Polka liturgiczna

Przemówienie Jego Ekscelencji abp. Alexandra Kinga Sample’a (z Portland w stanie Oregon), wygłoszone 19 czerwca 2013 na konferencji CMAA (Church Music Association of America) w Salt Lake City, w stanie Utah.

Jestem bardzo wdzięczny za zaproszenie i głęboko zaszczycony możliwością wystąpienia na 23 konferencji o muzyce sakralnej, zorganizowanej przez Church Music Association of America. Jestem tym bardziej szczęśliwy, że mogę być tutaj, w przepięknej Katedrze św. Magdaleny w Salt Lake City, w miejscu, w którym miałem przyjemność koncelebrować i celebrować świętą liturgię przy wielu okazjach.

Chciałbym rozpocząć moją prezentację od podania czterech przykładów pochodzących z mojego duszpasterskiego doświadczenia, które ilustrują to, co mam nadzieję dziś Państwu przekazać.

1. Po diecezjalnej konferencji dla młodzieży ktoś stwierdził, że w momencie rozpoczęcia mszy świętej straciliśmy ducha modlitwy, który nam towarzyszył do tej pory. Konferencji towarzyszyła popularna muzyka modlitewna i wielbieniowa dla młodych ludzi, ze współczesnymi instrumentami, perkusją, gitarami elektrycznymi, wzmacniaczami i żywiołowym bitem. Jednak kiedy przyszedł czas na celebrowanie liturgii, naciskałem, by oprawa muzyczna była odpowiednia do sprawowania mszy świętej. Komentarz brzmiał mniej więcej tak: „Mieliśmy pobudzone i podekscytowane dzieciaki, a potem rozpoczęła się msza i uderzyliśmy w ścianę. Nudna muzyka, pełna czci, wolna i bardziej medytacyjna zabiła ducha, który nam do tej pory towarzyszył”.

2. Widziałem ostatnio pewne ćwiczenie katechetyczne, którego intencje są bardzo dobre, ale w mojej opinii, samo w sobie jest chybione. Ćwiczenie ma pomóc młodym ludziom zauważyć, że msza sama w sobie jest potężną i wspaniałą formą modlitwy, nawet jeśli nie jest „ekscytująca” na poziomie ludzkim. Zrozumiałem to tak: „Nawet jeśli nie każda msza może być postrzegana jako ‘ekscytujące przeżycie’, to Paschalne Misterium jest w niej uobecniane i to samo w sobie jest jej potęgą”. Powód, dla którego uznałem ćwiczenie za nieco zwodnicze jest następujący: zawiera ono wewnętrzne założenie, jakoby w idealnej sytuacji, msza święta winna być ekscytująca w ludzkim, emocjonalnym wymiarze, szczególnie jeśli odprawiana jest z udziałem ludzi młodych.

3. Pewien bardzo solidny proboszcz organizujący corocznie „Polka Mass” kiedyś powiedział mi, że jest ona organizowana z wielką czcią i szacunkiem, a muzycy w nią zaangażowani są bardzo pobożni. Nie wątpię w ich szczerość i dobrą wolę.

4. Na konferencji, podczas której wygłaszałem referat dla muzyków parafialnych jedna z obecnych osób, zdecydowanie sceptyczna wobec sugestii powrotu do śpiewanych antyfon mszalnych, zapytała: „Czy msza święta nie powinna być świętowaniem?” Pytanie implikowało tezę, że śpiewanie chorału gregoriańskiego jest czymś wrogim wobec zwyczajowo radosnej i „świątecznej” natury muzyki mszalnej, która była bliska pytającemu.

http://www.youtube.com/watch?v=iu5N_EOC0Qc|image=http://i1.ytimg.com/vi/iu5N_EOC0Qc/1.jpg

Wszystkie te przykłady potwierdzają tezę, że zbyt długo staraliśmy się, by muzyka sakralna służyła czemuś, czemu ze swej definicji służyć nie powinna. Sobór Watykański II, podtrzymując wielowiekową tradycję Kościoła, przypomniał, że celem kultu Bożego wypełnianego poprzez świętą liturgię jest oddanie chwały Bogu i uświęcenie wiernych.

Zdecydowanie zbyt często forsowaliśmy źle rozumiany cel, a nawet całą listę celów przypisanych do świętej liturgii. Pozwoliliśmy na to, zamiast umożliwić prawdziwemu, wewnętrznemu i zasadniczemu znaczeniu liturgii wyrazić się w świecie, obrzędach, pięknie, sztuce, zasadzie decorum i muzyce.

To jest moja zasadnicza teza, którą dzisiaj stawiam. Musimy ponownie odkryć w Kościele, a w wielu przypadkach odkryć po raz pierwszy, prawdziwego „ducha liturgii”. Kiedy osiągniemy głębsze zrozumienie tego, czym liturgia właściwie jest, nauczymy się jak ją dobrze celebrować.

