Pokora jest otwartością na prawdę – Nawiedzenie NMP

W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [ziemi] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę.

Po co Maryja idzie do Elżbiety?

W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [ziemi] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: „Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona [jest], która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana”. (Łk 1.39 – 45)

“Małe miasteczko, w którym nic się nie dzieje, którego mieszkańcy karmią wyobraźnię odpryskami życia niedalekiej stolicy i stare małżeństwo, u którego dzieje się jeszcze mniej niż u innych, bo Bóg nie dał mu potomstwa. I nagle kapłan Zachariasz w niewyjaśniony sposób traci mowę podczas służby w świątyni. Ludzie snują pobożne domysły, co też tam się wydarzyło? Parę miesięcy później nowa sensacja. Dla wszystkich staje się oczywiste, że żona Zachariasza wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu oczekuje dziecka.

Dla Elżbiety był to kairos, czas misterium, czas niezwykłej bliskości Boga. Doznała dotknięcia Pana (Tak uczynił mi Pan) i trwała w nieustannej dla Niego wdzięczności i zadziwieniu, skupiona, rozradowana, rozmodlona, prawdziwa w tym sposobie bycia. Strzegła swej tajemnicy starannie (pozostawała w ukryciu) przez pięć miesięcy, ale od pewnego momentu tajemnica przestała być tajemnicą i wszyscy zaczęli poczynać sobie z nią na miarę właściwej sobie wrażliwości.

Właśnie wtedy przychodzi do niej Maryja. Po co Pan wysłał ją do Elżbiety?

W każdym miasteczku są ludzie, którzy uważają za swój obowiązek obdarzać innych skarbami swego doświadczenia. Pomocnic i instruktorek miała Elżbieta na pewno pod dostatkiem, ale ona chciała ten czas przeżyć na kolanach. Jak Samson trwać na tej swojej “górze”, w odosobnieniu, gdy tymczasem mieszkańcy Judy robili wszystko, by ją związać i oddać w ręce Filistynów, to znaczy nadać temu jej osobistemu misterium wymiar właściwy ich pojęciom i emocjom.

Aż z Galilei musiała przyjść Ta, która samą swoją obecnością stwarzała przestrzeń dla tego misterium i była dla Elżbiety skałą ocalenia wśród harmidru i gadaniny całej armii poczciwych, rozgdakanych kumoszek. Osłaniała ją przed czymś, co im obu było z gruntu obce. Tylko Maryja umiała jej w tym czasie towarzyszyć na tym samym poziomie głębi”.

Archiwalny wpis blogowy prof. M. Grabowskiego, Liturgia.pl

Zobacz także