Post ferias

Dawno temu, kiedy pracowałem w bibliotece,*) pewna starsza pani z Teksasu (jej mąż pierwszy raz w Europie był w 1945), powiedziała mi, że na tym świecie należy tylko pracować, a dopiero w niebie będziemy odpoczywać, bo tak jest napisane w Biblii. (Jeśli czyta to jakiś biblista, to proszę, niech poda odpowiednie sigla.)

Odpoczynek czas skończyć. Przynajmniej odpoczynek od blogów. I napisać, co się w czasie owego odpoczynku (świeć, Panie, nad owym czasem) zdarzyło.

Przede wszystkim, ze zgrozą sobie uświadomiłem, że chciałem być bardziej papieski od papieża. Albowiem odpowiadając w jednym z komentarzy na uwagę o nawracaniu napisałem coś, czego pisać nie powinienem, o ostatnim Soborze. W czasie odpoczynku czytałem m.in. konstytucję apostolską Jana XXIII Humanae salutis, ogłaszającą zwołanie Soboru, jak też przemówienia tego papieża, wygłaszane w czasie sesji soborowych. W Humanae salutis papież pisał: Odnów w naszych czasach Twoje cuda, jak przez nową Pięćdziesiątnicę, i pozwól swemu Kościołowi świętemu, który trwa jednomyślnie i nieustannie na modlitwie z Maryją, Matką Jezusa, a prowadzony jest przez świętego Piotra, aby rozszerzał królestwo Boskiego Zbawcy, królestwo prawdy i sprawiedliwości, królestwo miłości i pokoju. Amen. A w przemówieniu wygłoszonym 8 XII 1962, na zakończenie pierwszej sesji Soboru, Jan XXIII mówił: Niewątpliwie, zajaśnieje wówczas upragniona nowa Pięćdziesiątnica, która Kościół obficie wzbogaci duchowymi siłami, i rozszerzać będzie we wszystkich dziedzinach ludzkiej działalności macierzyńskie natchnienie i zbawczą moc Kościoła. Do biskupów zaś niemieckich papież tak pisał o owocach, jakie miał przynieść święty Sobór: Kościół święty, mocny w wierze, ugruntowany w nadziei, bardziej gorliwy w miłości, niech rozkwitnie z nową, młodzieńczą mocą; a oparty na najświętszych prawach, niech coraz skuteczniej i bez przeszkód rozszerza Królestwo Chrystusa.

Jan XXIII odbiera cześć jako błogosławiony. Podobno jego wybór na papieża określono jako przymusowe lądowanie Ducha Świętego. Czy mamy zakładać, że pragnienia papieża – zwołania Soboru dla odnowy Kościoła i lepszego zrozumienia jego miejsca we współczesności – były tylko jego fantazją, chorą wizją, która miała Kościołowi przynieść szkodę?

Zakończenie mojego odpoczynku było bardzo przyjemne: otóż, nie posiadając zdolności bilokacji, wszedłem w posiadanie autografu Benjamina Bagby’ego, z osobistą dedykacją, prosto z Jarosławia. Przy okazji odkryłem nowe smaki (Bogu dzięki, że nie zepsuł ich widok bladej, gołej łydki osoby duchownej, która wprawiła w zdumienie całą naszą biesiadującą kompanię – ha, a następnym razem to już chyba ta śliwowica koniecznie?), powspominałem angielskie seriale mojego dzieciństwa, i recytowałem na ulicy Beowulfa. Bardzo miła końcówka odpoczywania!

*) Moje życie zawodowe jest stosunkowo ubogie: nauczanie i biblioteka. Moja znajoma, Grażynka, polonistka, była kelnerką i krupierką; a inna znajoma, pani Róża, która teraz uczy francuskiego, pracowała m.in. jako stewardessa i opiekunka do kota. A znam też kogoś, kto był szoferem amerykańskiego milionera…


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Marcin L. Morawski

Marcin L. Morawski na Liturgia.pl

Filolog (ale nie lingwista) o mentalności Anglosasa z czasów Bedy. Szczególnie bliska jest mu teologia Wielkiej Soboty. Miłośnik Tolkiena, angielskiej herbaty, Loreeny McKennitt i psów wszelkich ras. Uczy greki, łaciny i gockiego. Czasami coś tłumaczy, zdarza mu się i wiersz napisać. Interesuje się greką biblijną oraz średniowieczną literaturą łacińską i angielską. Członek International Society of Anglo-Saxonists, Henry Bradshaw Society.