Przykłady, które podałem dowodzą, że staramy się narzucić liturgii niewłaściwy cel. W pierwszym przypadku (konferencji dla młodzieży) najwidoczniej upatrywano go w „emocjonalnym rozbudzeniu” zgromadzenia i utrzymywaniu go w permanentnym duchowym ferworze. Drugi przykład (katechezy z dobrym zamiarem) dowodzi, że idealna liturgia winna być ekscytująca (czytaj: atrakcyjna) na ludzkim, emocjonalnym poziomie. Przykład Mszy w rytmie polki, mimo szczerej pobożności i rewerencji muzyków, pokazuje, że zdarza się nam celebrować liturgię w stylu bardziej odpowiednim dla sal tanecznych niż dla świątyni. Być może jest to pewien szczególny rodzaj ekspresji polskiej kultury. Jestem w połowie Polakiem i uwielbiam dobrą polkę, ale nie w czasie Mszy!

Ostatni przykład uważam za najciekawszy. Czyż Msza Święta nie powinna być radosną celebracją, świętowaniem? Z całą pewnością. Ale prawdziwe pytanie brzmi: „Co my celebrujemy?” Czy celebrujemy tylko po to, żeby uczestniczyć w pełnym radości obrzędzie? Czy celebrujemy po to, żeby wywołać w sobie określone emocje, „dobrze się czuć” w trakcie liturgii? Innymi słowy: czy świętujemy dla samego świętowania? Czy święta liturgia zogniskowana jest na Bogu, czy na nas samych?

Co tak naprawdę celebrujemy? Jeżeli tego nie wiemy, jesteśmy w wielkim kłopocie, gdy przychodzi do celebrowania Mszy. To pytanie przypomina mi księdza, który lubił opowiadać dowcip na zakończenie każdej Mszy Świętej, z takim zamiarem, żeby ludzie opuszczali świątynię z uśmiechem na ustach. Ludzie z reguły zapamiętywali dowcip jednocześnie zapominając to, co powiedział w czasie homilii. Właściwy cel Mszy został przysłonięty przez zewnętrzną intencję kapłana.

O ile znamy prawdziwe znaczenie i prawdziwy cel sprawowania liturgii, o ile głęboko rozumiemy czego w niej dopełniamy, a raczej, co istotniejsze, czego Chrystus dopełnia w liturgii, o tyle jej celebracja będzie odzwierciedleniem naszej ignorancji bądź nie. Jeżeli utracimy zakotwiczenie w tej istotowej, wewnętrznej rzeczywistości, będziemy się rozglądać na morzu dryfujących wokół nas interpretacji, których wyrazem są często niezbyt budujące celebracje.

Papież Benedykt XVI zwrócił naszą uwagę na tę najważniejszą sprawę – rozumienie prawdziwej wewnętrznej istoty i celu liturgii determinuje sposób, w jaki powinna być celebrowana. Jestem przekonany, że większość z obecnych tu osób jest zaznajomiona z pismami papieża Benedykta o liturgii świętej. Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na jedną z książek, noszącą tytuł „Duch liturgii”. W tej monumentalnej pracy otrzymujemy wgląd w spojrzenie Benedykta XVI (Josepha Ratzingera) na kosmiczną naturę liturgii.

Po dogłębnym i teologicznie bogatym przedłożeniu na temat prawdziwego ducha liturgii, nasz Papież Emeryt dokonuje praktycznego przełożenia jego rozumienia na sposób, w jaki celebrowana jest liturgia. Rozważa takie kwestie jak znaczenie architektury kościelnej, ołtarza i kierunku modlitw liturgicznych, wystawienia Najświętszego Sakramentu, czasu świętego, świętych obrazów i naturalnie relacji zachodzących pomiędzy muzyką i liturgią.

Następnie, papież rozważa formy liturgiczne. Zestawia fundamentalne liturgiczne pryncypia elementami rytu, takimi jak: znak krzyża, liturgiczne postawy, gesty, głos ludzki, westymenta i inne.

Przesłanie jakie wypływa z tych rozważań przypomina, że fundamentalne rozumienie i szacunek dla prawdziwego znaczenia, celu i ducha liturgii kształtuje decorum i sposób w jaki odbywa się cała liturgiczna akcja. Czy w przykładach, które przytoczyłem na początku mamy do czynienia z sytuacjami, w których prawdziwy duch liturgii znajduje swoje adekwatne i wierne odzwierciedlenie w rycie, a szczególnie w podejściu do muzyki sakralnej? Sądzę, że nie i mam nadzieję zobrazować to poprzez zgłębienie prawdziwego znaczenia liturgii.

Zanim przejdę dalej, pozwólcie że dodam jeszcze jedną istotną myśl. Jestem przekonany, podobnie jak wielu innych, że odnowa i reforma liturgii świętej jest bez wątpienia kluczowym i istotowym elementem nowej ewangelizacji. Przez długi czas byłem zdania, że jeżeli Kościół ma zamiar wypełnić swoją misję we współczesnym świecie musi uporządkować trzy rzeczy. Pierwszą jest katecheza i formacja dzieci, młodzieży i dorosłych. Drugą jest odnowa liturgii, która nie pozostaje bez związku z pogłębioną katechezą wiernych. Trzecią sprawą są dzieła miłosierdzia, służba ubogim i odrzuconym, która jest niczym innym jak wypełnieniem misterium celebrowanego w liturgii świętej.

