezidentyfikowani, niezidentyfikowani − to wystarczy.

Czy zdołam pamiętać o tych pilotach, dziewczynach, ojcach rodzin.

Pojutrze każdy będzie na swój rachunek. Chociaż w powszednim zgiełku państwa, w krajowych rozhoworach.

Miłuj swoje nieprzyjacioły. A to przecież rodacy. Ci dziennikarze, ci histerycy czy katolicy.

Wierzę, że Polska to jest wielka rzecz. Bez względu na symbole, wybory, czarne skrzynki.

Pokój tym, co zginęli. Pocieszenie, dla ich bliskich.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Mateusz Czarnecki

Absolwent Polonistyki UJ, zajmuje się redakcją książek. Mąż wspaniałej żony i tato czterech córek. Mieszka na wsi polskiej.