Pomiędzy źródłem a szczytem (8)

„Dla osiągnięcia tej pełnej skuteczności wierni mają przystępować do liturgii z należytym usposobieniem duszy, myśli swoje uzgodnić ze słowami i tak współpracować z łaską niebieską, aby nie otrzymywali jej na darmo. Dlatego duszpasterze powinni czuwać, aby czynności liturgiczne odprawiano nie tylko ważnie i godziwie, lecz także aby wierni uczestniczyli w nich świadomie, czynnie i owocnie.” [Sacrosanctum concilium, 11]

W punkcie jedenastym sobór porusza dwie kwestie: właściwą postawę wiernych oraz obowiązki ciążące na duchownych. Najpierw jedno ustalenie terminologiczne: łaciński oryginał stosuje temin fideles (wierni) oraz sacris pastoribus (pasterze w rzeczach świętych, duszpasterze). Zakładam wobec tego, że są zbór pastoribus jest podzbiorem zbioru fideles – a zatem to, co ojcowie soborowi mówią o wiernych dotyczy również pasterzy. 

Co do „wiernych”, sobór stawia przed nimi trzy cele/poprzeczki/wymagania. Mają uczestniczyć w liturgii świadomie, czynnie i owocnie. O te trzy słowa stoczono już niejeden bój. Co ojcowie soborowi mieli na myśli? Analiza tekstu podaje bardzo prostą odpowiedź: uczestniczyć świadomie, to „przystępować do liturgii z należytym usposobieniem duszy”, do czynnego uczestnictwa konieczne jest „uzgodnienie swoich myśli ze słowami”, zaś „współpracowanie z łaską niebieską, aby nie otrzymywać jej na darmo” jest tożsame z uczestniczeniem w liturgii w sposób owocny.

Uczestnictwo świadome (scienter) jest czymś fundamentalnym, realizacją chrześcijańskiej antropologii w obszarze kultu: Bóg stworzył człowieka jako wolnego i rozumnego, zatem „gdy człowiek działa w sposób świadomy, jest – jeśli tak można powiedzieć – ojcem własnych czynów” (KKK 1749; zob. KKK 1745). Bez świadomości trudno właściwie mówić o uczestniczeniu; jest to raczej coś w rodzaju nieświadomej obecności, jaka może być udziałem zwierząt, roślin czy przedmiotów. Niech to będzie nawiązaniem i uzasadnieniem mojego głosu w dyskusji o roli osoby w liturgii (wypowiadanie vs. bycie wypowiadanym). Tak, jak trudno sobie wyobrazić, by ktoś przymuszony do przebywania w świątyni w trakcie liturgii, był jej rzeczywistym uczestnikiem, tak też obecność co prawda dobrowolna, a jednak nieświadoma, bez właściwego nastawienia, postanowienia, stanu duszy, uniemożliwia skuteczne uczestnictwo w liturgii.

Uczestniczenie czynne (actuose) zakłada udział umysłu (mens) oraz głosu (vox) w uwielbieniu, które osoba składa Bogu. I znów: bezmyślne (o ile to możliwe) uczestniczenie nie jest tym, do czego wezwany jest chrześcijanin w czasie liturgii. Można zapytać, czy zatem odmawianie różańca w trakcie mszy jest spełnieniem postulatu czynnego uczestniczenia? I tu odpowiedź wcale nie jest taka łatwa, jak by się wydawało; należy zapytać, o czyj głos (polskie tłumaczenie: słowa) chodzi? Jeśli o słowa uczestnika, to tak – starsza pani odmawiająca różaniec w czasie Eucharystii uczestniczy czynnie; śmiem jednak twierdzić, że chodzi o głos celebransa lub wspólnoty – innymi słowy: o nigryki. Sobór warunkuje skuteczne uczestnictwo w liturgii od myślenia o tym, co – używając kościelnego języka – dzieje się na ołtarzu. Do tej kwestii trzeba będzie powrócić przy rozważaniu problemu języka liturgicznego oraz formy udziału wiernych w celebracjach.

Wreszcie, trzecim warunkiem skutecznego udziału jest owocne (fructuose), to jest: niedaremne uczestnictwo. Tak ogólne sformułowanie niewiele mówi filozofowi, jest natomiast wystarczająco wymowne dla chrześcijanina (Mt 7,16; Gal 5,22-23; Łk 13,6-9; 2Kor 6,1; itd.). Liturgia ma dwa wymiary: oddanie chwały Bogu i uświęcenie człowieka. Nie można żadnego z tych elementów utracić, nie gubiąc jednocześnie istoty chrześcijańskiego kultu. Wezwanie do współpracy z łaską nie dotyczy – jak zapewne wielu katolików uważa – jedynie życia moralnego; należy także do uczestnictwa w liturgii: to ona stanowi przecież źródło chrześcijańskiej egzystencji.

Sobór stwierdza, że pasterze „powinni czuwać, aby czynności liturgiczne odprawiano nie tylko ważnie i godziwie” – a zatem dla ojców Vaticanum II czymś oczywistym był wymóg, by sakramenty celebrować w sposób ważny i godziwy. Pewnie dla większości czytelników brzmi to jak banał, coś niewartego wzmianki. Jednak – będę się upierał – dla wielu sacris pastoribus kwestia ważnie-nieważnie, godziwie-niegodziwie stanowi dziś coś całkowicie marginalnego. Znacznie istotniejsze dla nich jest „dobro wiernych” (i tu pod pręgieżem stawiam tak postępowców, jak choćby duchownych z FSSPX). Niemniej, sobór mocno podkreśla, że warunek „ważnie i godziwie” jest co prawda konieczny, lecz niewystarczający dla właściwego i skutecznego sprawowania i przeżywania liturgii. To na pasterzach Kościoła ciąży obowiązek i odpowiedzialność za „świadome, czynne i owocne” uczestniczenie w świętych czynnościach przez świeckich. Jak w świetle tego ocenić przypomnianą niedawno na jednym z tutejszych blogów wypowiedź ks. Pawlukiewicza czy postawę większości naszych proboszczów?


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Sebastian Gałecki

Sebastian Gałecki na Liturgia.pl

Filozof, etyk i bioetyk, chrześcijanin, teolog-amator, motocyklista, z urodzenia częstochowianin, poszukiwacz pytań i odpowiedzi.