Jednak zanim nie doprowadzimy do porządku celebracji liturgii i innych form kultu, obawiam się, że będziemy daremnie się trudzić, starając się popchnąć nową ewangelizację na właściwe tory. Kościół uczy nas, jak powtórzył Sobór Watykański II, że liturgia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Oznacza to, że jest ona najważniejszą rzeczywistością, w której uczestniczymy jako Kościół. Wszystkie inne sakramenty Kościoła, jak również wszystkie pozostałe prace apostolskie i starania wypływają z liturgii i do niej nas odsyłają. Jeżeli to prawda, to najważniejszym zadaniem, przed jakim stajemy jest dopasowanie aktów Bożego kultu do umysłu i wielowiekowej tradycji Kościoła. To wydaje się zupełnie oczywiste.

Pozwólcie, że powrócę teraz do pytania o to co tak naprawdę celebrujemy w liturgii, szczególnie w Mszy świętej. Jest ona rzeczywiście celebracją, ponieważ celebrujemy w niej głębokie misterium naszego odkupienia w Jezusie Chrystusie. Celebrujemy paschalne misterium. W szczególności uobecniamy sakramentalnie, w sposób bezkrwawy jedyność ofiary Chrystusa na przebaczenie grzechów, który pokonał śmierć i otworzył nam drogę do życia wiecznego. Zwyczajowo mówimy czasem, że celebrujemy świętą ofiarę mszy. Być może powinniśmy używać tej terminologii nieco częściej.

Jednym z typowych pytań ankietowych zadawanych katolikom, mających ustalić ich znajomość doktryny wiary jest pytanie o ich wiarę w realną obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii. Zazwyczaj ankieter przedstawia kilka odpowiedzi do wyboru, z których każda prezentuje odmienne rozumienie rzeczywistości realnej obecności. Ostatnie badania Gallupa tego rodzaju wskazują, że mniej niż 1/3 katolików wskazała prawidłową odpowiedź.

Równie niepokojące mogłyby się okazać wyniki podobnej ankiety dotyczącej istotowego znaczenia celebracji, jaka ma miejsce podczas mszy świętej. Jaki procent katolików dowiódłby swojego rozmienia zasadniczej natury mszy świętej jako ofiary Chrystusa prawdziwie uobecnianej na ołtarzu? Podejrzewam, że bardzo niewielki. A właśnie w tym miejscu leży problem. Jeżeli nie wiemy, co celebrujemy, to skądże mamy wiedzieć, jak to robić?

Nikt nie może mi zarzucić powrotu do rozumienia mszy, który należy do przeszłych czasów. Sobór Watykański II przypomniał i potwierdził w najmocniejszy z możliwych sposobów teologię pierwszych wieków chrześcijaństwa i znaczenie mszy świętej. Sobór pouczył, że Ten, który raz ofiarował Sam Siebie na ołtarzu Krzyża, Jezus Chrystus, teraz ofiaruje Siebie poprzez ręce kapłana w sposób sakramentalny na ołtarzach kościołów, zachowując swoją jedyną ofiarę na wieki, aż do Jego ponownego przyjścia w chwale. Jest to zarazem święta uczta, na której otrzymujemy od Pana ofiarę Jego miłości, Jego Samego, Jego prawdziwe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo jako pokarm dla naszych dusz.

Pozwólcie, że podążając w głąb rozumienia Eucharystii, posłużę się rozważaniami na temat kosmicznego wymiaru liturgii, autorstwa papieża Benedykta XVI. Zdaję sobie sprawę, że to sformułowanie może za pierwszym razem zabrzmieć jak jakaś odmiana „new age”, jednak wyjaśnienie liturgii, jakiego podjął się kardynał Ratzinger w swoim wywodzie jest w takim stopniu wierne tradycji Kościoła, w jakim można by tego oczekiwać od przyszłego następcy św. Piotra.

Jest to bardzo głębokie i teologicznie bogate wytłumaczenie liturgii. Nie jest łatwo uchwycić je w całości i może się okazać, że potrzeba będzie wielokrotnej lektury, aby się w nie zagłębić. Pozwólcie, że pokuszę się o próbę skrótowej jego interpretacji, która nawet dla mnie jest zrozumiała.

Podczas każdej mszy świętej następuje istotowe zetknięcie się trzech rzeczywistości w jednym czasie i miejscu. Celebrujemy i uobecniamy to, co już wydarzyło się w historii: to, co dokonało się w Chrystusowej zbawczej śmierci i zmartwychwstaniu. Po drugie, już teraz zanurzamy się w przyszłość, w to, co ma nastąpić: Chrystusowy powrót w chwale na końcu czasów, by sądzić żywych i umarłych. Podczas gdy te dwie rzeczywistości są celebrowane, uczestniczymy jednoczeście w niebiańskiej liturgii, która nieustannie odbywa się wobec wszechmogącego Boga.

 

Tłum. Łukasz Serwiński

Źródło: musicasacra.com

Zobacz także