Postscriptum do wpisu „szatańskiego”

Na jednym z forów internetowych (już nie pamiętam na jakim) przypadkiem znalazłem dyskusję wokół mego wpisu blogowego z początku lutego o satanistycznej książce La Veya. Ktoś otworzył wątek cytując fragment mego wpisu, po czym wywiązała się dyskusja, w której inicjator wątku został skrytykowany za sam fakt zamieszczenia cytatu. Ponieważ ta krytyka pośrednio odnosi się do mnie i ponieważ niezależnie od tamtej dyskusji ktoś z czytelników mego wpisu mógł mieć podobne wątpliwości, postanowiłem krótko odpowiedzieć.

Pierwszy zarzut to ten, że powoływanie się na książkę La Veya oznacza robienie jej reklamy. Prawdę powiedziawszy, trochę miałem taką obawę, stąd w moim wpisie dwukrotne stanowcze odradzenie sięgania do niej. Moje własne zajrzenie do tej książki było wyłącznie natury duszpasterskiej, tzn. było wstępem do przekonania właścicielki książki (osoby oddalonej od Kościoła i niepraktykującej), aby ją zniszczyła, co zresztą się stało. Chciałem mieć choćby minimalne pojęcie o tej publikacji, aby móc rzeczowo o niej dyskutować i wskazać na czym konkretnie polega jej szkodliwość. Słusznie lub nie, uznałem, że książka na tyle odsłania perfidię Złego i jego realny wpływ w różnych aspektach naszej rzeczywistości, że warto tym się podzielić na blogu. Nie uważam, aby cokolwiek w moim wpisie stanowiło zachętę do lektury albo mogło rozbudzić jakąś chorą ciekawość sprawami demonicznymi.

Drugi zarzut brzmiał mniej więcej tak: wyciąganie jakichś pozytywnych wniosków z takiej książki oznacza przyznanie jej rangi pozycji mądrościowej, co samo w sobie jest już tryumfem szatana. Nie zgadzam się. Nie chodzi o traktowanie jako pozycję mądrościową, ale raczej jako pozycję, w której wróg zdradza swoją własną strategię, co można wykorzystać przeciwko niemu, a wtedy staje się to jego klęską a nie tryumfem. Podobnie traktuję np. apoftegmat Ojców Pustyni, w którym jeden z Ojców w trakcie egzorcyzmów pyta uciekającego diabła czego się boi najbardziej i słyszy, że pokory albo fragment "Dzienniczka" św. Faustyny, w której diabeł mówi Faustynie, że często kusi osoby zakonne do gnuśności – uważam to za całkiem cenne informacje, pomagające w rozeznawaniu duchowym, co bynajmniej nie stawia diabła w roli doradcy duchowego. Posłużę się jeszcze jednym porównaniem z dziedziny dyplomacji. Gdyby dyplomaci zachodni w latach 30. potraktowali bardzo serio "Mein Kampf" Hitlera, zachowaliby czujność i nie prowadziliby wobec niego katastrofalnej polityki ustępstw. I bynajmniej nie oznacza to traktowania "Mein Kampf" jako pozycji mądrościowej tylko o wzięcie na serio tego, co wróg mówi sam o sobie.


Wpisy blogowe i komentarze użytkowników wyrażają osobiste poglądy autorów. Ich opinii nie należy utożsamiać z poglądami redakcji serwisu Liturgia.pl ani Wydawcy serwisu, Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.

Zobacz także

Maciej Zachara MIC

Maciej Zachara MIC na Liturgia.pl

Urodzony w 1966 r. w Warszawie. Marianin. Rocznik święceń 1992. Absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego na rzymskim "Anselmianum". W latach 2000-2010 wykładał liturgikę w WSD Księży Marianów w Lublinie, gdzie pełnił również posługę ojca duchownego (2005-2017). W latach 2010-2017 wykładał teologię liturgii w Kolegium OO. Dominikanów w Krakowie. Obecnie pracuje duszpastersko w parafii Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Bazylianówka w Lublinie. Ponadto jest prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej na lubelskiej Poczekajce, a także odprawia Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w rektoralnym kościele Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica w Lublinie....