Prawdy zabić się nie da

28 grudnia – Świętych Młodzianków, męczenników, liturgia słowa: 1 J 1, 5–2,2; Mt 2, 13–18

Dlaczego w ludziach istnieje tyle zła i okrucieństwa? Skąd się ono bierze? Dlaczego ulegamy złości i nienawiści? Rzeź niewinnych dzieci, dokonana przez Heroda, ma bardzo konkretne uzasadnienie: lęk o utratę władzy. Ale przecież to Dziecko nie było w stanie zagrozić jego panowaniu, najwyżej mogłoby udaremnić przejęcie władzy przez jego syna lub nawet wnuka.

Widać jednak, że lęk jest stanem irracjonalnym, nie ma nic wspólnego z realistyczną oceną sytuacji. Mówimy przenośnie, że strach ma wielkie oczy. Jego wielkość bierze się z wyobraźni. Jej wytwory mogą tak przerazić, że nie pozwalają spokojnie spojrzeć na rzeczywistość. Nie pozwalają się zdystansować do siebie i trzeźwo ocenić sytuacji. Lęk powoduje, że czujemy zagrożenie naszego istnienia i tożsamości. Dlatego uruchamia on w nas najmocniejsze siły i to w sposób najbardziej gwałtowny. Ostatecznie lęk staje się najważniejszy i steruje postępowaniem człowieka właściwie we wszystkich dziedzinach. Jeżeli pojawia się problem niewzbudzający lęku, możemy jeszcze w miarę trzeźwo sądzić i decydować. Każde jednak dotknięcie strefy lękowej powoduje gwałtowną reakcję.

Herod jako król przez swój lęk dokonał ogromnego spustoszenia. Zazwyczaj jednak my nie mamy takich możliwości jak on, ale na naszą miarę dokonujemy podobnego spustoszenia w otoczeniu. Przede wszystkim przez pojawiającą się nienawiść. Jeżeli jeszcze, co jest dosyć częstym zjawiskiem, wyraża się ona złością, obmową albo oczernieniem, to spustoszenie staje się bardzo dotkliwe. Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego (Mt 5,22). Oczerniający najczęściej nie czuje wagi swojego grzechu, bo jest całkowicie zaprzątnięty swoim przeżywaniem, a wyobraźnia podsuwa mu wszelkie możliwe usprawiedliwienia, które bardzo chętnie przyjmuje.

Dzisiejszy fragment Ewangelii jest niezmiernie wymowny. Herod popełnił zbrodnię, bo chciał zabić prawdę, której jednak nie da się zabić. Zabił zatem tych, których zabić mógł, a byli blisko samej prawdy, czyli niewinnych. Taka sytuacja jednak powoduje wzrost wyrzutów sumienia i jeszcze większą agresję wobec prawdy. Mechanizm ten jest typowy. Kto nie przyjmuje prawdy w prostocie, będzie ją chciał tak czy inaczej zabić, a ponieważ tego się nie da zrobić, będzie niszczył tych, którzy są prawdy najbliżej. Nie można pogodzić ze sobą życia w prawdzie i kłamstwa w jakiejkolwiek postaci:

Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą (1 J 1,5n).

Każdy z nas kiedyś uległ pokusie obrony siebie wbrew prawdzie, co św. Jan bardzo mocno podkreśla. Dlatego dla każdego z nas podstawowym gestem wobec prawdy jest wyznanie swojej winy. Dopiero to wyznanie, będące uznaniem najbardziej fundamentalnej prawdy o naszym życiu, pozwala wejść na drogę prawdy. To wyznanie jawi się jako coś strasznego, coś, co podważa fundament naszej tożsamości. Wydaje się nam, że uznanie winy odbiera nam rację naszego istnienia. Okazuje się jednak, że jest zupełnie inaczej:

Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy (1 J 2,1n).

Przez wyznanie w przedziwny sposób jednoczymy się z Chrystusem. Dzieje się tak dlatego, że nie budujemy już swojej tożsamości na naszym „ja”, które „musi być niewinne”, ale na Chrystusie, który staje się naszą jedyną nadzieją, naszym życiem i wszystkim, staje się naszą sprawiedliwością wobec Boga (zob. 1 Kor 1,30).

Włodzimierz Zatorski OSB

Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 1, Tyniec 2010. Zapraszamy do zapoznania się z ofertą Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec.

Zobacz także